[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Los, Bóg czy cokolwiek innego.Ravi rozpoznawał prawdę natychmiast, gdy się z niązetknął. ROZDZIAA XITo nie może być prawda.Ale matka rzeczywiście stoi i uśmiecha się przyjaznie do Arilla.Ojciec zaś klepie go po ramieniu jak starego przyjaciela.Potem rodzice odeszli.Arill został itrudno go było nie zauważyć.- Reina.Zadrżała w lutowym słońcu.- Czego ode mnie chcesz?- Reina, wszystko się teraz zmieniło.Zmrużyła oczy.Czy po to, by powstrzymać łzy?A może była po prostu zła?- Naprawdę? Podszedł do niej.- Wtedy czas jeszcze dla nas nie dojrzał, Reino.Ale teraz.teraz, kiedy twój ojciec wróciłdo domu.twoja matka nie będzie nas już dzielić.My.rozmawialiśmy.- Ach, tak? Rozmawialiście?Przytaknął.Zaczynał tracić odwagę.Reina stała przed nim taka lodowato zimna.- My.ty wiesz, że oddałem wam dwory?Nie odpowiedziała, ale też nie była tą wiadomością zaskoczona.Widocznie więcwiedziała.- Oddałem wszystko, ale twoja matka nie chciała tego wziąć.Teraz też nie chce.Twójojciec poprosił, bym oddał Storlendet Ingalill.-Co?A więc to jest ten najbardziej niebezpieczny 186 punkt.Powinien zatem posuwać siędalej.Zrobił ostatni krok i położył ręce na jej ramionach.- Reina, ja.ja chciałbym z tobą być.Na zawsze.Mogę? Chciałabyś?Wpatrywała się w niego, ale czyż w jej twarzy nie widział przerażenia? Może ona myśli,że to kolejne świadectwo szaleństwa?- Chciałabyś?Potrząsnął nią, chciał usłyszeć jej głos, nie był w stanie już znosić tego milczenia.- Reina!Puścił ją.Wtedy ona jęknęła, przynajmniej tyle, i zasłoniła oczy rękami. Jakiś parobek spoglądał na nich ciekawie zza narożnika obory.Arill złapał ją za ramię ipociągnął za sobą na pola w stronę Zamku Marji.Zatrzymał się dopiero na ścieżce w zagajniku.Usłyszeli śpiew ptaka.- Reina, czy z tobą jest tak samo jak ze mną? %7łe nie mogłaś zapomnieć?Był zdyszany po szybkim marszu, Reina wyczuła jednak w jego słowach rozpacz.On ją błaga, a przecież ona nie chce, żeby tak było.Najchętniej zarzuciłaby mu ręce naszyję, przycisnęła mocno.Nigdy nie wypuściła.Chętnie obiecałaby mu wszystko.Nie była jednak w stanie nawet zwilżyć warg, gdy pisnęła:- Tak.nie mogłam zapomnieć.Wtedy on zaczął wrzeszczeć z wielkiego szczęścia, objął ją wpół, zaczął się z nią kręcić.W jej sercu też coś się otworzyło.Wybuchnęła głośnym śmiechem.W końcu upadli oboje na ziemię, ubrudzili ubrania błotem.Czepek spadł Reinie z głowy izawisł na pobliskim krzaku.- Już się nie boisz? Nie obawiasz się szaleństwa? Potrząsnął głową.- Szaleństwo ogarnia mnie tylko wtedy, kiedy nie mogę być z tobą.Reina odpowiedziała mu uśmiechem.- Ty mnie po prostu oszukałeś.Drgnął.Czyżby ona wiedziała? Co ona powiedziała, te jej dziwne oczy.Ale twarz Reiny była łagodna, malowała się na niej radość.A tak by na pewno nie było,gdyby wiedziała o wszystkim.Jedną tajemnicę jakoś zdoła udzwignąć.Szczęście będzie na pewno wystarczająco wielkie, by pokonać gorycz, która musi płynąćz takiej zdrady.Reina nie powinna się dowiedzieć, nigdy nie powinna być zmuszona do wyboru międzywłasnymi zasadami a tym, co mówi jej serce.Zasłużyła na to, by być kochana.W duszy dziękował wszystkim bogom.Pomyśleć, że tylu mężczyzn jest na świecie, a onazostała przeznaczona właśnie jemu!Musiał ją pocałować.Odpowiedziała mu z wahaniem, niepewnie.Nagle przypomniał sobie, co powinien zrobić.- Och, Reina, to się odbywa nie tak, jak powinno! Puścił ją, podbiegł do wierzbowych zarośli i ułamał parę gałązek, na których zaczynałysię już pojawiać maleńkie bazie.Splótł giętkie gałązki w wieniec.Ukląkł przed nią, zimne błoto przemoczyło mu spodnie,ale nie zwracał na to uwagi.- Czy zechcesz.wyjść za mnie, Reina? Uśmiechnęła się kącikiem ust.Przenosiła oczyz wierzbowego wieńca na jego twarz i z powrotem.Potem skinęła leciutko, zagryzła dolną wargę.Chciała powstrzymać uśmiech.Serce biłospokojnie.On też skinął głową, pociemniało mu w oczach, kiedy wkładał jej wieniec na głowę.Potem ujął jej dłoń.Ucałował palec, na który teraz powinien był włożyć pięknypierścionek.- Jesteś moja - powiedział ochryple.Jej twarz świadczyła o tym, że nie wie, czy się śmiać, czy płakać.Arill wstał, pociągnął ją za sobą.I wtedy oboje wy-buchnęli śmiechem.- Boże, jak my wyglądamy!Starali się oczyścić ubrania, on delikatnie zgarniał brud z jej spódnicy, ale plamy z błotaznikną dopiero w praniu.Dotykał bioder Reiny, czuł zapach jej włosów.Pamiętał smak pocałunku.Boże, jak bardzo pragnął czegoś więcej.Reina drżała lekko, wpatrywała się w niego.- Ja.ja nie mogę uwierzyć, że to prawda.Ja.taka jestem oszołomiona.Czy ja śnię?- Nie, ale, moje biedactwo, to za dużo jak na jeden raz.- Czy może być za dużo radości? Czy można od tego umrzeć?Arill uśmiechał się.- Nie.Nie sądzę.Szczęście to nie jest wiecznie toczący się strumyk, do którego możnawejść.Szczęście jest raczej jak wodospad.Kiedy się człowiek raz z niego napije, potem jużzawsze odczuwa pragnienie.Reina spuściła wzrok.- Byłam taka samotna. Arill milczał.Może ona zechce mu teraz opowiedzieć o tym obcym mężczyznie, o którymludzie gadają.O tym wystrojonym dziwaku, który podobno przyjeżdża w konkury do Reiny zVildegard.Ale ona nie dodała nic więcej.Wziął ją więc za rękę.- Teraz idziemy do domu.- Do Storlendet?- Nie.Do Vildegard.Reina uśmiechnęła się blado.- Chcesz być komornikiem, ty, przyzwyczajony do zarządzania wieloma majątkami?- Przy tobie nigdy nie będę komornikiem.Przy tobie jestem królem.Widzę to w twoichoczach, Re-ino.A ty jesteś królową!- %7łartowniś - szturchnęła go w bok.Ale mocno ściskała jego rękę, kiedy biegli do domu,potem we-mknęła się przez kuchenne drzwi i pobiegła do swojego pokoju, by się przebrać.A więc wezmą ślub.To musi być sen.Nie chciała się jednak ocknąć.To prawda.Wszystko się ułożyło, wszystko to, co wydawało się niemożliwe, spełniło się, i to jednegodnia.Ojciec jest w domu, zdrowy i rzeczywisty.Mama przestała walczyć ze Storlendet.Arill rozmawiał z nimi obojgiem.Dostał ich błogosławieństwo!I ona też odrzuciła wszelkie zmartwienia, w ciągu jednej jedynej sekundy uwierzyła, żewciąż go kocha.Wszystko zaledwie w przeciągu jednej doby.Nuciła wesoło, ręce jej drżały, kiedy wkładała nowe, cienkie pończochy.Niedługo Benjamin przyjedzie do domu, Ingalill nie będzie ich już więcej dręczyć, mamajest szczęśliwa!Starała się odsuwać od siebie podstępne myśli, które wciskały się do głowy: To nie możedługo trwać, Reino.Dobrze o tym wiesz.Goś pójdzie nie tak, jak trzeba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •