[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alebywały momenty - zwykle w środku nocy, kiedy siedział w gabinecie i popijał whisky - gdypróbował sobie wyobrazić taki telefon.No bo niby jak, zakładając, że facet naprawdę jestzawodowym zabójcą do wynajęcia, taka rozmowa wygląda? Jak się przedstawia takiejosobie? Co się mówi? Doszedł do wniosku, że przede wszystkim nie używa się własnegoaparatu.W końcu zadzwonił z budki telefonicznej w pralni samoobsługowej na Drugiej Aleina Manhattanie, gwarnego miejsca bez widocznych kamer monitoringu.Wziął głębokioddech, włożył pieniądze i wybrał numer.Ktoś odebrał, ale się nie odezwał, i Edmundprzeleciał w myślach przygotowane wcześniej teksty.- Witam.Dostałem pański numer od przyjaciela.Mam dla pana propozycję.To niejest dowcip.Nie powiedział nic więcej, a połączenie zostało zerwane.Godzinę pózniej zadzwonił z tej samej budki.- Moglibyśmy się gdzieś spotkać? Myślę, że chciałby pan usłyszeć, co mam do powiedzenia.Klik.Następnego dnia, przy czwartym podejściu, o dziesiątej rano, jakiś głos powiedział:- Proszę zadzwonić za godzinę.Z budek telefonicznych na Grand Central.Halagłówna.Edmund wykonał polecenie.- Metro, linia numer 6.Niech pan wysiądzie na Morrison Avenue, wyjdzie z peronu nastronę północną i czeka.Edmund znalazł się w punkcie, z którego nie było odwrotu.Wykonał tylko kilkatelefonów i nagle miał się spotkać z kimś, o kim wiedział, że jest zabójcą.Patrzył napodróżnych przechodzących przez dworzec, zwykłych szarych ludzi, takich jak on.Wiedział,że jeśli posunie się dalej, będzie już innym człowiekiem.Ale miał też świadomość, że jeślinie podejmie działania, straci pieniądze i rodzinę.Straszliwy plan Jerry ego dawał munatomiast jeszcze jakąś nadzieję.Poza tym w głowie pojawiła mu się jeszcze inna myśl, której nie potrafił zignorować.Ci dwaj naukowcy narażali na szwank jego interes.To przez nich znalazł się w tej sytuacji iniech go licho, jeśli pozwoli, by im to uszło na sucho.Pojechał metrem na północ do części Bronksu, w której nigdy jeszcze nie był.Wysiadłz pociągu na smaganym wiatrem peronie.O jedenastej przed południem dokoła nie byłoprawie żywej duszy: tylko dwóch mężczyzn, którzy tak jak on wysiedli z metra.Powlókł siędo wyjścia i stanął tuż przy ulicy.Sprawdził swój telefon, przeszedł przez jezdnię raz, potemdrugi, szukając jakichś śladów życia.Nagle podjechała do niego ciemnogranatowa furgonetka, otworzyły się tylne drzwi.Jakiś głos z wnętrza powiedział, żeby wsiadał, i Edmund wsiadł.Samochód natychmiastruszył, a jego ktoś chwycił za ramiona, nakleił mu taśmę na usta i wcisnął worek z materiałuna głowę.Został obszukany, czyjeś ręce wcisnęły mu się pod pachy i w krocze.Następniezdarto z niego ubranie, całe, i nagiego, związanego i zakneblowanego, rzucono na podłogęfurgonetki, która przez wieki, jak mu się zdawało, sunęła ulicą, a potem wreszcie sięzatrzymała.- Dobra, panie Edmundzie Mathews, bogaty bankierze z Greenwich, skąd ma pan tennumer? - zapytał jakiś głos z przodu.Edmund usiłował odpowiedzieć, ale miał zaklejone usta.Wymamrotał coś tylko i głosoświadczył:- O, bardzo niegrzecznie z mojej strony.Pozwólmy człowiekowi się wypowiedzieć. Brutalnie zdarto mu z ust taśmę i wzdrygnął się z bólu.- Od znajomego.Nie chciał powiedzieć, skąd go ma.- Hmm.Więc czego pan chce?Wyłuszczył swoją prośbę.Nie trwało to długo, ale musiał kilka razy wyjaśniać powódi konieczność użycia polonu.- Dobra, zrobimy tak.Niech pan jutro przyjdzie na stację metra Middletown Road ojedenastej rano.Z zaliczką.Bezzwrotną.Na znak dobrej woli.Powiedzmy, pięćdziesiąttysięcy dolarów we franklinach.Oddajcie człowiekowi jego ubranie.Rozwiązano mu ręce i nogi i ubrał się szybko.Furgonetka znowu ruszyła, zatrzymałasię po kilku minutach i Edmund wysiadł na ponurym parkingu na tyłach jakiegoś pustostanu.Zorientował się, że jest niedaleko od miejsca, w którym został zabrany z ulicy, i wróciłmetrem na Manhattan.Tego wieczoru ze zdwojoną siłą odezwał się jego instynkt ucieczki.Wiedział, że jeślizawiadomi FBI, będzie mógł im wydać Jerry ego i gościa z furgonetki, kimkolwiek jest, i razna zawsze uwolnić się od tego wariackiego planu.Ale nie uwolniłby się od LifeDeals, GloriiCroft i swojego nadciągającego upadku.Przyszedł wreszcie raport z danymi od StatisticalSolutions, ale tylko potwierdził to, co obaj z Russellem już wiedzieli.Gdy tylko hodowlanarządów stanie się rzeczywistością, cały ich biznesplan wezmie w łeb.Duch walki wrócił.Następnego dnia znowu pojechał na Bronx i znowu przyjechała po niego furgonetka,choć innego koloru.Znowu go związano i rozebrano, ale szybciej zwrócono mu odzież imiłosiernie nie zaklejono ust, za co był wdzięczny.Gdy się ubrał, zorientował się, że zkieszeni marynarki zniknęła koperta z pięćdziesięcioma tysiącami dolarów.- Dziękuję za pieniądze - powiedział ten sam głos.- Ktoś bardziej przezorny pewniewyrzuciłby pana z auta i cieszył się tym, ile mu skapnęło za jeden dzień pracy.Alepoczytałem sobie o panu, panie Mathews, i jestem zaintrygowany.Potem poczytałem oludziach, których chce pan zlikwidować, i pomyślałem: Co oni robią? Nie rozumiem, jestemprosty człowiek.Potem pomyślałem: Gość chyba mówi serio.Nie wiem dlaczego, ale takpomyślałem.I myślę też, że to bardzo kosztowny plan.Ktoś musi pojechać do Rosji, kupićten radioaktywny materiał od bardzo złych ludzi i nie dać się złapać.Potem trzeba podaćcelom ten materiał i jeszcze bakterię i też nie dać się złapać.Możemy to zrobić, ale nie zamilion.- Za ile w takim razie?- Dwa miliony.I pół.- Jezu. - Panie finansista, wiem, gdzie pan mieszkasz i ile zarabiasz.To nie jest jedna ztransakcji na Wall Street.Ja nie negocjuję.Taka jest cena.A jutro będzie wyższa.- Okay.- Przepraszam, ale nie słyszę.Możesz powtórzyć pan głośniej?- Okay - powtórzył Edmund.Trzy dni pózniej spotkali się znowu.Edmund powiedział Russellowi, że potrzebujedużej ilości gotówki, ale nie wyjaśnił na co.Russell zapytał raz, ale kiedy Edmund wpadł wszewską pasję, bez słowa wykonał polecenie.Minęło dwa i pół dnia, zanim zdążył zebraćpółtora miliona dolarów z różnych kont firmowych i osobistych.Edmund włożył banknoty dodużej torby i pojechał pod adres, który podano mu przez telefon.Okazało się, że jest to tensam parking, na którym został wysadzony po pierwszym spotkaniu.Jeszcze raz wsiadł dofurgonetki i jeszcze raz przeszedł przez tę samą poniżającą procedurę.- Wygląda na to, że mi pan ufasz - powiedział głos.- Dostałem już od pana jedenmilion pięćset pięćdziesiąt tysięcy, a nie kiwnąłem nawet palcem w bucie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    e("menu4/17.php") ?>