[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak? z tego się sam przed sobą nieumiał wytłomaczyć.Przyjmowano Emila grzecznie, ale chłodno, co go jednak nie zrażało.Byłszalenie zakochany w pannie Konstancji, której wyższość umysłowa urok nowynadawała w oczach rozmarzonego chłopca.Parę razy Alfred nie był w domu.aby odwiedziny niezbyt się częstopowtarzały, raz czy dwa przyjął go sam, a siostrze wyjść nie dał.Jednego wieczora Emil przyleciał konno, na karym tak zmęczonym, że bokamirobił, i na wstępie zapowiedział, że ma bardzo pilny, ważny interes i że się zsamym Zellerem widzieć musi.Pan Alfred zaprosił go do swego pokoju.Emilbył tak poruszony, a tak nie nawykły do kroku stanowczego, iż znalazłszy sięsam na sam z panem Alfredem, z trudnością mógł przyjść do słowa.Kosztowałogo wiele rozpocząć rozmowę. Panie dobrodzieju  odezwał się wreszcie, rumieniąc aż do purpury  jamam pana prosić o jedną łaskę, o bardzo wielką łaskę.Zeller stał zdziwiony i zaniepokojony, na myśl mu przyszło, że chłopak sięmoże wyrwać niewcześnie z prośbą o rękę siostry. Cóż to takiego?  zapytał. A! wie pan  prędko począł nieśmiały chłopak, dusząc swój kapelusz trudno mi powiedzieć, a tu czas, czas nagli.Jest to okropna rzecz.okropna. Mów pan śmiało  przerwał Alfred. A! panie! familijna sprawa! nieszczęście!  począł Emil. Ja bardzokocham moją siostrę, bardzo.Widzi pan, mama, nie wiem czemu, chce ją koniecznie oddać do klasztoru.Ona nie chce.Jutro ma ją odwiezć.Julka jest wrozpaczy.Stara się o nią jeden pan, może go pan zna? pan Aleksander? Onachce za niego wyjść, a mama nie pozwala.Jutro! wystaw pan sobie, jutro jadądo Lublina i zamkną ją u brygidek.A! panie! ja pomyślałem sobie, wiem, że tomoże niedorzecznie.ale Julka by uciec mogła i ukryć się przy pannieKonstancji w Owsinach.Nikt w świecie by o tym nie wiedział!Spojrzał błagająco na Zellera, który stał pomieszany, milczący. Gdybyś pan mi pomógł! a! panie! Moja siostra.ja.bylibyśmy muwdzięczni całe życie, nie licząc pana Aleksandra.Zeller jeszcze milczał. Odmawiasz mi pan?  zapytał Emil natarczywie. Prawdziwie  odezwał się w końcu Zeller  jest to prośba tak dziwna.Ajeżeli hrabina się dowie! Nikt w świecie! powiadam panu, nikt w świecie! Wszyscy pomyślą, że panAleksander ją wykradł.Co byłoby się stało, gdyby czas był na to. Ale przypuściwszy, że ja się na to zgodzę.jakże się to ma wykonać? kiedy? zapytał Zeller. Dziś w nocy! jak nie dziś, to już nie można nic uczynić!  rzekł Emil. JaJulkę wyprowadzę za dwór, byle na gościńcu konie były.i może by pannaKonstancja raczyła po nią przyjechać.Cały ten projekt awanturniczy dwa tylko, tak niedoświadczone, dziecinnerozumy wymyśleć mogły, jak Julki i Emila.Nikt by pewnie inny nie wpadł napomysł i nie ważył się chcieć wciągnąć w to obcego człowieka.Każdy też innymoże obcy byłby odmówił.Zeller widział w tym jakby zrządzenie opatrzności,która go wplątywała umyślnie w sprawy rodziny.Brała go może litość nad Juliąi nad poczciwym a niedorzecznym bratem, który osnuł projekt tak szalony.Widząc go wahającego się, a nie odmawiającego zupełnie  Emil począłnalegać, ściskając co chwila, prosząc o pośpiech, malując nieszczęśliwe siostrypołożenie.Alfred poszedł naradzić się z Konstancją, wrócili po chwili oboje i zastali Emila,zawsze jeszcze purpurowego z niepokoju, biegającego z kąta w kąt.Pierwszeto było w życiu jego wystąpienie czynne.Czytanie romansów przyczyniło sięwielce do wyrobienia w nim energii i do kroku, który go nęcił zuchwałościąswoją.Paliła mu się głowa do tego ocalenia.rad był z siebie. A! żeby się to tylko udało! żeby się udało!  wołał w duchu.Nawykły dopobożności, zmówił nawet naprędce trzy  Zdrowaśki na tę intencję.Panna Konstancja lepiej i goręcej to wzięła od brata. Dlaczegóż byśmy mieli odmawiać schronienia siostrze hrabiego?  rzekła. Wszakbyśmy go nikomu innemu nie odmówili.Ja pojadę po nią.Emil rzucił się ręce całować; panna napadnięta tą wdzięcznością, do której się iinne przymieszało uczucie, tak się zarumieniła jak Emil  Alfred uległ. Dobrze więc  rzekł. Konie będą o północy na gościńcu.A jeżeli pogońpójdzie?  Słowo honoru! nie może być pogoni! Do jutra rana nikt się nie dowie.zobaczy pan.Po zawarciu umowy, z której Emil tak był szczęśliwy, jak niejeden zwycięzcapo wygranej bitwie, siadł na koń i popędził do domu.Zaledwie przybywszy,poszedł oznajmić o tym siostrze.Julka więcej od niego miała męstwa,pocałowała go i szepnęła: O północy czekaj mnie na dziedzińcu, ale cicho! cicho!Dziwnie szczęśliwie powiodła się ucieczka.Julia wysunęła się z domu niepostrzeżona, Emil, który na nią czekał, przeprowadził ją do gościńca.Tuznalezli powóz z panną Konstancją, stojącą już od pół godziny.Julia zaledwiemiała czas skoczyć do niego i konie ruszyły małymi drożynami leśnymi kuOwsinom.Woznica, zaprząg, wszystko było doskonale do tej nocnej wyprawyzastosowane.W drodze nie spotkano żywej duszy i panna Konstancja, jakbywracała od rodziców z Parzygłowów, zajechała do domu, gdzie wszystko naprzyjęcie Julki było gotowym.Hrabianka z wielkim męstwem dokonałaucieczki.Przybywszy na miejsce prosiła, aby jej pozwolono nie wychodzić, niepokazywać się i pozostać zamkniętą w pokoju jej przeznaczonym.Na wszystkosię zgodził Alfred, a Konstancja, która w niej zyskiwała przyjaciółkę,nieskończenie gościowi była rada.Emil, na którego patrząc nikt by go w świecie nie posądził o wybryk takzuchwały, odprowadziwszy siostrę, położył się spać, zakrył z głową i udawałciągle potem niewywczasowanego, obojętnego widza.Ten chłód jego nawetuderzył St [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •