[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A jeśli nie, to poczuję, o tak.A ojciec mości Jemimy dał ka\demu po srebrnymszelągu, \eby długo przytrzymali stołek pod paskudną, zieloną wodą, sprawdzając, czy sięutopię.- I utopiłaś się?- O tak.Odetchnęłam wodą.To mnie zabiło.- Och - mruknął Nik.- Czyli jednak nie byłaś wiedzmą.Dziewczyna spojrzała na niego okrągłymi oczami ducha i uśmiechnęła się krzywo.Wcią\ wyglądała jak chochlik, ale ładny chochlik i Nik zwątpił, by potrzebowała magii, \ebyzauroczyć Solomona Porritta.Nie z takim uśmiechem.- Co za bzdury.Oczywiście, \e byłam wiedzmą.Przekonali się o tym, gdy odwiązalimnie od stołka i poło\yli na trawie, ćwierć\ywą, oblepioną rzęsą wodną i cuchnącym mułem.Wywróciłam wtedy oczami i przeklęłam ich wszystkich razem i ka\dego z osobna, tam, nabłoniu, owego ranka.Przeklęłam, by \aden z nich nigdy nie spoczął spokojnie w grobie.Sama byłam zdumiona, jak łatwo mi to przyszło.Zupełnie jak taniec, gdy stopy podchwytująnowy rytm, którego uszy nigdy nie słyszały, nie zna głowa, i tańczą a\ do świtu.- Wstała iobróciła się w piruecie, podskakując.Jej bosa stopa błysnęła w promieniach księ\yca.- Takwłaśnie ich przeklęłam, moim ostatnim, bulgoczącym od wody tchnieniem.A potemumarłam, a oni spalili moje ciało na błoniach, a\ w końcu został z niego tylko czarny węgiel.Wsadzili mnie do dziury na polu garncarza, nawet bez nagrobka z imieniem i nazwiskiem.Umilkła i przez moment zdawało się, \e ogarnął ją smutek. - Czy ktoś z nich le\y pogrzebany na cmentarzu? - zapytał Nik.- Ani jeden.- Dziewczyna się zaśmiała.- W sobotę po tym, jak utopili mnie i upiekli,panu Porringerowi dostarczono dywan z daleka, z samego Londynu.Piękny był to dywan,lecz okazało się, \e jest w nim coś więcej nizli mocna wełna i zręczne sploty.Wśród nichbowiem kryła się zaraza i do poniedziałku pięciu z nich kasłało krwią, a ich skóra poczerniałajak moja, gdy wyciągnęli mnie z ognia.Tydzień pózniej choroba ogarnęła niemal całą wioskęi ludzie wrzucali trupy do morowego dołu, wykopanego w szczerym polu.Potem go zasypali.- Czy wszyscy mieszkańcy umarli?Wzruszyła ramionami.- Wszyscy, którzy patrzyli, jak mnie topią i palą.Jak twoja noga?- Lepiej - rzekł - Dzięki.Nik wstał powoli i kuśtykając, zszedł ze sterty trawy.Oparł się o \elazne pręty.- Czyli zawsze byłaś czarownicą? - spytał.- No wiesz, zanim ich wszystkichprzeklęłaś.- Jak gdyby trzeba było czarów, by zwabić do mojej chaty Solomona Porritta - odparła,pociągając wzgardliwie nosem.Co, jak pomyślał Nik, choć nie odezwał się ani słowem, nie stanowiło w \adnym razieodpowiedzi na jego pytanie.- Jak się nazywasz?- Nie mam nagrobka.- Kąciki jej ust wygięły się w dół.Mogę być ka\dym, nikim.- Ale przecie\ musisz mieć jakieś imię.- Nazywam się Liza.Liza Hempstock, miły panie - odparła cierpko.- Nie pragnęprzecie\ wiele - dodała.- Tylko czegoś, co zaznaczyłoby mój grób.Le\ę o tutaj, widzisz? Niema tu nic prócz pokrzyw.- Przez moment wyglądała tak smutno, \e Nik zapragnął jąprzytulić.I nagle, gdy przeciskał się pomiędzy prętami ogrodzenia, przyszedł mu do głowypomysł.Znajdzie nagrobek dla Lizy Hempstock, nagrobek z jej nazwiskiem.Sprawi, \e znówsię uśmiechnie.Ju\ na zboczu odwrócił się, by pomachać jej na po\egnanie, ale Liza zniknęła.***Na cmentarzu było pełno odłamków nagrobków i pomników, lecz Nik wiedział, \epodarowanie jednego z nich szarookiej wiedzmie z pola garncarza to niedobry pomysł.Potrzebował czegoś innego.Stwierdził, \e lepiej nie wspominać nikomu o tym, co zamierza, uznawszy całkiem rozsądnie, \e z pewnością by mu zabronili.Przez następne kilka dni umysł miał zajęty snuciem planów, coraz bardziejskomplikowanych i szalonych.Pan Pennyworth rozpaczał.- Mam wra\enie - oznajmił, drapiąc się po zakurzonych wąsach - \e, jeśli to w ogólemo\liwe, idzie ci jeszcze gorzej.Ty nie znikasz, chłopcze: przeciwnie, rzucasz się w oczy.Trudno cię nie zauwa\yć.Gdybyś przyszedł do mnie w towarzystwie fioletowego lwa,zielonego słonia i szkarłatnego jednoro\ca, na którym zasiadałby sam król Anglii wkrólewskich szatach, myślę, \e ludzie gapiliby się tylko na ciebie, uwa\ając pozostałych zaniegodnych wzmianki.Nik jedynie patrzył na niego bez słowa.Zastanawiał się, czy w miejscach, gdziezbierają się \ywi ludzie, istnieją sklepy sprzedające wyłącznie nagrobki, a jeśli tak, to jakmiałby znalezć taki sklep.Zupełnie nie miał głowy do Znikania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •