[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wodę do picia doprawiła kilkoma kroplami soku zmakowych liści, bo wiedziała, że to uspokoi Hali-zę izłagodzi ból.Więcej jednak zrobić nie mogła.Zresztą wcale też niechciała.Kiedy opuszczała pomieszczenie, zabrała lampę zpowrotem.Haliza już nie krzyczała.Filia postanowiła, że o niej zapomni.Tygodnie z wolna mijały, w końcu nadszedł czas, wktórym przez miasto przechodzić będą wielkie karawany zewschodu.Jak zwykle miasto napełniało się wtedy tłumamikupców.Przybywały z daleka statki i zatrzymywały się wporcie na wybrzeżu, gdzie wła-151 ściciele kramów zarabiają więcej w ciągu czterech ty-godni niżinni przez cały rok.W powietrzu wyczuwało się nadchodzące wydarzenia.Wszędzie aż się roiło od obcych, niewysokich, p skośnychoczach, którzy jedli całkiem inne jedzenie.Tańczyli innetańce, jezdzili na wielbłądach i na koniach całkiemniepodobnych do tych, jakie hodowały plemiona wokółBakkah.Spotykało się czarnych mężczyzn o barkach szerokichjak wielbłądzie siodła.Kołysali się z boku na bok, kiedy szliprzez miasto z pozbawionymi wyrazu twarzami i długą ostrąbronią u pasa.Koptyjscy rzemieślnicy proponowali swoje naczynia,meble, wyroby ze skóry oraz koszyki.Z namiotów i kramówsyryjskich kupców głośno zachwalano szkatułki rzezbionew afrykańskie wzory.W wąskich przejściach prowadzącychna miejski rynek tłoczyli się ludzie ze wszystkich zakątkówświata, stapiali się w mieszaninie głosów, zapachów, barw idzwięków.Rozległa pustynia rozciągająca się za góramiwypuszczała ze swoich objęć szeregi udręczonych upałem,półżywych podróżnych.Zwiętowali swoje nad niązwycięstwo winem i rozrzutnością.Dhermia słyszała zgiełk dochodzący z przeludnionegomiasta w oazie jedynie jako daleki szum.Przeważnie siedziała przy posłaniu Jahiza i czekała, ażon odpowie na jej pytanie.Ich codzienne spotkania przedłużały się coraz bardziej.Młody człowiek zdawał się pogrążony w czymś w rodzajudelirium, być może w jego wnętrzu zamiesz- kał jakiś duch,który przemawiał teraz przez jego usta?Opowiadał najbardziej niewiarygodne historie opotężnych wężach, starych kozłach i świętych książętach152 pokoju.Cierpliwie pozwalała mu powtarzać wnieskończoność słowa, które świadczyły o jego szaleństwie:- Jestem strażnikiem pucharu.Matka i biały bógpowierzyli mi to zadanie.Nigdy nie wypuszczę go z rąk.Domyślała się, że jakiś potężny dżinn musiał wziąć jegociało w niewolę.Bo chociaż majaczył, zrobił się blady iwychudł, to mięśnie ramion i pozostałe palce wciąż byłysilne.Nie wypuścił pucharu ani na moment, nie jadł, niechodził do ustępu.Ona go pielęgnowała, prała cienkąpościel, w której sypiał.I karmiła go ostrożnie rosołem, zupą cebulową, fasolą iryżem.Kiedy księżyc odmienił się cztery razy, Jahiz przestałpytać o Filię.Dhermia jednak coraz częściej odczuwała dziwny ciężarw piersi.Smutek, który być może brał się stąd, że żyła wdomu, w którym leżało dwóch mężczyzn umarłych, choć ichserca nadal biły, a ciała nie zaczynały się rozkładać.%7łebyż on umarł.To chyba wtedy puchar wypadłby z magicznego uścisku?Dhermia nie miała odwagi prosić nikogo o radę.Alepewnego wieczora, gdy wypiła trochę za dużo wina, a wdodatku żuła liście przynoszące spokój i sen, poszła do Filii,by ją wypytać o duszę pucharu.Filia przyjęła ją pod niskim dachem chroniącym kuchniędla niewolników.Ciepłe pomieszczenie wyglądało tak jakdawniej, kobiety sprzedane jako niewolnice do domuDhermii pochrapywały na trzcinowych matach za podartymizasłonami.Tylko Filia czuwała.Siedziała z przytomnymi oczyma irękami splecionymi na brzuchu, jakby cze-153 kała na Dhermię właśnie tej nocy, o tej godzinie.- Dlaczego nie sypiasz w pokoju mamy, który cidałam?- Nie jest mój.Nigdy mój nie był.- Mówisz tak dziwnie, Filia.Czy znowu miałaśjeden ze swoich ataków?Filia uśmiechnęła się jakby nieobecna myślami.- Tak, być może.Dhermia zdenerwowała się trochę.Chłodnanieobecność siostry przerażała ją bardziej niżdawniejsze wybuchy i grozne krzyki Filii.Nie wiedziała, co zrobić, by udobruchać lubzałagodzić siostrę.Podała jej po prostu słodkiedaktylowe wino, które przyniosła w wysokim kielichu.- Chcesz się ze mną napić? Za ducha matki i za podróż ojca do krainy zmarłych.Filia podniosła wzrok.- Czy on umarł?Dhermia wpatrywała się w ciemnobrunatną ciecz.- Nie.jego chyba uwięził jakiś ghul [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl



  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kodyfikacja.pev.pl