[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było wpół do piątej.Na litość boską, Germaine, gdziejesteś?Dorośli są tacy.samolubni.Robią tylko to, czego sami chcą, co sami uważają zasłuszne.Dlaczego oboje rodzice pracują? Wiedział, że ojciec musi być bogaty, bo zawszejezdził olbrzymim samochodem i bardzo często woził go kierowca.Poza tym mieli jeden znajwiększych domów w Leesport.Benji mieszkał w nim od urodzenia, a to oznaczało, żekupili go w czasie gdy mama nie pracowała, tylko siedziała w domu i opiekowała się nim, Benjim.Co za głupota! Gdyby nie poszła do pracy, sama mogłaby się przekonać, że nic munie grozi w drodze ze szkoły.Germaine, gdzie ty się podziewasz!W sumie wszystko sprowadzało się do tego, że miał tylko jednego prawdziwegokumpla, a była nim Jasmine.Fakt, czasem strasznie się wymądrzała, ale chętnie brała udziałwe wszystkich zabawach, kiedy tylko zechciał.Tylko że z nią nie było tak samo fajnie jak zSeanem.Poza tym Jasmine gotowa się zabujać w tym durnym Szkocie.Trzeba być idiotą,żeby pomyśleć, że o n się utopił! I jeszcze zaczął na niego wrzeszczeć.Jak śmiał? Pracowałprzecież u jego rodziców.Głupi i na dodatek niegrzeczny.Pewnie dlatego jest tylkoogrodnikiem.Nie tak jak tato, który potrafi zarządzać wielką firmą komputerową.Z drugiejstrony jednak Jasmine nie ma chłopaka.Fuj, nie zniesie tego, jeśli zaczną ze sobą chodzić!Znów zerknął na zegarek i raz jeszcze kopnął plecak z książkami.Potem wstał z ławkii zaczął spacerować po chodniku tam i z powrotem.Gdyby mógł w jakiś sposób wykazać się w szkole, przekonać ich wszystkich, że jestjuż dorosły, dowieść, że się mylą traktując go jak ciamajdę.Próbował grać w futbol, ale byłwolniejszy od innych chłopców w drużynie i nigdy za nimi nie nadążał.Z kolei w baseballunie mógł trafić w piłkę albo wypuszczał ją z rąk.Myślał o tym, żeby wziąć udział w turniejupoetycko-muzycznym zorganizowanym przez nauczycieli, ale każdy ze złożonych utworówpuszczany był rano przez szkolny radiowęzeł i Benji po prostu w i e d z i a ł , że na samdzwięk jego nazwiska wszyscy umrą ze śmiechu.To było po prostu.beznadziejne!Spojrzał znów na zegarek.Za dziesięć piąta.Zawrócił do ławki i podniósł plecak.Niema zamiaru dłużej czekać na tę głupią babę.Wróci do domu pieszo, a Germaine niech goszuka.Dobrze jej tak! Miał nadzieję, że Jasmine dobrze jej nagada.Zarzucił plecak na jednoramię i zerknąwszy jeszcze raz na jezdnię, by się upewnić, że Germaine nie nadjeżdża, ruszyłw stronę centrum Leesport.Cieszyła go każda chwila zakazanej swobody.Bez pośpiechu oglądał wystawysklepów przy głównej ulicy, potem wstąpił do bistra na kakao i drożdżówkę z jagodami.Dojadł ją po drodze na Barker Lane.Miał ochotę przejść się aż do klubu i popatrzeć, jak grająw tenisa, ale zrezygnował, wiedząc, że Jasmine będzie się o niego martwić.Poza tymnajprawdopodobniej spotkałby na kortach szkolnych kolegów, a na to nie miał najmniejszejochoty.Skręcił w Barker Lane i powoli ruszył w stronę domu.Przeszedł dostatecznie długi odcinek podjazdu, by zobaczyć, że samochód ogrodnikawciąż stoi zaparkowany obok szopy, kiedy posłyszał chrzęst opon na podjezdzie.Zielonydżip zahamował gwałtownie tuż obok niego.Nie gasząc silnika, wyskoczyła z niego Germaine z furią malującą się na szczurzej twarzy.- Gdzie się u licha podziewasz? Piętnaście minut czekałam pod szkołą, jakbym niemiała tysiąca ciekawszych zajęć niż niańczenie jakiegoś gówniarza!- Bardzo długo cię nie było - rzekł cicho Benji.- I co z tego? Twoja matka płaci mi, żebym cię woziła, więc masz czekać, aż przyjadę,zrozumiano?- Mhm - mruknął chłopiec wbijając wzrok w czubki butów.Posłyszał szczękkuchennych drzwi i podniósł oczy na tyle, by zobaczyć nogi Jasmine, biegnącej ku nimścieżką.- %7łebyś mi się na przyszłość nie ważył nigdzie ruszać! - krzyczała dalej Germaine.-Zrozumiano?- Co tu się dzieje? - zapytała zdyszana Jasmine.- Ten głupi szczeniak wrócił dziś ze szkoły pieszo - syknęła Germaine ze złością.-Czekałam na niego k w a d r a n s pod tą kretyńską budą i co? Smarkacz poszedł sobie naspacer, wbrew w y r a z n e m u zakazowi matki! Na twoim miejscu dałabym mu zdrowodo wiwatu!- Ach, tak? - Jasmine wolno pokiwała głową, splotła ręce na piersi i spytała spokojnie:- A o której godzinie dziś się pojawiłaś?Germaine przygryzła wargę.- To nieistotne - odparła napastliwym tonem.- Ma tam siedzieć i czekać, dopóki nieuznam za stosowne przyjechać!- A o której dziś uznałaś za stosowne przyjechać? - ponowiła pytanie Jasmine.Germaine poczerwieniała.- Dostatecznie wcześnie, żeby.- Skoro ty nie chcesz mi odpowiedzieć - przerwała jej Jasmine - zapytam Benjiego.-Położyła chłopcu rękę na ramieniu.- Benji?- Poszedłem za dziesięć piąta, bo myślałem, że już jej nie będzie.- Za dziesięć piąta! - Jasmine podniosła głos, mierząc Germaine morderczymspojrzeniem.- Za dziesięć piąta! Znowu spózniłaś się ponad pół godziny! Wiesz doskonale,że chłopak kończy lekcje piętnaście po czwartej!- Jak śmiesz do mnie pyskować! Za kogo ty się w ogóle uważasz, ty czarna.- Dosyć tego! - wtrącił się obcy głos.Nikt nie dostrzegł Davida, który zbliżył się kunim z grabiami w ręku i nieodstępną Dodie u nogi.Germaine obrzuciła ich szyderczym wzrokiem. - A ten to niby kto? - spytała pogardliwie.- Nieważne.- David mówił cichym, opanowanym tonem.- Sądzę, że powiedziała jużpani i tak za wiele.Proszę wsiąść do swojego samochodu i natychmiast stąd odjechać,z r o z u m i a n o ?Germaine powiodła spojrzeniem od niego do Jasmine i z powrotem, obróciła się napięcie, wskoczyła do dżipa, po czym z wściekłością zatrzasnęła drzwi.Po chwili wychyliłasię jeszcze przez okno, by zawołać:- Bądzcie pewni, że Jennifer się o tym dowie! Zaraz zadzwonię do niej do biura!- Tak zrób - odparła cynicznie Jasmine.Germaine mruknęła coś pod nosem, zawróciła samochód, puszczając spod kółfontanny żwiru, i odjechała, na pożegnanie wystawiwszy przez okno środkowy palec.Pozostała trójka patrzyła za nią w milczeniu.Kiedy dżip zniknął za zakrętempodjazdu, Jasmine obróciła się do Benjiego i położyła mu rękę na ramieniu.- Wszystko w porządku?- Mhm - mruknął.- No to dobrze.Ja tam nie mam do ciebie pretensji.Postąpiłeś całkiem dorośle i jestemz ciebie dumna.Benji podniósł głowę i uśmiechnął się nieśmiało.- A teraz idz, wez sobie z lodówki kakao czy co tam chcesz.Ja zamienię tylko paręsłów z Davidem i zaraz do ciebie przyjdę.Twarz chłopca sposępniała.Rzuciwszy Davidowi chmurne spojrzenie, powlókł się dokuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •