[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A może potrafisz przewidzieć, w jakisposób uciekniesz przed tym losem?Seamus czuje, że jego usta się otwierają, i słyszy wydobywający się z nich dzwięk,ryk tysięcy rozhukanych rzek.Ziemianka, Somma, 28 czerwca 1916Smith odsuwa się od szalonego Irlandczyka, który leży przykuty kajdankami dometalowej ramy pryczy wciśniętej w kąt ziemianki, dla świata jak martwy, alemamroczący w pijackim delirium.Nigdy takiej mowy nie słyszał, ona budzi w nimstrach Boży.Nieraz przysłuchiwał się ajryszom rozmawiającym po gaelicku, ale tamtobrzmiało zupełnie inaczej.Chłopcy z Royal Dublin Fusiliers mieli śpiewną, miękkąwymowę, w każdym razie ci pod dowództwem Finnana, przeniesieni z siódmegobatalionu do pierwszego po rzezi pod Gallipoli, głównie studenci z Trinity.Moglibybyć oficerami, ale postanowili walczyć u boku przyjaciół.Nazywają ich arystokratamiwśród twardzieli, ale ten Finnan jest wyjątkiem.Twardziel wśród arystokratów,można by powiedzieć.Język, w którym teraz bełkocze, nie jest łagodną mową jegoIrlandzkich Chłopców.To coś innego.Powers zbliża się, żeby wymierzyć facetowi ostatniego kopniaka w brzuch, potemodwraca się na pięcie i wychodzi z ziemianki.Slaughter następuje mu na pięty.Typowi żandarmi, myśli Smith.Rozcięte wargi, zakrwawiony nos, podbite oczy - wtakim stanie go zostawili, do diabła.Trochę pocierpi, kiedy oprzytomnieje, i niebędzie to ból głowy po zbyt dużej ilości wody ognistej.Biedak i tak jest załatwiony, myśli Smith.Wywinąłby się, gdyby tylko ukradł whiskyoficerowi.Straciłby paski, to pewne, i byłoby dużo hałasu, sąd polowy i więzienie -najprawdopodobniej zamienione na kompanię karną - ale jeśli Irlandczycy pod jegokomendą są tacy jak Sheffield Pals Smitha, na różne sposoby usiłują zapomnieć, cozrobili.i co jeszcze będą musieli robić.Przecież każdy to rozumie, nawet kapitan.Sągorsze rzeczy na świecie niż sierżant kradnący whisky kapitanowi, żeby rozdzielić jąmiędzy wystraszonych chłopców, którymi jedynie stara się opiekować najlepiej, jakpotrafi. Ale oskarżenie brzmi: podburzanie do buntu, a to zupełnie co innego.Jest dośćkłopotów z Irlandczykami, którzy słyszeli o powstaniu wielkanocnym, a tymczasemich sierżant miota się i ryczy jak ranny niedzwiedz o republikańskich męczennikach,MacDonaghu i MacBridzie, Connollym i Pearsie.Po cholerę walczymy zaBrytyjczyków? Przecież oni zabijają irlandzkich synów na naszej własnej ziemi! Tojest zdrada, nieważne jak na to patrzeć.Smith potrząsa głową.%7łal mu człowieka.Naprawdę żal.Ale takie gadanie, kiedywojsko jest poruszone plotkami o wielkiej ofensywie, to dopominanie się o plutonegzekucyjny.Finnan przetacza się na plecy, wolna ręka opada luzno, dłoń chwytawyimaginowanego świetlika.Smith odskakuje.Mamrotanie cichnie na chwilę, potemrozpoczyna się na nowo, jeszcze głośniejsze niż do tej pory.To na pewno nie angielski,a jeśli nie irlandzki, to jaki, do diabła? Smith zna trochę szwabskiego - Scheisser iHande hoch - ale ten język nie jest taki gardłowy i brzydki.Aacina albo greka? Raczejnie.Nie był najlepszym uczniem, nawet nie dostał się do szkoły średniej, ale w głowiezostało mu co nieco, wtłoczone przez nauczycieli i Szalonego Jacka Cartera z całą tąjego gadką o bohaterach Homera.Nie można przed tym uciec, do licha? Nasłuchałsię dość o cholernym Cytacie i Wergilu, jak ich nazywali, by wiedzieć, że to żaden ztych języków.Prostuje się, odsuwa od pryczy.To tylko bełkot, myśli.Nerwica frontowa, wodaognista i kopniaki butem w głowę.Nic więcej.Ale dziwne mamrotanie i nieznajome dzwięki budzą w nim niepokój.Jest ich zadużo.Za dużo dzwięków jak na jedne usta.Czuje zawrót głowy, strach, odwraca się do wyjścia i widzi, że Powers i Slaughternadal stoją przed ziemianką, czekają na niego, grozne sylwetki w drzwiach, potężne ikanciaste; czerwone czapki z daszkiem, lufy karabinów sterczące w górę, grubeszynele ściągnięte paskiem, poszerzające barki.W tych dwóch są same proste linie,żadnych zaokrągleń.Smith ogląda się na Irlandczyka, który leży na podłodze zrozłożonymi ramionami, ręka przykuta kajdankami do pryczy zwisa bezwładnie, lewanoga drga, jakby próbował we śnie wydostać się z grząskiego błota.I wciąż topiekielne mamrotanie.Gdzie teraz jesteś? - myśli Smith.Co ci się roi w głowie?Ale to nie jego sprawa.Znalazł się tutaj wyłącznie dlatego, że Powers warknął na niego, by podniósł kajdanki, które upadły w czasie szamotaniny.%7łal mu go, bo wie, żesam nie zakuł delikwenta tylko dlatego, że chciał odegrać ważniaka po tym, jak zostałpowalony na ziemię przez pijanego żołnierza na oślep młócącego pięściami.Ale to niesprawa Smitha.- Chodz wreszcie - rzuca Powers.- Nie przejmuj się.On nigdzie nie pójdzie.Sieć z drutów i łańcuchówInny czas, inne miejsce.- Nigdzie nie pójdziesz - mówi Henderson, zaciskając rękę na szczęce Finnana.Potem ze wstrętem odpycha jego głowę i odchodzi.Echo kroków na betonie,szelest plastiku.wiszących pasków do odstraszania much?Głowa z powrotem opada w dół, bezwładna.Finnan półleży na metalowymkrześle, druty wrzynają mu się w nadgarstki, są zaciągnięte jak garota na szyi.Podobnie na kostkach nóg.Ramiona ma za plecami, przełożone przez oparcie.Obwiązali go jak zwierzę siecią z drutów i łańcuchów tak zapętlonych, że gdybyporuszył którąś kończyną, pewnie by ją sobie odciął.Sieć z drutów doskwiera mu niemal równie mocno jak wspomnienia.Finnan kaszle, jęczy, uchyla zapuchnięte powieki i widzi hak do mięsa w swojejpiersi, a na podłodze wokół siebie krąg soli.Nic nie rozumie.W jego głowie pojawia się myśl: Mam pieprzony hak do mięsa w piersi - ale zabardzo wypełnia ją łomot i wycie, żeby przejmował się takim drobiazgiem jak fizycznyból.Czuje tylko, że narasta w nim krzyk.Podnosi głowę, wywraca oczy w głąb czaszki, ukazując białka i otwiera usta.- Boskiemu niebu i szybkoskrzydłym wiatrom śpiewam, rzekom i ich zródłom; wołamdo fal uśmiechających się mórz, do ziemi, naszej matki, do kuli słońca, które nawszystko patrzy.Spójrzcie na pana.Zobaczcie, jak cierpię z rąk lordów.Głos, który wydobywa się z jego gardła, jest zdławiony, ale ma taką częstotliwość,że wilgotne powietrze rzezni faluje, kryształki lodu migoczą, osypując się zzamarzniętych połci, które kołyszą się wokół niego na hakach, całe rzędy dyndającegomięsa pokrytego białym szronem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    >
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • zpobiskupice.xlx.pl
  •