[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Betty nie wspomniała o tym wcześniej, bo sądziła, że się pomyliła.A we wsipołączono oba fakty, i to zniknięcie, i wózek.RLT Kiwnęłam głową i spuściłam wzrok, żeby brat nie zobaczył mojej rozpaczy i strachu.Niedobrze sięstało.Wysoce prawdopodobne, że Meg zdołała ocalić życie Ralphowi, ale ten nie mógł chodzić o własnychsiłach.Ralph musiał jej powiedzieć, kto zastawił pułapki; jeśli nie powiedziałby, przyniosłaby go przecieżnatychmiast do dworu.A nie przyniosła! Zabrała go stąd, jak najdalej od dworu i ode mnie.Zabrała go doswoich, do wolnych Cyganów.Tam go wyleczy, a Ralph nabierze siły, żeby powrócić i zmierzyć się ze mną.Zdala od naszych ziem i wpływów będzie mógł snuć różne plany, spiskować przeciwko mnie.Zawsze będzie mizagrażał, teraz i w przyszłości.W każdej chwili mogę oczekiwać, że się tu pojawi, tak jak pojawiał się w moichsnach.Powłóczący nogami, straszliwie okaleczony, przychodzący dopełnić zemsty.Tak ostry, wyrazny obrazmiałam przed oczami, że w pewnej chwili odniosłam wrażenie, iż Ralph podciąga beznogie ciało po schodachdo drzwi frontowych dworu.Straciłam panowanie nad sobą. Jestem chora, Harry.Zawołaj pokojówkę  poprosiłam i głowa osunęła mi się na stół.Zemdlałamze zgrozy.Teraz nie było już żartów.Nie uśmiechałam się już do swojego odbicia w lustrze.Nic nie jadłam zestrachu, że Ralph pojawił się w kuchni z jakimś wywarem Meg i zatruł jedzenie.Nie ośmielałam się wychodzićdalej niż do ogrodu różanego (na wypadek gdyby był w letnim domku) czy do furtki prowadzącej do lasu.Anawet przebywając w domu, cały czas balansowałam na granicy załamania nerwowego.Nadeszły długie,mroczne zimowe wieczory.Zaciągano zasłony, a schody i hall pogrążały się w cieniu.Wszędzie Ralph mógł złatwością się schować i czekać, aż nadejdę.W nocy zle spałam.Budziłam się z krzykiem zgrozy.Mamawezwała miejscowego aptekarza, a potem chirurga z Londynu.Dali mi środki nasenne.Im głębszy jednak byłsen, tym straszniejsze śniłam koszmary.Przez prawie trzy miesiące zimowego marazmu cierpiałam jakschwytane dzikie zwierzę.Powoli jednak w mojej zastraszonej wyobrazni zaczęła kiełkować zbawienna myśl, że nic się nie dzieje.W całej panice i oczekiwaniu najgorszego nie zauważyłam, że przecież nic się nie dzieje.Nikt nie wiedział, żemojego ojca ściągnięto z konia i zatłuczono jak królika.Nikt nie wiedział, że krew z cudownych, silnych udRalpha wsiąknęła w naszą ziemię tam, gdzie zdradziecko zastawiono na niego pułapkę.Przed nadejściem zimyzaszły te dwa okropne wydarzenia, a potem wszystko jakby zamarzło.Wszystko zastygło na długie zimowemiesiące  oprócz mego umęczonego umysłu i łomocącego serca.Zima zelżała.Pewnego ranka obudziłam się nie wraz ze śpiewem samotnego drozda, lecz słysząc całyptasi chór.W oddali na rzece Fenny pękaty lody.Narzuciłam gruby szal na ciemną wełnianą suknię ispacerowałam po ogrodzie.Szklista tafla oddzielająca mnie od ziemi wydawała się rozpuszczać jak lód nazamarzłych kredowych nizinach.Gdziekolwiek spojrzałam, wyrastały zielone łodyżki.Zmiałe wiotkie kolceprzebijały przez glebę.I ani śladu Ralpha.Bogu dzięki.Gdy spojrzałam na las, tam gdzie kiedyś był jego dom, dostrzegłam tylko mgławicę pierwszych pąkówliści stanowiących jak gdyby aureolę dla ciemnych gałęzi drzew.Las nie zapadł się pod ziemię, zhańbiony jegokrwią i moim zdradzieckim pocałunkiem śmierci.Miłość i krew wsiąkły w ziemię, dobrą bezstronną ziemię,równie łatwo jak krew upolowanego królika czy jad węża.Ziemia nie zastygła w oczekiwaniu zemsty; stawałasię wilgotna, ciepła, obiecująca wiosnę  jak co roku.Bez względu na właściciela, na grzechy, którychbrzemię nosiła, śnieg zawsze rozścielał tu swój mrozny dywan, a pod nim rodziło się w ukryciu nowe życie.RLT To co się stało, odeszło w przeszłość.To wszystko działo się na jesieni, kiedy zgodnie z odwiecznymiprawami przyroda obumiera i leje się krew.Jesień jest czasem wyzwania, czasem zabijania; zima zaś to pora naodpoczynek i gojenie się ran, a wiosna  oznacza nowe plany, działania i nowe życie.Jak dawniej szłam swoim rozkołysanym krokiem aż do krańców ogrodu różanego.Przeszłam przezfurtkę obrastającą nowym mchem, mokrym i lepkim w dotyku, do lasu, gdzie woda kapała z drzew.Niemyślałam o tym, co robię.Położyłam rękę na wilgotnej korze i poczułam, jak bije serce mojej ukochanej Wide-acre, jak z nową porą roku przyspiesza tempo.Szybki wilgotny wiatr przyniósł wiosnę.Młode żółte słońceogrzewało mokrą ziemię.Jak tropiący pies wdychałam w nozdrza zapach wiatru zapowiadający deszcz i zapachbudzącej się ziemi; czułam nawet smak soli morskiej, przynoszony tu z południa, zza nizin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •