[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- No, jak się tu czujecie? - Ciężko, proszę pana.Ileż to się człowiek nacierpi! Tam zostało całe gospodarstwo na łascelosu.Dziesięć hektarów.Tutaj nie można zmrużyć oka.Wszędzie się kręcą złodzieje.Patrzątylko, żeby coś zwędzić.- No, ale dobra toście sobie nie poskąpili na drogę - obejrzałem furmanki wyładowane workamiz kaszą, mąką, solą, beczkami z mięsem, słoniną, masłem.Było tu też kilka pierzyn, poduszek,tobołków z bielizną i pościelą.- Trochę się wzięło.To teraz cały nasz majątek.Takie straszne nieszczęście.- zaczęłabiadolić.- I sami tu, babciu, jesteście, tylko z dziadkiem?- A sami.Bóg nas osierocił.- Babka rzuciła ukradkowe spojrzenie w kierunku kobiety z dziećmi.- A jużci, sami.- rzucił z boku mężczyzna o czerwonej twarzy.- Niech pan im nie wierzy.Jego żona, młoda, ładna kobieta zaśmiała się.- No, to jak jest z tym, babciu? Naprawdę nikogo tu więcej nie macie?Babka zaczęła kaszleć, a kobieta, która się poprzednio śmiała, podeszła do mnie i rzekła:- To są podli ludzie.Mieli ze sobą dwoje wnucząt, ale odpędzili ich od siebie.Znam ich dobrze,są z tej samej wsi, co i my, z Hinoczy.Dzieci straciły rodziców, a rodzona babka je wygnała.Starucha, nie zwracając na nic uwagi, ułożyła się wygodnie do spania.Dziadek już dawnoschował się pod wytarty kożuch.Zawołałem kobietę z dziećmi, obudziłem starego i kazałem mu zejść z furmanki.- Za pół godziny zrzucicie wszystko z fur na ziemię - rzekłem.- Wszystkie worki, beczkii pierzyny podzielicie równo na dwie części.Jedną część zabierze ta kobieta dla dzieci, a drugazostanie dla was.Tę swoją część złożycie na jednej furmance, drugą wezmie kobieta, która sięzaopiekowała waszymi wnuczętami - powiedziałem.- Ani mi się śni słuchać! - odparł ponuro stary, ruszając groznie wąsami.- Spróbujcie nie posłuchać, to każę wam po sto batogów wlepić na plecy.A jeśli i to niepomoże, własnoręcznie was rozstrzelam.- Nikt mi nie będzie rozkazywał.To moje własne i nikomu nie dam.Zapowiedziałem, że za pół godziny wrócę, i odszedłem.Obok furmanek zebrało się już sporo ludzi.Ten i ów usiłował przekonać dziadkao bezskuteczności oporu.Babka zaczęła lamentować i przeklinać wnuczęta, przez któreprzyjdzie jej chyba iść z torbami po prośbie.Zebrani drwili i żartowali sobie z nich.Coraz to ktośdogadywał:  Nie ma co zwlekać, dziadku, pospieszcie się, a to jeszcze będziemy oglądać, jakwam skórę garbują. Widziałem, jak jednemu, który coś przeskrobał partyzanci wlepilipięćdziesiąt batów.Biedak nie wytrzymał do końca.Bili bykowcami z ołowiem na końcu. Ztakimi nigdy nie wiadomo.Lepiej nie nadstawiajcie pleców.Kiedy wróciłem po pół godzinie, cały dobytek równo podzielony leżał na ziemi.Kazałemzaładować jedną połowę na furmankę, po czym usadowiłem tam dzieci i ich opiekunkę.Odchodząc powiedziałem:- Pamiętajcie, starzy, żeby mi tu nie psioczyć.Wrócę niedługo i sprawdzę.Starzy popatrzyli na mnie nienawistnie, ale za to kobieta i dzieci pożegnały mnie serdecznie.*W chutorach serchowskich mieściła się nasza wysunięta placówka bojowa, złożona z dwóchpunktów oporu uzbrojonych w cekaemy i inną broń maszynową.Punkty oporu znajdowały się na wzgórzach.Jeden w pobliżu murowanej szkoły, drugi koło małego, wiejskiego cmentarzyka.Przygotowane tu były specjalne okopy i schrony dla ludzi.Obydwa punkty obsługiwała załogalicząca czterdziestu partyzantów, którymi dowodzili Krywyszko i Anatol %7łak, młody,osiemnastoletni chłopiec, niezwykle przedsiębiorczy i odważny.Jezdziłem tam często na kontrolę z ramienia dowództwa brygady i przy okazji zaopatrywałemich w żywność.Któregoś popołudnia wracałem z placówki serchowskiej z Chwiszczukiem iButką.Jechaliśmy konno.Po upalnym dniu w lesie było duszno, rozmowa nam się nie kleiła,więc jechaliśmy w milczeniu i nawet trochę drzemaliśmy.W pewnym momencie mój koń stanął i zarżał cicho.Otworzyłem oczy i chwyciłem za automat.Butko i Chwiszczuk również drzemali, a teraz przebudzili się.Na prawo, gdzie rosły gęstekrzewy, mignęło coś białego, po czym znikło.- Uwaga, chłopcy, z koni! - zakomenderowałem.Zeskoczyłem na ziemię i zająłem stanowiskoza drzewem.Dymitr i Wasia błyskawicznie uczynili to samo.W lesie było szarawo.Słońce właśnie zaszło i widoczność zrobiła się słabsza [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •