[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie rób tego już nigdy! I obaj chłopcy zapuścili się znowu wgąszcz łacioskich koniugacji.Kiedy ksiądz proboszcz po powrocie zapytał Jasia, ten odpowiedział poprawnie nawszystkie pytania. No, wreszcie opanowałeś z grubsza trzecią koniugację  stwierdziłksiądz Balley zadowolony. Jutro zabierzemy się do verha deponentia.Maciek również otrzymał swoją porcję pochwał:  Dobrze wywiązałeś się zobowiązku nauczyciela.Jakkolwiek od tego dnia młody Loras zajął się gorliwie swoimstarszym kolegą i okazywał wobec niego ogromną cierpliwośd, to jednak postępy wnauce były bardzo słabe.Tym razem sam Jan-Maria tracił cierpliwośd.Coraz częściejprzyłapywał się na braku uwagi.Przyszło lato.W domu rodzicielskim wszystkie ręce byłyzajęte pracą, a on., on trwonił czas na uczeniu się łacioskiej gramatyki, która za nic wświecie nie chciała przed nim zdradzid swych tajemnic.Wreszcie pewnego dnia, gdybardziej niż kiedykolwiek nie powiodło mu się, oświadczył księdzu Balleyowi, który napróżno starał się mu dodad odwagi:  Dobrze widzę, że trud księdza jest daremny.Jutrowracam, do Dardilly.Poczciwy kapłan z przerażeniem popatrzył na swego nieszczęsnego ucznia, którystał przed nim blady, z oczyma utkwionymi w ziemię.Wielkimi krokami przemierzyłpokój raz i drugi.Następnie zatrzymał się przed zdesperowanym uczniem i z całąserdecznością i ojcowską słodyczą powiedział:  Chcesz odejśd, biedny chłopcze? To citylko przyczyni nowych cierpieo.Gdy raz wrócisz do domu, ojciec nie pozwoli ci goopuścid po raz drugi.A wtedy trzeba się będzie pożegnad z kapłaostwem. Ależ ja i tak do niego nie dojdę  jęknął boleśnie Jan- Maria. Jest to szalonamyśl i z pewnością nie pochodzi od Boga.Tak jest, możesz mi wierzyd.Tę myślpodszepnął ci ktoś inny, szatan, jestem pewny.Musi w tym mied jakiś wielki interes,skoro przeszkadza ci w osiągnięciu celu.Pan Bóg cię powołuje, jestem tego pewien, aszatan dokłada wszelkich starao, by zagrodzid ci drogę.To nic.Pracuj dalej, a z pomocąBożą dojdziesz do celu.I chodby miało spaśd dziesięd plag egipskich, faraon z Ecully niepozwoli ci stąd odejśd, zanim nie pomoże ci wejśd do Ziemi Obiecanej.A zatem do dzieła!Zatwardziało serce faraona i nie pozwoli ci odejśd. Porównanie nie jest właściwe  zauważył z uśmiechem Jan-Maria. Ksiądzproboszcz nie jest faraonem, lecz Mojżeszem, który swego tępego ucznia prowadzi przez36 pustynię gramatyki łacioskiej. Niech i tak będzie! Ale Mojżesz nie może ustad, do pókinie wprowadzi cię do Ziemi Obiecanej, chodby miał umrzed w drodze. Przyszła mi jeszcze jedna myśl  przerwał młodzieniec. Chcę odbydpielgrzymkę do La Louvesc, do grobu świętego Franciszka Regis.Może on mi przyjdzie zpomocą. To rzeczywiście jest dobra myśl  odrzekł radośnie kapłan. Idz do grobuświętego Franciszka i otwórz przed nim swe serce.U GROBU ZWITEGO FRANCISZKA REGIS (1806)Jan-Maria Vianney wybrał się w podróż w okresie straszliwych upałów.Uczyniłślub, że przeszło stukilometrową drogę odbędzie o zebranym chlebie.Rozpoczął, więcpielgrzymkę ubrany w długą, wieśniaczą bluzę, w chodakach na nogach, z kijem sękatymw ręku i z żebraczą torbą na ramieniu.Od poczciwej ciotki przyjął pożywienia ledwie najeden dzieo, a Franciszek Humbert zmusił go do przyjęcia skromnej sumki pieniędzy, zktórych chłopak postanowił nie zużyd ani grosza.Twarda i nierówna droga, o rozpalonych od słooca kamieniach, zmuszałapielgrzyma do coraz częstszych odpoczynków.Kiedy z nastaniem wieczoru zjawił się nafermie i poprosił o nocleg w stodole lub w stajni, usłyszał stek wyzwisk i przekleostw.Spał, więc pod rozgwieżdżonym niebem.Rano, zdrętwiały od nocnego chłodu, ruszył wdalszą drogę.Ileż to razy w jego rodzinnym domu chętnie udzielano gościny pielgrzymom iżebrakom, a jego teraz wygnano, nie dawszy nawet kawałka chleba.Drugi dzieo zbliżałsię ku koocowi.Dawno już zjadł ostatni kawałek chleba.Słaniał się z głodu, gdy przybyłdo pewnej chaty.Zakołatał do drzwi i poprosił o kawałek chleba, jako o jałmużnę.Kobieta, co mu otworzyła, popatrzyła na niego podejrzliwie. Czy mógłbyś mipomóc rozplątad nici, bo mi się całkiem poplątały?  zapytała w koocu, pokazującprzędzę. Bardzo chętnie. A zatem wez ten koniec i ciągnij powoli nitkę.O tak,bardzo dobrze! Cofaj się, aż nici się rozpłaczą.Vianney tak był pochłonięty zajęciem, że nie zauważył, jak cofając się z powrotemwyszedł za próg.Zaledwie znalazł się za drzwiami, a te z wielkim hałasem zatrzasnęły musię przed nosem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl