[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A teraz, sir, proszę natychmiast przestawić swoje auto.Jak panwidzi, utrudnia pan pracę personelu.- Pieprzyć samochody! - warknął Ed i rzucił mu kluczyki.- Niechsam pan go przestawi - dodał, widząc twarz mężczyzny.- Moja dziewczyna jest ciężko chora, muszę do niej iść.542- Nie wpuszczą pana - ostrzegła kobieta.Ale Eda już nie było.- Czy to dział aktualności? Tak? Mówi Janet Frean.Z tego, cowiem, czekał pan na mój telefon.Chodzi o Marthę Hartley, tędziewczynę z wypadku samochodowego.tak, zaczekam.Oddział F był bardzo cichy; nawet szpital najwyrazniejdostosował się do niedzielnego poranka.Ed pokonał biegiem całądługość korytarza, rozpaczliwie próbując kogoś znalezć.Kiedy zobaczył drzwi z napisem  OIOM", próbował je otworzyć,ale były zamknięte.Obok znajdowały się przyciski oznaczonecyferkami.Zamek cyfrowy.Niech to wszyscy diabli! Zastukałmocno w drzwi.Pojawiła się poirytowana twarz.- Z tego, co wiem, leży tu moja dziewczyna.Martha Hartley.- Owszem, leży, ale na pewno jej pan nie zobaczy.To OIOM.%7ładnych gości.- O Boże! Proszę! Błagam!- Przykro mi, nic z tego.Proszę zaczekać na zewnątrz.Zaminutkę ktoś do pana przyjdzie.- Ale.O, witam, panie Hartley.Jak pan się miewa? To znaczy:jak ona się miewa? Czy.Na twarzy Petera Hartleya widać było potworny smutek.- Kiepsko z nią, Ed - powiedział wielebny szczerze.Nie dziwiłsię, że widzi Eda.- Czy mogłaby pani wpuścić tego młodego człowieka, siostro? Nachwileczkę? To już i tak niczego nie zmieni.Bob Frean stanął w drzwiach gabinetu Jean z chłodną,nieprzeniknioną twarzą.- Janet.543Uniosła palec do ust i zasłoniła dłonią słuchawkę.- Przepraszam, rozmawiam z  Sun".To nie potrwa długo.Bob podszedł bliżej i położył rękę na słuchawce.- Co ty robisz, Bob? Rozłączyłeś mnie! - To dobrze - rzekł.- Taki miałem zamiar.Zanim do nichponownie zadzwonisz, chcę ci powiedzieć tylko jedno, Janet.Jeśliprzekażesz  Sun" jakąkolwiek niemiłą informację na tematMarthy Hartley, ja przekażę im dużo niemiłych informacji o tobie.Zacznę od twojej nieco dziwnej znajomości z MichaelemFitzroyem.Uśmiechnął się do niej uprzejmie.Potem odwrócił się i wyszedł.Janet siedziała i patrzyła na telefon, słuchając oddalających siękroków męża.Martha leżała w łóżku z zamkniętymi oczami.Sprawiała wrażeniespokojnej, miała tylko lekko opuchniętą i posiniaczoną twarz.Można było odnieść wrażenie, że rurki wystają niemal z każdejczęści jej ciała.Po obu stronach łóżka wisiały kroplówki.Naprawo kilka monitorów przekazywało różne, niezrozumiałeinformacje: jedynym pocieszeniem było to, że na żadnym nieukazała się złowieszcza linia prosta - linia tak dobrze znanawidzom szpitalnych oper mydlanych, sygnalizująca, że to jużkoniec historii.Niestety, nie była to opera mydlana i nie realizowali żadnegoscenariusza, a osobą leżącą w łóżku nie była aktorka, tylkoMartha, jego Martha, którą kochał bardziej, niż przypuszczał, iktórą najwyrazniej lada chwila miał stracić.Ogarnięty paniką Ed spojrzał na Hartleyów: Grace była bardzospokojna, siedziała przy łóżku, nie odrywając oczu od twarzycórki.Peter trzymał Marthę za rękę.Ed obszedł łóżko i z niezwykłą ostrożnością ujął drugą dłońukochanej.Ma takie drobne ręce, w ogóle jest drobniutka -pomyślał, chyba po raz pierwszy zdając sobie z tego sprawę.Rękabyła ciepła.To dobrze.544- Czy mogę.czy mogę jej coś powiedzieć? - spytał niemalszeptem, przypomniawszy sobie z czasów, kiedy umierał jegoojciec, że ostatnim zmysłem, który zanika, jest słuch.- Tak, oczywiście - zapewniła Grace.Pochylił się i bez cienia skrępowania bardzo, bardzo cicho powiedział:- Martho, to ja, Ed.Jestem tutaj.Jestem z tobą.Gdyby to byłktóryś z odcinków  Casualty" - pomyślałaGrace - powieki Marthy powinny drgnąć, chora powinna poruszyćgłową i ścisnąć rękę ukochanego.Niestety, to nie film, leczprawdziwe życie, dlatego nic takiego się nie zdarzy.Rzeczywistość nie ma nic wspólnego z  Casualty"; jest o wieleokrutniejsza, wręcz wstrząsająca.Tymczasem Peter pomyślał: gdyby teraz wyzdrowiała, to byłbycud.Ale w tej chwili nie wierzył w cuda.Ed wciąż mówił tym samym łagodnym głosem.- Tak mi przykro, Martho.Przepraszam za to, co powiedziałemwczoraj wieczorem.Wciąż prawdziwe życie.Wciąż żadnych cudów.- Nie obchodzi mnie Kate.Nic mnie nie obchodzi.Kocham cię,Martho.Naprawdę bardzo, bardzo cię kocham.Wtedy wbrew wszelkim oczekiwaniom stało się, co się miało stać.Peter i Grace patrzyli ze zdumieniem, jak powieki Marthynaprawdę drgają, chora odwraca głowę w stronę Eda, minimalnie,może o milimetr, nie więcej, ale było to wyraznie widać, a na jejtwarzy pojawia się blady uśmiech.Na jej rękę spadły dwie wielkiełzy - łzy Eda.Wtedy niemal niedostrzegalnie ścisnęła jego palce.To był maleńki cud, ale wystarczył.Potem przypomniała o sobie rzeczywistość: na monitorze pojawiłasię prosta linia, historia Marthy dobiegła końca.Ed, któryspowodował cud i sam go doświadczył, żegnając się z ukochaną,poczuł się odrobinę lepiej.545Kiedy nieco pózniej odrętwiały pod wpływem szoku siedział nakorytarzu, podczas gdy rodzice Marthy żegnali się z córką,pomyślał, że w rzeczywistości był to drugi cud tego dnia.Rozdział Trzydziesty smy.- Nie wiem, czemu tak podle się czuję - zastanowiła się Jocasta.Siedziała w mieszkaniu Nicka w Hampstead i płakała, a onobejmował ją ramieniem i czule głaskał po głowie. - Wcale nie byłyśmy sobie takie bliskie.Myślę, że wszystko zpowodu Kate, bo przecież Martha w jakiś sposób pojawiła sięwraz ze swoją córką.O mój Boże! Nick, to takie smutne!- To rzeczywiście bardzo smutne - przyznał.- Potwornie smutne.Sam nie mogę w to uwierzyć.- Dobrze, że przynajmniej Ed tam dotarł.To już coś.Był bardzozrozpaczony.Powiedział, że zostaje dziś na noc u matki, wBinsmow, i zobaczy się z nami jutro.Twierdzi.-Z trudemprzełknęła ślinę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl