[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Uśmiechała się do uderzającoprzystojnego mężczyzny w kurtce pilota samolotówmyśliwskich RAF - u.Uwagę Ryana przykuł drugi mężczyzna stojący obokmatki.Obejmował ramieniem tę drugą kobietę.Jego nieżyjącysobowtór.Wuj Garth! Mama zawsze powtarzała mu, że jestlustrzanym odbiciem jej brata, który zginął, kiedy hitlerowcyzestrzelili jego samolot nad kanałem La Manche.Dlaczegonigdy nie pokazała mu tego zdjęcia?Wpatrywał się w swojego wuja przez dobrą chwilę, zanimzrozumiał, dlaczego matka ukrywała to zdjęcie.Buck wpadłbyw szał, gdyby zobaczył ją z innym mężczyzną.Oddaniemalowało się otwarcie na jej promieniejącej ze szczęściatwarzy, kiedy patrzyła na tego wysokiego mężczyznę.Takwięc mama kochała kiedyś kogoś innego.To dobrze.Dlaczego więc wyszła za Bucka? Stacjonował w Anglii po wojnie i wtedy musiała go poznać.Człowiek, którego kochała,z pewnością zginął na wojnie.Pijany rechot i towarzyszący mu chichot zwiastowałypowrót Bucka Westcotta.Ryan wszedł do pokoju gościnnego.- Lulu powiedziała mi, że wróciłeś.Buck Westcott nie zmienił się ani trochę: niski, łysy, zbrzuchem opadającym pod sprzączką paska od spodni.Dokładnie w typie Lulu w Kusych Majtkach.- Wiedz o tym, że jesteś skąpym sukinsynem.Kupiłemma.- Nie zaczynaj ze mną, chłopcze - jego słowa zlewały sięw bełkot.- Zapłaciłem za pogrzeb.A nie musiałem nic robić.- Ty.- Ryan ruszył w stronę Bucka.- Nie! - zapiszczała Lulu.- Nie rób mu nic złego.- Nie waż się mnie dotknąć, chłopcze.Wiele mizawdzięczasz.- Zawdzięczam ci? Dobry dowcip.Buck spojrzał na Lulu, po chwili na Ryana i ponownie naLulu.- Powiedz mu, Bucky, powiedz.Pozbądz się go.Budzi wemnie cholerny strach.- Powiedzieć mi.co? Ryan zrobił krok naprzód.- Przestań! - zawołała Lulu - albo zadzwonię na policję.- Odsuń się ode mnie.- Pot wystąpił na czoło Bucka.Otarł go zewnętrzną stroną dłoni przedramienia.- Ulitowałemsię nad tobą, chłopcze.Dałem ci nazwisko.- Co to ma znaczyć?- Obiecałem Mary, że ci nie powiem.Ale teraz, kiedyodeszła, nie zamierzam już dłużej znosić takiego śmierdzielajak ty.Nie jesteś moim synem.Twoja matka była jużnapompowana, kiedy się z nią ożeniłem.Obiecała mi mojegosyna.A cóż dostałem, chłopcze? Nic prócz ciebie. Ryan stał jak sparaliżowany.Tak samo jak wtedy, kiedypo raz pierwszy popatrzył przez lufę trzymanego w ręku MI -16 i zdał sobie sprawę z tego, że jeśli pociągnie za spust,zginie jeden człowiek.Teraz już rozumiał.Buck zawsze gonienawidził, nigdy nie chodził na jego mecze, nigdy niecieszył się z jego doskonałych ocen w szkole.Ryan udawał, żego to nie obchodzi.Powtarzał sobie, że matka go kocha.Jednak to bolało - tak bardzo, jak uderzenia pięści BuckaWestcotta - kiedy inni chłopcy pytali, gdzie jest jego ojciec, aon wymyślał usprawiedliwienia.W końcu Ryan zdobył się na pytanie:- Kto jest moim ojcem?- Tego nie chciała mi powiedzieć. 15Kiedy Ryan przyleciał z Los Angeles, w Londynie mżyłlekki deszcz.Ryan przywołał taksówkę i podał kierowcy adreswe wschodniej części Londynu.Od dwudziestu lat Tillie Clarypisała do mamy kartki świąteczne, ciągle podając ten samadres.Ale biorąc pod uwagę jego szczęście, zapewne się wtym roku przeprowadziła.Taksówka zatrzymała się przed rozpadającym siębudynkiem z cegły.Okna na parterze zabite były deskami,jednakże grupka dzieci bawiących się wbieganiem izbieganiem ze schodów świadczyła o tym, że miejsce to nadalbyło zamieszkane.Ryan zapłacił taksówkarzowi i zapytał:- Czy ktoś z was orientuje się, gdzie jest mieszkanie TillieClary?- Tędy.Mały chłopiec wprowadził Ryana do nie oświetlonegobudynku.Kapusta.Boże, w Anglii jednak to jedzą.Próbowałwstrzymać oddech, idąc w górę schodami na spotkanie zwdową, która była najbliższą przyjaciółką jego matki.Zpewnością wiedziała o jego ojcu.Kiedy byli już na górze, chłopiec zatrzymał się przeddrzwiami w końcu korytarza.- To tutaj.- Wyciągnął rękę.Ryan sięgnął do kieszeni i wydobył stamtąd banknotjednodolarowy.- Nie ma pan żadnych prawdziwych pieniędzy?Podarował chłopcu pięć pensów.- O rety! Stokrotne dzięki.- Kto tam? - zapytał przytłumiony głos w odpowiedzi napukanie Ryana.- Ryan Westcott, syn Mary Bailey. - Chłopiec Mary?W otwartych szeroko drzwiach pojawiła się tęga kobieta zkasztanowymi oczami i włosami ciemniejszymi o kilkaodcieni.Miała na sobie sukienkę w wyblakłe wzory orazciężkie chodaki z wywiniętą na wierzch nylonową wkładką,okalającą jej kostki na kształt miniaturowych dętek.Nie mogłamieć więcej niż czterdzieści pięć lat, ale wyglądała nasześćdziesiąt.Tillie Clary rzuciła na niego jedno spojrzenie i z oczamiotwartymi ze zdziwienia powiedziała:- Nie.To niemożliwe.Ryan sięgnął do kieszeni kurtki i wydobył stamtądfotografię.Kiedy miał ją wręczać, spostrzegł, że całymwielkim ciałem kobiety wstrząsa ciche łkanie.- Wielkie nieba - powiedziała przez łzy.- Nie mogę w touwierzyć.Po prostu nie mogę w to uwierzyć.Spomiędzy piersi wyciągnęła podniszczoną chusteczkę,wytarła w nią nos i dodała:- Wyglądasz dokładnie jak on.- Wiem.Mama mówiła, że wyglądam dokładnie jak jejbrat.Podprowadził Tillie do kanapy przykrytej zrobionąszydełkiem narzutą, częściowo jedynie zakrywającąpodniszczoną tapicerkę.Posadziwszy ją delikatnie, usiadł kołoniej.Miał nadzieję, że kanapa wytrzyma ich ciężar.Tillie obdarzyła go uśmiechem pełnym czułości.Takim,jaki często widywał na twarzy matki.- Wyglądasz nawet lepiej niż sam Garth.A to był ktoś.Jesteś niezwykle podobny do swojego wuja, z wyjątkiemoczu.- Zmięła chusteczkę na kształt wilgotnej kuli.- Czymatka opowiadała ci o tym, że Garth i ja zamierzaliśmy siępobrać?- Tak, wspominała o tym. - Jak ona się teraz miewa?Wziął ją za rękę.- Mama umarła prawie dwa miesiące temu.Wylew domózgu.Umarła natychmiast.- Och, nie.Taka młoda.Azy ponownie napłynęły jej do oczu.Wyciekły z ichkącików i spłynęły po policzkach.Pokazał ciotce fotografię, aby choć trochę odwrócić jejuwagę.Nie znosił płaczu kobiet, nigdy nie wiedział, co mawtedy powiedzieć.- Oto fotografia mojej matki i wuja Gartha.Wpatrywałasię w nią przez chwilę, ciągle ze łzami w oczach.- Wielkie nieba, patrzcie, jak ja wyglądam.To przechodziwszelkie pojęcie!Ryan jeszcze raz przyjrzał się fotografii w milczeniu.Tak,niewątpliwie przechodziło to wszelkie pojęcie.Nigdy nierozpoznałby Tillie Clary.Była wtedy szczupłą blondynką.- Popatrz, czy twoja matka nie jest piękna? Spójrz na tenkapelusz.Pamiętam, jak poszłam z nią po niego do Harrodsa.Przymierzała każdy kapelusz - bez względu na cenę - abywybrać taki, który spodoba się.Czekał z niecierpliwością na to, co dalej powie Tillie,która wpatrywała się w fotografię nostalgicznym wzrokiem.- Który spodoba się komu?Tillie wskazała palcem na mężczyznę w kurtce RAF - u [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •