[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie minęłodwadzieścia minut, gdy znalazł się przed domem, w którymmieszkali Korczyńscy.Nim zdążył zadzwonić, drzwi otworzyłysię i na klatkę schodową wyszedł Konrat - w płaszczu i czapce.- No, to do jutra - powiedział do kogoś stojącego w progu.Była to Korczyńska.Konrat obrzucił zdziwionym spojrzeniemelegancką, zgrabną sylwetkę Kosińskiego i wykonał ruch,jakby chciał wrócić do mieszkania.Obejrzał się jednak za siebie i - widocznie na znak dany przez mecenasową - wybiegłna ulicę.Uważa mnie prawdopodobnie za rywala - skonstatował wmyśli kapitan.- Nie wie jeszcze, że jestem milicjantem, ale napewno dowie się o tym od Korczyńskiej.Mecenasowa uczyniła miły gest, zapraszając kapitana dośrodka.Ubrana była w gładką, popielatą spódniczkę orazczarny golf, podkreślający jeszcze bardziej bladość twarzy ipodkrążone oczy.Usta jej drżały, mrugała powiekami, abypowstrzymać łzy.Opanowała się jednak i wprowadziłakapitana do znanego mu już pokoju.Na okrągłym stoliku stały dwie filiżanki po czarnej kawie.Korczyńska automatycznym gestem zgarnęła je ma maleńkątackę i wyniosła do kuchni, skąd za chwilę wróciła, niosąc dlagościa świeżą parającą kawę.Wreszcie usiadła na wersalce,na wprost kapitana.Nie mówiła nic, czekała w milczeniu nato, co jej powie Kosiński.Jakby spodziewała się jakiegoś ciosu.- pomyślał kapitan ina chwilę zrobiło mu się głupio.Milczał przez chwilę,nerwowo mieszając kawę maleńką łyżeczką.Miał pustkę wgłowie, czuł ogromne zmęczenie po tak  urozmaiconym dniui nie mógł sobie przypomnieć pytań, które chciał zadaćKorczyńskiej.Przyjechał tu z mocnym postanowieniem, żebędzie oficjalny i stanowczy, ostry nawet, jednak widok tejzrozpaczonej kobiety dziwnie go rozbroił.Nie mógł sięzdecydować, od czego zacząć.- Widziała pani dzisiaj męża? - zapytał wreszcie.- Jeżdżę do niego codziennie, ale tylko raz pozwolono misię z nim zobaczyć.Podobno jest bardzo słaby i nie wolno musię wzruszać.Dopiero za kilka dni będzie na tyle silny, abymóc ze mną porozmawiać.Ale czy to prawda, czy oni mnienie oszukują, czy on naprawdę wróci do zdrowia? - Zacisnęłaręce i z rozpaczą spojrzała na kapitana.- Mnie ordynator mówił to samo, a milicji na pewno nieoszukują.Przede wszystkim mężowi potrzebny jest spokój.- Jeżeli tak.- szepnęła patrząc na kapitana zwdzięcznością.W głosie jej wyczuł rodzącą się nadzieję.- Taka się czuję bez niego sama, taka zagubiona- szepnęła mimo woli.Chyba nie tak bardzo znów sama.- pomyślał sceptyczniekapitan, a ona jakby wyczuła jego wątpliwości, bo powiedziałaspokojnie:- Andrzej to dobry, serdeczny przyjaciel, próbuje się mnąopiekować w tych trudnych dniach, pomaga mi, jak może, aleto niewiele daje.Ciągle myślę o Tadeuszu, że on tak okropniecierpi, a ja nie potrafię mu pomóc.Ciągłe zastanawiam sięnad tym, co czuł w momencie, gdy zobaczył sunący na niegosamochód.Gnębi mnie to po nocach, nie mogę spać.AAndrzej.jemu się zdaje, że wszystko da się załatwićkwiatkami, czekoladkami i miłą rozmową.Jegozainteresowania są zupełnie inne niż moje.Praca, koledzy,bridż, interesy, wyższe zarobki, zakupy w PKO i tym podobne.Mnie to wszystko nie interesuje.Tyle lat przecież żyję z moimmężem, że jakiś ułamek jego zainteresowań stał się równieżmoim udziałem.Proszę mi wierzyć, mój Tadeusz to naprawdęniezwykły człowiek.Nie wiem, dlaczego tak nagle się przedpanem wywnętrzam, ale jakoś wzbudza pan we mniezaufanie, a człowiek w zmartwieniu musi się czasami przedkimś wygadać, prawda ? Mój mąż stworzył koło mnieatmosferę takiego bezpieczeństwa i spokoju, że zaczęłamuważać swoje życie za nudne i bezbarwne.A teraz.codałabym za to, aby to dawne życie wróciło.Czuł się bardzo głupio.Miał zamiar pytać o Konrata, ale bałsię, że mecenasowa powtórzy mu to, a nie chciał, aby tamtenzorientował się, że jest przedmiotem uwagi milicji.- Czy słyszała pani o tym morderstwie w Palenicy? - zapytałnagle.Korczyńska wysoko uniosła brwi.- Od kilku dni nie czytałam prasy, mam kłopoty z oczami.Kiedy się denerwuję, oczy mnie pieką i litery mi się dwoją,więc nie próbuję nawet czytać; proszę mi powiedzieć, o cochodzi?- A z panią Iglińską nie kontaktowała się pani ostatnio?- Owszem, wpadła tu wczoraj wieczorem na chwilę, dzisiaj nawet dzwoniła, ale nic mi nie mówiła o żadnymmorderstwie.- Zamordowano sześćdziesięciopięcioletnią kobietęnazwiskiem Wiklina, zamieszkałą w Falenicy.W tokuśledztwa okazało się, że to właśnie ta babka z opowiadaniapani męża.Ta, której sprawy nie chciał się podjąć.Wiklina odlat trudniła się paserstwem, lichwą, a być może takżeszantażem.Czy pani nigdy się z nią nie zetknęła? - zapytałznienacka.Mecenasowa, słuchając go z zaciekawieniem, nagledrgnęła; tak się przynajmniej wydawało Kosińskiemu.- Nie, nigdy się z nią nie zetknęłam.Tylko raz słyszałam jejnazwisko od męża i to już zupełnie dawno.A o tym, że była u męża w zespole dowiedziałam siędopiero podczas tej kolacji z Markowskim.Wiadomo już, ktoją zamordował i dlaczego?- Nie - odpowiedział kapitan - ale mamy bardzo poważneposzlaki; początkowo posądzenie padło na kilku smarkaczy,którzy przypadkowo tego dnia dokonali włamania do domkuWikliny, co być może ułatwiło zadanie mordercy.Jednak tonie oni ją zamordowali.Podejrzewamy, że to właśnie opowiadanie mecenasarozpętało całą ponurą tragedię.Jak dotąd wszystkie drogiprowadzą do Markowskiego: jego samochód (bo ten błękitnytaunus należy do niego), jego kontakty z Wikliną i wielejeszcze innych.On nie przyznaje się do winy, twierdzi, że nikogo takiegonie znał, nic nie wie, ale myślę, że niedługo zmięknie.Jegoalibi też jest niepewne.Jakoby leżał w tym czasie chory, ajako dowód, że nie wychodził z domu, podał kilka osób, którepodobno do niego telefonowały.Między innymi powołuje sięna telefon pani męża, który miał rzekomo do niego dzwonićtamtego popołudnia tuż przed osiemnastą.Czy pani możeprzypomina sobie coś takiego?- Chyba tak.Słyszałam, że Tadeusz do kogoś dzwonił iprosił o skontaktowanie się z nim, gdy już będzie w zespole;nie wyszedł jednak od razu, przeglądał jeszcze jakieś dokumenty.Ale zaraz, coś mi się przypomniało [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl