[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Grace spojrzała na detektywa.- Oczywiście - zapewnił.W milczeniu podziękowała mu skinieniem głowy.Ruszyły wolnym krokiem w stronę tyłów ogrodu i domku kąpielowego za ba-senem.Z bliska pawilonik zdradzał oznaki zaniedbania.Okna były brudne powiosennych ulewach, a wokół ścian pięły się porastające obrzeża trawnika chwa-sty.Obok białego stołu stały dwa krzesła z płóciennymi siedzeniami.Grace i Ca-thy usadowiły się na nich tyłem do basenu i do głównego budynku.Harry obwą-chał teren wokół domku, a potem podbiegł do palmy i zadarł do góry nogę.- Nie rozumiem - powiedziała Cathy bardzo cichym głosem.- Nie pojmuję,dlaczego to się dzieje.- Spojrzała Grace prosto w twarz.- Czy to wszystko stałosię naprawdę?- Niestety tak - odparła doktor Lucca.- Te wydarzenia wydają mi się całkiem nierzeczywiste.- Nastolatka bezrad-nie pokręciła głową.- Nie potrafię nawet porządnie się wypłakać.Byłam okrop-nie niedobra dla cioci Frances.Straszliwie podła.A teraz ona nie żyje, a ja niemogę już jej przeprosić.- Ona rozumiała sytuację, Cathy.RLT - Nie sądzę.Uważam, że jeszcze bardziej unieszczęśliwiłam ją moim zacho-waniem.Harry, czymś nagle zaintrygowany, skierował się w stronę miejsca nieopodalhuśtawek, gdzie czekał Sam.Grace nie musiała się martwić o bezpieczeństwopsa.Terier był stary i za mądry na to, ażeby skakać do basenu.A nawet gdyby tozrobił, już nieraz pływał w rzekach i w oceanie.W wodzie czuł się niczym za-wodowy pływak.- Co stanie się ze mną teraz, kiedy ciocia Frances nie żyje? - spytała Cathy.-Czy będę musiała zamieszkać w jednym z domów dziecka?- Nie wiem.Czy twoja matka miała jeszcze jakichś krewnych?- Tylko kilka kuzynek gdzieś w Kalifornii.Z żadną nie utrzymywała jednakkontaktów.I żadnej z nich nigdy nie poznałam ani nawet nie zamieniłam z nimisłowa.- Cathy zamilkła.- A może to nie ma znaczenia, ponieważ wsadzą mnieza kratki?Grace nachyliła się do przodu, czując, jak zachwiała się jedna z nóg krzesła, idotknęła lewej ręki Cathy.- Nie grozi ci więzienie.- Grozi, jeśli uznają, że to ja ich wszystkich zamordowałam.- To wykluczone.- W stwierdzeniu Grace zabrzmiała absolutna pewność.-Znajdą tego, kto to zrobił.- Ze środka ogrodu dobiegały odgłosy zabawy.Samrzucił piłkę i cichym głosem nakłaniał Harry'ego do jej przyniesienia.Terier niegustował w aportowaniu, niemniej polecenie było wyraznie słyszalne.Cathy ponownie na nią spojrzała.- Naprawdę nie wierzysz, że ja mogłam to zrobić?- Nie wierzę, już ci mówiłam.- Nadal tak uważasz? Nawet teraz? -Tak.Doktor Lucca ponownie usłyszała głos Sama.Detektyw wołał Har-ry'ego,jednak tym razem odniosła wrażenie, że próbuje go od czegoś odwieść.- Co Harry tam wyczynia? - zapytała i obejrzała się, usiłując osobiście to zo-baczyć.- Nie wiem - odrzekła dziewczynka.- Hej, Harry! - Tym razem głos Sama zabrzmiał donośniej.RLT - Sam! - zawołała Grace.- Co on wyprawia?- Nie bardzo widzę - odpowiedział Sam.- Myślę, że szuka czegoś w ziemi.Grace spojrzała na Cathy.- Pójdziemy zobaczyć?- Tak, oczywiście.- Nastolatka zerwała się na nogi i, wyprzedzając Grace, ru-szyła z powrotem w stronę domu.Pies znajdował się po lewej stronie ogrodu, zarzędem palm, w pobliżu dużej jacarandy i w typowy dla terierów sposób kopałdół w ziemi.- Co robisz, Harry? - zawołała Grace.- Czy zawsze tak się zachowuje? - spytał Sam.Przecząco potrząsnęła głową.- Przez te wszystkie lata tylko raz odgrzebał zakopaną kość.Harry kopał te-raz zapamiętale, wydając z siebie ciche, entuzjastyczne piski.- Wygląda jak gdyby na coś natrafił - zauważył Sam.Grace popatrzyła na Cathy i dostrzegła w jej oczach zaciekawienie.A potemprzeniosła spojrzenie na Sama i zauważyła, że on również przygląda się nastolat-ce.Złe przeczucie ponownie dało znać o sobie.- Znalazł coś! - Cathy jakby nagle obudziła się do życia.- Hej, co tam masz?- Upadła na kolana obok psa, zachwycona, jak dziecko, które jest świadkiem od-krycia skarbu.Grace ogarnęły mdłości.Podniosła oczy.Sam patrzył na nią i w tym momen-cie uświadomiła sobie, że on także, chociaż jest policjantem, czuje się równiepodle jak ona, i że najchętniej wziąłby nogi za pas i uciekł stąd, gdzie pieprz ro-śnie.Ale nie mógł tego zrobić.Harry zaszczekał.- Co.? - Pytanie zamarło Cathy na ustach, a początkowy wyraz zdziwienia izakłopotania na jej twarzy niemal w sekundzie przemienił się w prawdziwe prze-rażenie.Grace dostrzegła pobielałe usta dziewczynki i zauważyła, że tamta za-chwiała się na nogach.Podbiegła, ażeby uchronić Cathy przed upadkiem.- Harry, odejdz - polecił psu Sam.RLT - Harry, chodz tutaj - ponagliła Grace, stając przy Cathy.Brzmienie głosu pani ostrzegło psa, że to nie zabawa, i odszedł od małej jamyw ziemi, którą wykopał.Sam już wyjmował z kieszeni rękawiczki.Włożył jeszybko i wprawnie, a potem wydobył plastikową torebkę do zabezpieczania do-wodów.Grace zrobiło się przykro, kiedy zobaczyła, jak dobrze jest przygotowa-ny - jak gdyby jadąc tutaj razem z nią i Cathy, liczył na łut szczęścia.Przykucnął,wydobył z dziury znalezisko Harry'ego, otrzepał je z ziemi i umieścił w plasti-kowej torebce.Nikt nie miał wątpliwości, co to jest [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •