[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tulvaotarła łzę, która nagle spłynęła jej po policzku.Napięcie ostatnich bolesnych dni stawało się coraz trudniejsze do zniesienia dla mądrejgospodyni.Ole długo się namyślał, małymi łyczkami popijając ciepły, słodki napój z dzbana.Dostatecznie dobrze znał Tulvę, by zrozumieć, \e prosi go o pomoc.Wreszcie jednym haustemopró\nił naczynie do dna, otarł krople piwa z brody i przedstawił swoją propozycję:- Mogę zabrać Liv i jej dziecko ze sobą.Znam kogoś, kto potrzebuje jeszcze jednej dziewkiw obejściu, na pewno przyjmą te\ i dzieciaka.Będzie musiała cię\ko pracować, ale to dobrzyludzie, zatroszczą się, \eby ani ona, ani mała nie zaznały głodu i chłodu.- Dokąd by miała jechać? - dopytywała się nie bez lęku Tulva.- Do Kaupanger, targowej wioski, nieco ni\ej nad fiordem.Pan na dworze to mój przyjaciel,winien jest mi zresztą przysługę.Liv na pewno dostanie pracę jako najmłodsza ze słu\ących -mówił Ole.Tulva zastanowiła się.Rzeczywiście, to mogło być jakieś wyjście.Liv jednak wcią\ była zasłaba, a i dwudniowe dziecko nie prze\yje podró\y wodą.Nie, wyjazd trzeba odło\yć do czasu, a\rany Liv się zabliznią, a z jej piersi popłynie mleko.Najlepiej, gdyby mogła odpocząć jakieś pięć,sześć tygodni, lecz nie ona pierwsza będzie musiała się podnieść z połogu du\o wcześniej, gdy \ycie tego za\ąda.I wprawdzie malutka przyszła na świat kilka tygodni przed czasem, alewyglądała na silną i zdrową.Przetrzyma przeprawę łodzią, jeśli tylko zimowa pogoda oka\e sięłaskawa.Even powiedział Olemu o tym, \e pastor zdecydował, by Kari z Sina pilnowała Liv idziecka.Widać duchowny tak\e brał pod uwagę mo\liwość ucieczki Liv z wioski!- Zajmiemy się tym problemem, kiedy przyjdzie na to pora.Chyba rzeczywiście znalazłeśdla nas wyjście, Ole - powiedziała Marta.Przyszła właśnie od Liv, u której chwilę siedziała.Znała Olego jeszcze z czasów, kiedy był młodzieńcem, i to znała lepiej ni\ inni.Nigdyjednak z niczym się nie zdradziła.Milczała, kiedy ludzie zastanawiali się nad jego pochodzeniem i\yciem, jakie wiódł.O\ywiona podeszła do potę\nego mę\czyzny i zdumiała wszystkich, siadając mu nakolanach.Ole \artobliwie nią potrząsnął i mocno objął w pasie.- Marta, kochana, a więc \yjesz jeszcze, staruszko?- Jak widzisz! Ale du\o czasu upłynęło, odkąd wydłubywałam ołów z twojego cielska.Jakci się wiedzie?- Jak zwykle w podró\y, moja droga - odparł i bez wysiłku zestawił drobną kobietą napodłogę.Even i Tulva nie kryli zaskoczenia.Za\yłość tych dwojga była dla nich zupełną nowością!Bez trudu dało się zauwa\yć, \e Martę i Olego łączy niejedno.Zasiedli do rozmowy, z zapałemwymieniając nowiny o znajomych i nieznajomych.Gospodarze zostawili ich samych, i tak przecie\zbli\ał się wieczór, mo\e i oni wcześniej się poło\ą.Na poddaszu pod ciepłą skórą Even i Tulva przytulili się do siebie, zajęci prowadzonąszeptem rozmową.Przedtem upewnili się, czy z nogą Karla wszystko w porządku, Tulva zmieniłaopatrunek i napoiła dziecko resztką słodkiego piwa.Chłopiec zasnął szybko i spokojnie.Even czuł przy sobie ciepłe ciało \ony, objął ją ramieniem.Przytuliła się do niego jeszczemocniej, westchnęła zadowolona.Rozwiązanie problemu wydawało się jasne.Liv na pewno będzieprzykro, \e musi opuścić wioskę, lecz kto wie? Mo\e szansa czeka na nią właśnie w innej wsi, tamgdzie nikt jej nie zna i gdzie dziecko mogłoby nawet uchodzić za jej młodszą siostrzyczkę.?Even pogładził \onę po włosach, i on nareszcie zdołał się odprę\yć po dramatycznychwydarzeniach ostatnich dni.Wspaniale, \e mają siebie nawzajem!Nie pierwszy raz Tulva dziękowała Bogu za Evena, \adna kobieta chyba nie miała równiedobrego i pracowitego mał\onka.Nigdy nie usłyszała odeń złego słowa, w trudnych chwilachzawsze ją wspierał.Starała się odwzajemnić mu troskliwość, Even nigdy nie musiał szukać ciepła uprostych dziewek w komórkach obory.Poło\yła teraz szorstką, spracowaną dłoń na jego piersi.Powoli przesunęła ją w dół, podciągnęła koszulę, wodziła ręką po znajomym, jak\e kochanym obszarze.Even jęknął cicho.Pieszczoty \ony sprawiały mu przyjemność, tak rzadko się zdarzało, byona pierwsza zdradzała ochotę na miłosne uciechy.Ciepła dłoń kobiety zmierzała teraz kuzwierzęciu rosnącemu w swoim gniezdzie ciemnych, sztywnych włosów.Pogłaskała je delikatnie,Even zachęcająco kiwnął głową.Oddychał cię\ej, ramiona odruchowo zacisnęły się mocniej na okrągłym ciele, którepotrafiło dać mu tyle przyjemności.Wkrótce nie mógł ju\ dłu\ej czekać, zaciśnięta dłoń \onypieściła go z wprawą, tak jak lubił.Poczuł dr\enie w lędzwiach, mięśnie się napięły i myślał ju\tylko o tym, by spocząć w jej miękkim, wilgotnym uścisku.Tulva wyczuła niepokój Evena, wiedziała, \e jest gotów do następnego kroku.Ona czasamipragnęła czegoś jeszcze, mo\e dłu\szych pieszczot.Często wydawało jej się, \e wszystko dzieje sięzbyt szybko, po latach mał\eństwa poczynania Evena bez trudu dawały się przewidzieć.Pogłaskał ją po policzku, przyło\ył usta do szyi, poczuła gorący oddech na cienkiej,wra\liwej skórze.Kochany Even, jak\e chętnie go przyjmowała! Pocałował ją i legł na niej.Rozzuchwalony giermek napierał, by w nią wejść, lecz ona nie była jeszcze całkiem gotowa.Prędko pośliniła palec i zwil\yła się między nogami.Wtargnął w nią, pospiesznie, z mocą, lecz nie bez czułości.Tak bardzo lubiła czuć go wsobie, zdyszanego, spoconego, z zamkniętymi oczyma.Był teraz w jej władzy! Z radościąobserwowała wpływ, jaki jej własne ciało wywiera na ukochanego mę\czyznę, jego słabość dla jejwilgotnej tajemnicy.Nawet po dwóch porodach ciepło Tulvy zamykało się wokół niego,pozwalając mu poczuć grę jej mięśni i dając intensywną, lecz przez to nigdy długotrwałą rozkosz.Wkrótce przyspieszył rytm, wchodził w nią coraz głębiej, szepcząc jej imię i rozsiewającprzypadkowe pocałunki na twarzy i szyi.Wreszcie po\ądanie osiągnęło szczyt.Zesztywniał.Tulvazamknęła jego nogi w uścisku ud, przesunęła wargi po barku mę\a.Jęknął cicho, powstrzymująckrzyk, i na kilka sekund znalazł się w niebie między białymi udami \ony.Potem, zaspokojony, zapadł w sen jak niemowlę przy pustej piersi.Gdzieś w jakimś innym miejscu domu Marta usnęła w ramionach kochanka, znaczniebardziej nasycona ni\ Tulva.A w małej komorze na dole Liv otuliła kocem to, co było jej najdro\sze. ROZDZIAA VIIINastał ranek i Solgarden znów o\yło.Było wcześnie, jeszcze nie całkiem się rozwidniło.Grudzień przyniósł chłodniejszą pogodę, mgła, która przez cały listopad okrywała zbocza gór ikładła się na wodach fiordu, zniknęła.Pola lśniły teraz szronem, szczególnie na południowej stroniefiordu, gdzie wilgoć i mróz wspólnymi siłami tworzyły arcydzieła na drzewach i łąkach.Morzebyło tego dnia spokojne, zimowo mroczne i chłodniejsze ni\ lód, woda bardziej słona ni\ latem,kiedy wieczne rzeki płynące z topniejących lodowców rozcieńczały morską wodę połyskującązielenią wodą słodką.Wieś le\ała po mniej słonecznej stronie, wysokie góry zasłaniały słońce przez dwa miesiącew roku.Dlatego te\ tysiące lodowych diamentów, które rano pojawiły się nad rzeką, nie lśniły takmocno [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •