[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rad był go się pozbyć Jermoła z domu,bo się lękał wpływu szkodliwego na Radionka, który z ciekawością dziecięcąpoglądał na szaleńca; ale on dlań był przez los wyznaczoną istotą, dlaobrzydzenia rodzaju życia, którego całą czczość widać było przez samonieustanne powtarzanie i nagromadzanie przyjemności.Siepak zaprawdęciekawy typ stanowił, typ jaki w całej naiwności często powtarza się u ludu:zdatny, pojętny, zręczny, roztropny, przerzucał pracą i zabawą, zrażając siępierwszą, a nie mogąc drugiej nasycić.Czasem znowu dnie całe złamany hulanką wrzącą, spędzał leżąc do górybrzuchem na sianie, śpiewając na całe gardło i wzdychając piersiami całymi,jakby za chwilę miał skonać.Przez godzinę jakąś gotów był pracować zajadle: iręka, która mu z początku drżała, niesłuchając go, w krótkim czasie nabywaławprawy zdumiewającej; ale zaledwie ją uzyskał, lekceważąc zniechęcał się,rzucał wszystko, czepiał się pierwszego przechodzącego, poczynał żartobliwąrozmowę i szedł najczęściej do karczmy, gdzie połowa życia jego za stołemschodziła.Ledwie Radionek począł pod jego kierunkiem polewaną robotę, która się dosyćudawała, po kilku próbkach, Siepak którego już znudził pobyt w Popielni,Jermoła, karczma i spokojność jaka tu panowała; nie znajdując sobietowarzyszów do zabawy, upomniawszy się o resztę należnej zapłaty, z niąrazem przeniósł się do Szmula, gdzie trzy dni trwała pijatyka i muzyka szalona,a na czwartym wziąwszy tłumoczek z kijem na plecy, nie pożegnawszy się znikim i nie dawszy dobrego słowa, powlókł się dalej z wielkim żalem szynkarkii kilku towarzyszów hulanki, którzy kosztem jego co dzień miłe pędziliwieczory.Tyle go i widziano w Popielni.Spokój na chwilę zmącony wrócił do starej gospody Jermoły, Radionek wziąłsię gorąco do roboty, i zrazu chciał już wszystko tylko polewane robić, ale gostary opamiętał. Pamiętaj rzekł że to nie dosyć zrobić, trzeba jeszcze sprzedać, żebyśmymieli co jeść; niewiadomo jak nam pójdzie targ: jeśli nie zechcą naszych mis idzbanów, lub zmuszą nas do sprzedawania ich po lichej cenie, to choćcokolwiek kosztu powróci się z prostych garnków, które dotąd doskonale namkupują.Kto to wie jak się uda z polewą, a porzuciwszy nasze garnki, nauczymyludzi szukać ich gdzieindziej.Tym sposobem namówił jakoś Jermoła gorącego chłopca, że na wpół rozdzieliłrobotę.Dotąd szło im bardzo dobrze, obawiał się więc, by ta zmiana niepogorszyła położenia; a Radionek tak pragnął nowości i rachować nie umiał, żedla niego bojazń ojca zdawała się urojonym postrachem.Tymczasem u ludunaszego nic się w istocie od razu nie przyjmuje: powoli i ostrożnie potrzeba znajmniejszą nowostką, bo silnie się on trzyma instynktem konserwacyjnym przyzwyczajach starych, nawet w najmniejszych rzeczach.Pokazało się to zaraz po wypaleniu pierwszych pieców z prostym naczyniem ipolewą.Nadchodził wielki prażnik i targ w miasteczku, zapas zostałprzygotowany.Chwedkowa kobyła najęta; wóz naładowano starannie, iwyjechawszy z północy z Popielni, nade dniem stanęli w miasteczku Radionek zJermołą.Mieli oni zwyczaj rozkładać się z towarem zawsze w jednym miejscupod okapem głównego żydowskiego zajazdu, gdzie już do nich jak w dym szlikupujący po garnki, i cały dzień do nocy szła sprzedaż ogromnie, tak, że na niąledwie we dwóch można było wystarczyć.Rozpakowali się i teraz w zwykłymkącie garncarze nasi, dzieląc swój sklep na dwie połowy: robotę prostą ipolewaną.Radionek oczekiwał na kupujących z nadzieją, Jermoła z obawą.Jakdzień poczęli się schodzić, ale kto tylko przyszedł, zawracał się do garnków.Napróżno podstawiano mu polewę, zniżając jej cenę: gospodynie kiwały głowaminic nie mówiąc, inni otwarcie przyznawali się, że wolą się zasposobić umrozowickich garncarzy.Nałóg przemagał, i ani piękność wyrobów, aniprzystępne ich ceny nie pociągały: pokazywano przymioty, przekonywano odobroci; niedowierzająco przyjmowali to ludzie i szli, gdzie chodzić przywykli.Radionek płakał po cichu, a stary sam go teraz pocieszał wmawiając, że tak byćmusi z początku, że trzeba zrazu przecierpieć i umieć czekać.Nad wieczór trochę się polewy sprzedało nieznajomym , a garnków zabrakło.Zostało dużo nie zbytego, a żyd za pół ceny zakupił to do klatki, bo się jużJermoła nazad wozić nie chciał z towarem.Obrachowawszy, pokazała się strata.Posmutniało dziecko; przez całą drogęstary pocieszał je jak umiał, przysposobiając tym małym niepowodzeniem dowiększych życia zawodów, które ani odwagi, ani nadziei łamać w człowieku niepowinny.* * *Odmalowaliśmy już troskliwie to życie biednych ludzi, i najważniejsze w nimwypadki, jakimi były: zmiany w pracy, ukazanie się nowych postaci, maluczkiepolepszenie bytu.Dni ich płynęły tak jednostajnie, ale szczęśliwie: przynajmniejRadionek nie pojmował nic lepszego nad to, co miał.Ojciec go kochał idogadzał mu, wiodło się im, było się czym zabawić, a przyszłość sięuśmiechała.Niekiedy tylko zamyślone chłopię siadało w progu i osmutniałe patrzało kędyśna wody Horynia, na lasy i pola, płacąc chwilą tęsknoty dług nieodgadnionympragnieniom, palącym człowieka całe życie.Naówczas przychodziły mu napamięć szczegóły opowiadane przez ojca tylokrotnie o znalezieniu go poddębami, o tajemniczym jego pochodzeniu, i dziwnym przeznaczeniu, które gonie wiedzieć skąd rzuciło w objęcia poczciwego starca.Nie pojmował dlaczegosię wyrzeczono, czemu o nim zapomniano; coś mu mówiło, że się ktoś o niegoupomni: niekiedy przysłuchiwał się ciszy, jakby w niej tętniło już przybycieoczekiwanych, strasznych, nieznajomych gości.Różnie mu malowała wyobraznia nieznanych rodziców; ale wspomniawszypoczciwego starego Jermołę, rozstanie się z nim, osamotnienie które by gozabiło: Radionek płacząc postanawiał nigdy go nie porzucić.Jak w każdymbudziła się i w nim chętka nowych losów; ale czuł, że powierzchownie zyskującna nich, musiałby coś ze szczęścia prawdziwego utracić.Gdzieżby mu lepiej być mogło? gdzie swobodniej? Pracował ile chciał, zmieniałzajęcie, a nigdy stary nie ofuknął się nawet na niego; prawda, że zrazu tak gowychował, by dobrem słowem prowadzić, i groza była dlań środkiemniepotrzebnym.Starzec trochę się dziecinił dla Radionka, dziecię usiłowałodzwignąć się do jego dojrzałości: dzielili się latami jak wszystkim.Wśród tego błogiego spokoju, w którym powoli zapominano o mogącejzagrażać zmianie, dni sobie płynęły niezmącone niczym, gdy jednego wieczoraChwedko powracający z Małyczek mimo starej karczmy, bo na drodze, którązwykle jeżdżono, mostek się był popsuł i musiano go tędy objeżdżać, wstąpiłfajkę zapalić do Jermoły.Dereszowata nieprzywykła do tej objażdżki niechętniewprawdzie stanęła, czując już chatę blisko, ale się jakoś dała zatrzymać.Stary garncarz i Radionek siedzieli na progu: ten paląc lulkę, ów rozpowiadająco swoich na przyszłość zamiarach i głośno sobie rojąc, gdy Chwedko zlazł zwozu i pozdrowił ich zwykłem: Sława Bohu! Na wieki! A skądżeto jedziecie? Z Małyczek. Samiście byli? Woziłem kartofle sprzedane Mikicie. Co tam słychać? O! o! bardzo słychać odparł Chwedko przysiadając na kłódce jestnowego dużo.Rotmister umarł. Umarł stary! podchwycił Chwedko o ba! wieczne odpocznienienieborakowi, bo też się namęczył. Ale i drugim z nim nie było słodko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexOrlicki Józef Szkice z dziejów stosunków polsko żydowskich 1918 1949
Dowodzenie w operacjach antykryzysowych i połšczonych Józef Władysław Michniak
jozef tischner historia filozofii po goralsku (osloskop)
Bocheński, Józef M. Wspolczesne Metody Myslenia
Sobiesiak Józef i Ryszard Jegorow Burzany
[ICI][PL] Krasicki Ignacy Rozmowy zmarlych
Jozef Flawiusz Wojna Zydowska
Janczak Józef Zakłócanie informacyjne 2
Kossecki Józef Cybernetyka kultury
Chmielewska Joanna Krwawa zemsta (2)