[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po-winienem powiedzieć ojcu, ale.- Jonathan na moment przygryzł wargi.-Sierżant Fitch wyrzezbił mi konika.Lubię, jak się śmieje.I nauczył mniegłosów kilku ptaków.Chłopiec przyglądał się twarzy Duncana.Gdy ten nie odpowiedział, Jo-nathan uciekł, nie do domu, lecz do wytyczonego białymi palikami prosto-kąta za stodołą, gdzie wielebny Arnold widział swój kościół.Duncan pozostał przy krzyżu.Niechętnie obszedł go i ponownie przy-kucnął, kładąc dłoń na jednym z rysunków, jakby upewniając się, że zostałnarysowany ludzką ręką.W końcu poszedł przed dom, przyglądając siępobliskim drzewom oraz marnym, zaniedbanym rabatom przy podmurów-ce.Znalazł to, czego się spodziewał.Oparł się o drzewo, patrząc na mia-steczko, a potem z ponurą determinacją wszedł w cień na skraju pól i dotarłaż do pasa zarośli wdzierających się między pola.Ze ściśniętym sercemspojrzał na nie, po czym przedarł się przez krzaki kalmii na środek, gdziena usianym głazami podłożu rosły młode dęby i kasztany.Szedł ostrożnie,lecz skrzeczenie wiewiórki wystraszyło go tak, że potknął się o skryty wtrawie pniak i upadł.Podnosząc się, zauważył, że nie był to zwalony pień,lecz ociosany bal, zwęglony i zbutwiały.Potem dostrzegł następny bal ijeszcze jeden, oparty o kolejny, i z zapartym tchem odkrył, dlaczego Ramsey194 nie wykarczował tego kawałka lasu.Kamienie były topornie ociosanymi nagrobkami i znajdował się ich tutuzin - ośmiu mężczyzn i kobiet oraz czworga dzieci.Wszyscy umarli w tymsamym roku - 1746.Duncan położył dłoń na największym nagrobku, naktórym wyrzezbiono skrzydlatego cherubina.1740-1746, głosił napis pod aniołkiem.Nagle ścisnęło mu się serce iosunął się na kolana.Na nagrobku było wykute nazwisko i imię.SarahRamsey.Nie wiedział, jak długo walczył z rozpaczą, która go ogarnęła.Patrzył,jak jego palce same przesuwają się po kamieniu, drżąc, odrywając mechporastający litery.Skrobał kamień czubkami palców, a potem opadł nań,kryjąc głowę w dłoniach i dziwiąc się swemu cierpieniu.Zastanawiał się,czy powodem było tylko to okropne przeczucie czy data? Był to ten samrok, 1746, w którym stracił oboje rodziców - rok bitwy pod Culloden.Godzinę pózniej znowu siedział przy szkolnym stole, oglądając swojeskrawki papieru i walcząc z ogarniającą go rozpaczą, raz po raz przekła-dając paski, za każdym razem przez kilka minut patrząc na leżące przednim pióro i niezapisane kartki, aby pózniej spojrzeć przez okno w kierunkudomu, widząc, tak jak Lister, kobietę o imieniu Sarah spoglądającą na las zokna na piętrze.Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że poproszono go o skrze-sanie ognia w prochowni.W końcu zdał sobie sprawę z czyjejś obecności i podniósłszy głowę, uj-rzał Crispina z talerzem zimnej wołowiny i ziemniaków.- Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha - rzekł wielkolud, podsuwając mutalerz.- Zobaczyłem.Zapuściłem się w te krzaki, które wchodzą między pola.Crispinowi wydłużyła się mina.- Tam nikt nie chodzi.To przeklęte miejsce.- To byli pierwsi osadnicy, prawda?Crispin tęsknie spojrzał w kierunku drzwi, jakby zamierzał uciec, aleprzysunął sobie stołek i usiadł naprzeciw Duncana, lecz twarz zwrócił dookna.- Kiedy pan Ramsey kupił tę ziemię, była tu mała osada, kilka od daw-na opuszczonych chat.Zatrudnił sześć rodzin do wykarczowania lasu pod195 pierwsze pola i przyjechał tu jesienią na miesiąc, głównie by polować.Byłociepło.Nazywają to indiańskim latem, ponieważ dla plemion to ulubionyczas napadów, aby zdobyć łupy, którymi cieszą się zimą przy obozowychogniskach.Lord udał się na polowanie na jelenie w dół rzeki, do Pensylwa-nii, i zabrał ze sobą połowę mężczyzn.Kiedy wrócili, wszystkie chaty byłyspalone, a mieszkańcy porąbani na kawałki.Ludzie mówią, że zrobili toIrokezi, którzy wtedy jeszcze nie byli naszymi sprzymierzeńcami.- Chcesz powiedzieć, że zostawił tu swoją córkę, kiedy wyruszył na ło-wy? - spytał Duncan.Sposób, w jaki Crispin spuścił głowę i zapatrzył się na splecione dłonie,stanowił wystarczającą odpowiedz.- Nie zbliżę się do tego miejsca.Lord Ramsey kazał zasadzić wokół kol-czaste krzewy.Gdyby cię tam zobaczył.- Jest tam grób Sarah Ramsey.Sługa na moment schował twarz w dłoniach.- Niedobrze rozgrzebywać stare groby.Gdy zabrakło pani Ramsey, niema nikogo innego - dodał głuchym głosem.- Dlaczego nikt nie powie o niej słowa prawdy? - zapytał Duncan.Wiedział, że Crispin nie próbuje go podpuścić ani zwieść.On po prostuusiłował chronić tę dziwną kobietę, którą Duncan wyciągnął z atlantyckichfal.- Trzymaj się z daleka od lasu - rzekł nagle i błagalnie Crispin.- To ni-komu nie przyniesie nic dobrego.- Oni chcą skazać Listera na śmierć przez powieszenie, Crispinie -przypomniał mu Duncan.- A ja uważam, że wyjaśnienie tego morderstwajest związane z tą kobietą używającą imienia zmarłej dziewczyny.Jeśli nierozwiążę tej zagadki, mogę tylko wskazywać różne możliwości i wyjaśnie-nia, które mogą być błędne.Już zginęli niewinni ludzie.Kolejny zawiśnie,jeśli będę znajdował tylko cienie.- Ależ ten twój przyjaciel.- zaczął z niepewnym uśmiechem Crispin.-Uwolnili go, tylko umieścili wśród robotników.Kąpie się w rzece, radosnyjak ptaszek.Duncan bez słowa pomknął do drzwi i po chwili przystanął przy rosną-cym na brzegu dębie.Pół tuzina robotników przyglądało się kościstemustarcowi w rzece, jedni z uśmiechem, inni z zaniepokojonymi, zatroskany-mi minami.Lister rozebrał się do pasa i siedział na płaskim kamieniu,196 śpiewając nieco nieprzyzwoitą piosenkę o hiszpańskich damach, szorującramiona piaskiem i sitowiem.Trzydzieści stóp w górę rzeki stał Frasier zjeszcze jednym dozorcą, uzbrojeni w pałki.- Serce tego starego durnia jest lekkie jak listek - powiedział ktoś zaplecami Duncana.Ten odwrócił się i zobaczył stojącego nieopodal Ca-merona, który z niepokojem spoglądał na Listera.- Moje też by takie było,gdybym wypił tyle brandy.- Co się stało?Cameron wzruszył ramionami.- Przyszedł rozkaz jego lordowskiej mości, razem z flaszką jego naj-lepszego francuskiego trunku.Wypuścić Listera, umieścić wśród innychwięzniów Kompanii i dobrze pilnować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •