[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czy dajesz nam do zrozumienia, że czekała, ażwyjdziemy, a potem gdzieś się wymknęła?Valentine wzruszył ramionami.- Nie wiem.To nie moja siostra.Ale fakt, że wam nieprzyszło to do głowy aż do tej chwili, każe mi się za waswstydzić.Książę spoglądał na niego przez chwilę z wyrazemzamyślenia na twarzy.Wreszcie zaczął kląć, cicho isiarczyście.- Jej pokojówka patrzyła za nami przez okno, gdyodjeżdżaliśmy - mruknął.- Widziałem ją, ale niczego niepodejrzewałem.- Ale Nell ma z nami umowę - zaprotestował Zachary.-Nie musi się wymykać.- To przyjacielu, zależałoby pewnie od tego, do czego sięprzymierzała.- Valentine pohamował chętkę, by sięuśmiechnąć.Dzierlatka przechytrzyła braci Griffinów; to nie67 zdarzało się co dzień.- Oczywiście, mogę się mylić.Może jestw domu i śpi.- Shay, jedz i zobacz - rozkazał Melbourne.Charlemagne bez słowa obrócił się na pięcie i wymknął zpowrotem na korytarz.Z drugiej strony Zachary cofnął się iskierował w głąb sali.- Zobaczę, które z jej przyjaciółek tu są - powiedział,znikając.- Większość z nich - podpowiedział Valentine.- Deverill, ty.- Och, nie, nic w tym rodzaju.To wy ją zgubiliście.Jadostałem wolny wieczór.Będę się czaił przy twoim przeklętymżywopłocie o poranku.Ale jeżeli dowiesz się, dokąd może sięjutro wybrać, wyślij mi wiadomość, do cholery.Melbourne przelotnie się uśmiechnął.- %7łyczę przyjemnego wieczoru.- Na to liczę.* * *- A więc, panno łabędzico, czy dobrze się bawisz?Eleanor zamrugała.Nigdy nie widziała, żeby świece paliłysię tak jasno, i przyłapała się na tym, że wpatruje się wogromny żyrandol z kutego srebra kołyszący się nad środkiemsali balowej.- Wydaje mi się, że pozwoliłam sobie na zbyt wielebrandy i.Cokolwiek to jest, to drugie.- Rum - odpowiedział mężczyzna w czarnej masce lisa,zasłaniającej mu pół twarzy.- I wypiłaś mniej niż większośćpań tutaj.Z uśmiechem, nad którym nie całkiem panowała, Eleanorskinęła na jednego z lokajów, którzy byli przebrani za białeorzesznice.68 - Jeszcze rumu, jeśli łaska, moja dobra myszko.W kącie sali jakiś niedzwiedz i inna łabędzica opadli nakrzesło, a ich maski się zderzyły, gdy zetknęły się ich usta.Wtle orkiestra grała cicho na fletniach Pana i sitarach coś, cobrzmiało orientalnie i erotycznie, podczas gdy para wilków, oni ona, wyłoniła się z jednej z wielu zasłoniętych alków wzdłużprzeciwległej ściany sali.Ręka wilka spoczywała na lewejpiersi wilczycy, którą i tak przysłaniało zaledwie tyle tkaniny,by można było nazwać ją okrytą.Inne stłumione odgłosy kobiecych jęków i męskichgrubych pomruków były jeszcze bardziej niepokojące.Eleanorudawała, że je ignoruje.Alkohol pomagał jej zaakceptowaćmyśl o pozostaniu, ale prawdopodobnie również pomagał jejtolerować zakazane rzeczy, które działy się w całym domu.Eleanor pociągnęła kolejny spory łyk rumu i zatoczyła się.Lis ujął ją pod ramię, a jego głos łagodnie sączył się jej doucha.- Może powinnaś na chwilę usiąść, panno łabędzico.Egzotyczne perfumy mieszały się z wonią alkoholu irozgrzanych ciał.Przy trzeciej lampce brandy głos rozsądku wjej głowie stał się bełkotliwy i niezrozumiały, ale chociaż jakaśjej cząstka przyznawała, że Eleanor nigdy w życiu nie była wmiejscu tak dekadenckim i szalonym, to wiedziała też, żepowinna być gdzie indziej.Jednak za każdym razem, gdyprzychodziło jej na myśl zasugerować, żeby ona i Stephenwyszli, w jej ręce pojawiał się kolejny kieliszek i padałakolejna nieco protekcjonalna i kpiąca uwaga na temat jejodwagi i zdecydowania.- Tak - odparła, słysząc, jak niewyraznie brzmi jejwłasny głos.- Chyba chciałabym na chwilę usiąść.Zrobiła krok w stronę wolnego krzesła, ale podłoga pod jejstopami okazała się być niżej, niż się jej spodziewała.69 Potknęła się i byłaby upadła prosto na swoją łabędzią maskę,gdyby Stephen jej nie złapał.- Spokojnie - odezwał się z wyraznym rozbawieniem wgłosie.- Tędy.Jest tu gdzieś dyskretne miejsce, w którymmożemy się nieco odprężyć.- Naprawdę myślę, że powinnam jechać do domu -powiedziała z trudem, wyciągając przed siebie rękę dlarównowagi.Wcześniej zdarzało jej się wypić odrobinę za dużowina, chociaż rzadko; ale nie pamiętała, by kiedykolwiekczuła się taka.oszołomiona i senna.- Jesteśmy tu jużbardzo długo.- Wkrótce wyjdziemy - zgodził się Stephen [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •