[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Do stu diabłów! Nieszczęście!Zaczął gwałtownie chodzić po pokładzie mrucząc do siebie: Hm, teraz wszystko wydaje mi się jasne.To dlatego tak dobrze znali całą historię.Aadniesię spisałem, nie ma co.Dałem im się podejść jak jakiś uczniak, wszystko wypaplałem.Muszę to naprawić.Peters!Majtek zjawił się natychmiast. Na rozkaz! Ubierz się natychmiast przyzwoicie i po cywilnemu, pójdziesz razem ze mną do miasta.Poznasz tych łotrów? Naturalnie. To spiesz się.Musimy ich złapać choćby za cenę własnego życia.Na brzegu najpierw udali się do urzędu celnego, gdzie otrzymali potwierdzenie, że nijakiAntonio Veridante był tam, nie pozostało im więc nic więcej, jak rozpocząć poszukiwania wmieście.W wędrówce swej trafili do restauracji.Wagner zmęczony i zziajany musiał niecoodpocząć, podszedł do stolika, przy którym siedziało tylko dwóch jegomościów.Szczególnąuwagę zwracał jeden z nich, o ogromnym nosie.Aż cofnął się na widok tego nochala.41 Obcy mężczyzna zauważył to i splunąwszy potężnie powiedział: Proszę bliżej, proszę się nie obawiać, mój nos nie gryzie.Wagner uśmiechnął się lekko i rzekł: W to nie wątpię.Skłonił się grzecznie młodemu towarzyszowi nochala i przedstawił krótko: Kapitan Wagner.Młody człowiek podniósł się nieco i odpowiedział: Kapitan Helmer.Jego towarzysz uczynił to samo mówiąc: Kapitan Sępi Dziób.Wagner usiadł wpatrując się bacznie w twarz młodzieńca. Jeżeli się nie mylę, to musieliśmy się już kiedyś spotkać  powiedział w końcu. To niemożliwe  odparł Helmer. Uderza mnie pańskie ogromne podobieństwo, do jednego z mych znajomych. Do kogo? Do pewnego kapitana o tym samym nazwisku. Helmer? Właśnie tak.Na twarzy Roberta pojawiło się skupienie. Skąd pochodził?  spytał. Z Kreuznach, w Moguncji.Robert aż podskoczył wołając: To mój ojciec. Ojciec? Pan także jest Niemcem? Oczywiście. Proszę wybaczyć, że zapytam; czy ojciec pański przypadkiem nie zaginął? Tak, jakieś dwadzieścia lat temu. Tak, to on. A gdzie teraz jest? Tutaj, w Meksyku. %7łyje? Jak najbardziej. Jest pan tego pewny? Oczywiście.Właśnie niedawno przypłynąłem tutaj, by zawieść do Europy całetowarzystwo.Mam czekać na nich w porcie. I jest pan pewien, że się nie myli?  spytał rozgorączkowany Robert. A czemu miałoby być inaczej, przecież wykonuję tylko polecenia hrabiego Ferdynanda.Co prawda przekazał mi je jakiś czas temu, aleja zawsze robię co do mnie należy. Ach, co za szczęście, że pana spotkaliśmy! Przepraszam, że przerwę, ale muszę panom powiedzieć, że do restauracji wszedłem tylkona chwilkę, bo właśnie wszędzie szukam dwóch zbirów. Zbirów? A tak, pan jest przecież synem jednego z nieszczęśników i powinienem pana zwszystkim zaznajomić.Wie pan kogo poszukuję? Skąd mam wiedzieć? Gasparino Kortejo i Landolę.Pobladły Robert zawołał z największym zdumieniem: Landolę i Korteja? Ich pan szuka? Właśnie. Tutaj, w Meksyku? W Vera Cruz?42  Nie inaczej. Oni są tutaj? Tak, wiem to z całą pewnością, sam ich przywiozłem na moim parowcu.Jak osioł dałemsię im podejść i uwierzyłem w ich sfałszowane dokumenty.Dopiero gdy opuścili statekdowiedziałem się jak brzmi ą ich prawdziwe nazwiska. Czyli, że to naprawdę oni? Mogę panu przysiąc. Przybyli zapewne po to, aby pokrzyżować nam nasze plany i wszystko zepsuć.Musimyich jak najprędzej złapać.Jak wyglądali.Kapitan dokładnie opisał ubrania i wygląd swoichpasażerów. To wystarczy  zauważył Robert. Szukał ich pan w całym mieście? Szukałem, ale bez skutku. Na dworcu kolejowym także? Kapitan zrobił frasobliwą minę. Na dworcu?  zapytał. Niestety, o tym nawet nie pomyślałem. Nie?  powiedział Helemer  Ależ to powinno być pana pierwszą myślą. Zgadza się, ale nie pomyślałem. Zapewne opowiedział im pan, że całe towarzystwo powróciło z wyspy i jak ich znambędą robili wszystko, aby pozacierać ślady swych zbrodni. Tak opowiedziałem im wszystko. Także to, że tamci już od trzech miesięcy przebywają w Meksyku? To także. Będą się więc bardzo spieszyli.Zapewne swe pierwsze kroki skierowali na dworzec.Ktowie czy się nam już nie wymknęli.Teraz nie mamy czasu na dalsze rozmowy.Musimy sięspieszyć, natychmiast wyruszamy na dworzec.Zapłacili i szybko udali się na stację.* * *Robert się nie pomylił.Jak już wiemy, Kortejo i Landola spotkali się na dworcu z myśliwym Grandeprisem.Nietracąc czasu spytali o pierwszy odjeżdżający pociąg: Za dziesięć minut  odparł konduktor. Chcecie nim panowie jechać? Tak  odpowiedział Kortejo. Bardzo mi przykro, ale to niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ jadą nim tylko żołnierze i urzędnicy państwowi. To przykre. Panowie bardzo się spieszą? Ogromnie. My dwaj jesteśmy Hiszpanami, a ten pan jest amerykańskim myśliwym. To fatalnie.Hiszpanów przewozić nam nie wolno, a tym bardziej Amerykanów.Grandeprise sięgnął do kieszeni i wyjął skórzany portfel.Wyciągając z niegodwudziestodolarówkę, rzekł z uśmiechem: Oto moja legitymacja.Kortejo i Landola poszli za jego przykładem.Twarz urzędnika rozjaśniła się. Ha!  zawołał. Ta legitymacja całkowicie wystarczy, proszę tylko wymienić swojenazwiska i podać mi paszporty do przejrzenia, a z wielką przyjemnością zajmę się resztą. Ja jestem adwokatem z Barcelony, a nazywam się Antonio Veridante  odparł Kortejo. A ten drugi pan? To mój sekretarz.43  Mają panowie paszporty? Tak, oto one.Przejrzał papiery, po czym sam otworzył im drzwi do wagonu mówiąc: Proszę wsiadać, ale prędko bo pociąga zaraz rusza.Rzeczywiście za pół minuty usłyszeligwizd lokomotywy i pociąg zaczął się zwolna toczyć po szynach.W Lamoto stały dyliżanse, więc cała trójka kupiła sobie natychmiast bilety.Kortejo iLandola wsiedli do środka, a Grandeprise ulokował się na dachu, bo w środku dla niego byłozbyt mało powietrza.Można powiedzieć, że było to na rękę dwójce łotrów, gdyż bez żenadyzaczęli ze sobą rozmawiać: Wierzy pan w to opowiadanie i historię o ojcu Hilario z Santa Jaga?  spytał LandolęKortejo. Wierzę, mój brat w życiu nie skłamał. W takim razie u tego zakonnika znajdziemy mego brata. Prawdopodobnie  odparł Landola. Ale musimy się spieszyć.%7łeby w stolicy wszystko poszło dobrze i po naszej myśli. Chodzi tylko o ten cmentarz. Mam jeszcze coś innego do zrobienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •