[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.kiedy ja byłemtam szeryfem, i do dzisiaj piastuje ten urząd.Wie, że ta nieszczęsnarodzina z Ellangowan i biedna Lucy mają u mnie względy.Widziałem ją ostatni raz, kiedy miała dwanaście lat, a była wtedyślicznym, słodkim dzieckiem wychowywanym przez bardzo głupiegoojca.Ale interesuję się jej losem od jeszcze wcześniejszych czasów.Jako szeryf tego hrabstwa, zostałem, pułkowniku Mannering,wezwany do zbadania szczegółów pewnego morderstwa, które zostałopopełnione koło dworu Ellangowan w dniu, w którym urodziła się tabiedna dziewczyna.Morderstwo to przez jakieś dziwne związki,jakich niestety nie byłem w stanie odkryć, pociągnęło za sobą śmierćczy też zaginięcie jej brata, chłopca wówczas chyba pięcioletniego.Nigdy nie zapomnę, pułkowniku, rozpaczy w domu Ellangowan tegoranka.Ojciec na wpół oszalały, matka zmarła w przedwczesnymporodzie.Bezbronne dziecko z krzykiem i płaczem przyszło w chwilitakiego strasznego nieszczęścia na świat, gdzie nie było nikogo, ktoby się nim zajął.My, prawnicy, nie jesteśmy z żelaza, panie, ani zmosiądzu, tak samo jak i wy, żołnierze, nie jesteście ze stali.Znamyrównie dobrze zbrodnie i tragedie cywilnej społeczności, jak wyznacie niedole wojenne, a i nam, i wam do wykonywania obowiązkupotrzebne jest chyba pewne zobojętnienie.Lecz diabła wart jestżołnierz, którego serce jest równie twarde, jak jego miecz, i niechlicho porwie adwokata, który ma z miedzi serce, a nie czoło.Ale ja tugadam, a mój sobotni wieczór ucieka  bądzże tak łaskaw,pułkowniku, i daj mi te papiery w sprawie panny Bertram.Zaczekaj jutro zjesz kawalerski obiad ze starym prawnikiem  o trzeciejpunktualnie, a przyjdz godzinkę wcześniej.W poniedziałek ma sięodbyć pogrzeb tej starej damy, a że to sprawa sieroty, uszczkniemysobie niedzielną godzinkę i pogadamy o interesie, chociaż obawiamsię, że jeśli nieboszczka zmieniła testament, nie będziemy mogli nic zrobić, chyba żeby to miało miejsce w ciągu sześćdziesięciu dni jednopo drugim i żeby panna Bertram mogła dowieść, iż jest prawnąspadkobierczynią.Ale sza! Moi poddani niecierpliwią się już tym interregnum*.Niezapraszam cię, pułkowniku, do udziału w zabawie; byłoby tonadużywanie twej uprzejmości.co innego, gdybyś od początku byłrazem z nami i powoli przeszedł od mądrości do wesela, a od weselado.nieumiarkowania.Dobrej nocy! Harry, idz z panempułkownikiem Manneringiem do jego mieszkania.Pułkowniku,oczekuję cię u mnie jutro trochę po drugiej.Pułkownik wrócił do swego zajazdu, zdumiony zarówno dziecinnązabawą, wpośród której znalazł uczonego prawnika, jak ibezstronnością i rozsądkiem, jakie potrafił przywołać w jednej chwili,gdy zaszła po temu zawodowa potrzeba, oraz szczerym uczuciem,brzmiącym w jego głosie, gdy mówił o pozbawionej przyjaciółsierocie.Rano, gdy pułkownik oraz najcichszy i najspokojniejszy zewszystkich jego podwładnych, profesor Sampson, kończyli śniadanie,przygotowane i podane przez Barnesa, ponieważ profesor zdążył jużsię poparzyć, usiłując pomóc przy nalewaniu herbaty, wszedłniespodzianie pan Pleydell.Na głowie miał doskonale ułożoną perukęz harcapem, a każdy jej włosek był obsypany przez dokładnego igorliwego cyrulika odpowiednią ilością pudru.Ubrany był wnienaganny, czarny garnitur i lśniące trzewiki ze złotymi klamrami, wfontaz zaś miał wpiętą spinkę; zachowywał się poprawnie, bez cienianatręctwa, lecz w pewnej sztywności jego manier nie znać było aniśladu zakłopotania; jego wyraziste, nieco zabawne rysy i cała twarzmówiły o pełnym odprężeniu, a wszystko razem składało się naczłowieka zupełnie innego niż rozbawiony hulaka z poprzedniegowieczora.Jedynie błysk jego bystrych, przenikliwych oczuprzypominał tamtego, z ,,soboty wieczór". Przyszedłem  oświadczył, przywitawszy się bardzo uprzejmie by oddać mój królewski autorytet na twoje, pułkowniku, usługizarówno w sprawach duchownych, jak i świeckich.Czy mogę citowarzyszyć, pułkowniku, do prezbiteriańskiego kościoła lub też naepiskopalne zebranie? Prawnik powinien być wyznawcą obu religii, araczej obu jej form.Lub może mogę ci w inny jakiś sposób pomócspędzić przedpołudnie? Wybacz moje staroświeckie najście, ale urodziłem się w czasach, kiedy Szkot uważał się za człowiekaniegrzecznego, jeśli pozwolił, by jego gość choć na chwilę został sam z wyjątkiem snu, oczywiście.Mam nadzieję, że jeśli jestemnatrętny, powiesz mi to wprost. Ależ ani trochę, drogi panie  odparł pułkownik Mannering.Zachwycony jestem, mogąc się oddać pod twoje przewodnictwo.Pragnąłbym bardzo usłyszeć jednego z waszych szkockich kaznodziei,których talenty tak wielki przyniosły zaszczyt twej ojczyznie;waszego Blaira, Robertsona czy Henry'ego  całym sercemprzyjmuję twą łaskawą propozycję, tylko że  tu odciągnął prawnikanieco na bok i spoglądając na Sampsona, tłumaczył  ten tutaj mójzacny, pogrążony w rozmyślaniach przyjaciel jest nieco bezradny iroztargniony, a mój służący Barnes, który pilotuje go zazwyczaj, niemoże z nim teraz zostać, ponieważ chce udać się dzisiaj do jakichśwaszych mniej znanych i bardziej odległych miejsc nabożeństwa.Prawnik obrzucił Sampsona wzrokiem. Oryginalność warta zachowania  znajdę ci, pułkowniku,odpowiedniego dla niego opiekuna.Słuchaj no  zwrócił się dosłużącego z gospody  idz do gospodyni Finlayson w Cowgate,poproś Milesa Macfin, komisjonera, który tam powinien teraz być, ipowiedz, że chcę z nim pomówić.Wkrótce zjawił się wezwany. Oddam twego przyjaciela, pułkowniku, pod opiekę tego człowieka powiedział Pleydell. Zajmie się nim lub zaprowadzi go, gdzietamten będzie chciał, bez różnicy, czy to będzie kościół, czy targ,zebranie czy sąd lub też.jednym słowem wszędzie, i przyprowadzigo tutaj z powrotem o godzinie, jaką mu wyznaczysz, tak więc panBarnes może sobie pójść, dokąd tylko zechce.Sprawę załatwiono bez trudu i pułkownik oddał profesora pod opiekęowego jegomościa na cały okres ich wspólnego pobytu w Edynburgu.Obejrzawszy poprzedniego dnia dziwaczne wejście do mieszkaniaadwokata, Mannering oczekiwał bardzo przeciętnego przyjęcia.Wświetle dziennym wejście wyglądało jeszcze bardziej ponuro niżpoprzedniego wieczoru.Domy stały tak wąsko, po obu stronachuliczki, że sąsiedzi mogli podawać sobie ręce z przeciwległych okien,a w niektórych przypadkach przerzucali nad uliczką drewnianągaleryjkę.Schody  strome schodki  nie były bardzo czyste, a wchodząc do domu, Mannering stwierdził z przykrością, że wyłożonylamperiami korytarz był wąski i bardzo nędzny.Lecz kompletneprzeciwieństwo tych niezachęcających pozorów zewnętrznychstanowiła biblioteka, do której wprowadził pułkownika stary, godniewyglądający służący.Był to pokój o pięknych proporcjach, w którymwisiały dwa portrety jakichś szkockich wybitnych osobistościmalowane przez Jamesone a*, tego kaledońskiego* Van Cycka* [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •