[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale niewiele mogłam na to poradzić - oni oczywiście rządzą.-Upiła znowu łyk kawy i obróciła się na stołku, zwracając twarządo Harolda, co zmusiło go do tego samego.- Nie przeszkadza ci,76 że jesteś podejrzany? - zapytała.Harold od razu wiedział, jak na to odpowiedzieć.- Naprawdę myślisz, że jestem podejrzany?- Wydaje mi się, że chcieli ci po prostu dać nauczkę za pano-szenie się na miejscu zbrodni.Chcieli cię nastraszyć.- I udało im się.Sarah się roześmiała.- Zdaje się, że wszyscy tutaj mają teorię na temat tego, kto tozrobił - zauważyła, wskazując na kłócących się wokół baru sher-lockistów.- A co ty o tym myślisz?Wszystko, co mu przyszło do głowy na ten temat, nie było aniobiecujące, ani zachęcające do rozmyślań.- Słowo  elementarne.zostało użyte rzeczywiście tylko wjednym opowiadaniu o Holmesie.- Naprawdę? - zdziwiła się Sarah.- A ono nie wchodzi w składjednego z tych sławnych cytatów Sherlocka Holmesa:  Elemen-tarne, mój drogi Watsonie ?- Tak, ale zdanie to nie zostało zamieszczone w oryginalnychopowiadaniach.Pochodzi z serialu filmowego z Jeremym Bret-tem.Literacki Holmes tylko raz mówi do Watsona  elementar-ne , w  Garbusie.- Hm.- To bardzo szczególne słowo z bardzo szczególnego opowia-dania.I umiejscowienie go.W  Studium w szkarłacie , pierw-szym opowiadaniu o Holmesie, detektyw znajduje słowo napisa-ne krwią w podobnym miejscu na ścianie.W ciemnym kącie za-ciemnionego pokoju.- Ale to nie była krew Aleksa - zauważyła Sarah.- Na ciele niema żadnych nakłuć ani ran.Tyle udało mi się wyciągnąć od gli-niarzy.- Tak samo jest w opowiadaniu.Krew nie pochodzi od ofiary,to krew zabójcy.77 Zamyślili się na dłuższą chwilę.- Rozwiążesz to, prawda? - powiedziała w końcu Sarah.-Rozwiążesz tajemnicę morderstwa Aleksa Cale'a - stwierdziłajeszcze raz, jakby to było oczywiste.I Harold uznał, że tak właśnie się stanie.Był najmłodszymChłopcem z Baker Street od czasu samego Cale'a.I uczci Cale'a,robiąc to, czego tamten nie zdołał.Ofiarowując to, czego tamte-mu się nie udało - rozwiązanie.- Muszę wiedzieć, kto zrobiłby coś takiego.Kto mógłby za-bić w tak makabryczny sposób, a potem zostawić garść wskazó-wek odwołujących się do opowiadań o Sherlocku Holmesie.Sarah powiodła wzrokiem po sali.Dwie kobiety narysowałyna serwetce barowej coś, co wyglądało na plan miejsca zbrodni, inawzajem tłumaczyły sobie, w jaki sposób musiało do niej dojść.- Ktoś, kto przeczytał za wiele kryminałów - stwierdziła. ROZDZIAA 11SCOTLAND YARDPolicja jest świetna w gromadzeniu faktów,jednak nie zawsze wie, jak pózniej te fakty wykorzystać.SIR ARTHUR CONAN DOYLE,TRAKTAT MORSKI19 pazdziernika 1900- Niech pan posłucha - powiedział nie za bardzo ogolony in-spektor.- Nie wygląda na to, by chcieli pana zabić.Raczej dobrzenastraszyć, co?Arthur westchnął i zabębnił palcami na malutkim biurku in-spektora, na którym stała tabliczka z brązu ze świeżo odlanymiliterami  INSPEKTOR MILLER.Dwa paski przypięte do koł-nierzyka dodatkowo podkreślały rangę stanowiska tego głupiegopolicjanta.Główne biura Nowego Scotland Yardu, w których Arthur zna-lazł się po raz pierwszy, były w ten środowy poranek nadspo-dziewanie ciche.Budynek miał zaledwie kilka lat i wydawał sięzbyt przestronny dla swoich gospodarzy.Arthur słyszał urozma-icony stukot służbowych butów, dochodzący zarówno z bliska,jak i z odległych korytarzy, który niczym jakiś plemienny79 instrument z Transwalu stanowił delikatny perkusyjny akompa-niament do tej irytującej rozmowy.- To była bomba, proszę pana, którą ktoś włożył do mojejskrzynki na listy - oznajmił Arthur.- Zniszczyła połowę mojegobiurka.Może pan zrozumieć mój niepokój? Moja rodzina była wdomu.- Starał się panować nad sobą.Poza ewidentną głupotą denerwował go w inspektorze Mille-rze irytująco optymistyczny wyraz twarzy.Wełniste bokobrodyzwisały z policzków policjanta, nadając mu wygląd umunduro-wanego psa rasy beagle.- Rzeczywiście, doktorze Doyle.Rzeczywiście.My tu, w Yar-dzie, zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby zatrzymać dra-nia, który stoi za tym zamachem.Proszę uwierzyć, że nie spo-czniemy ani na chwilę, dopóki go nie przyskrzynimy.Chcę tylkopanu powiedzieć, że nie ma powodu do niepokoju.Bomba byładość marna.I choć spowodowała dużo hałasu, był to zwykłyczarny proch z dodatkiem siarki.Powiedziałbym, że chodziłobardziej o efekt niż skutki, jeśli pan rozumie, co mam na myśli.Arthur nigdy nie wyzwał nikogo na pojedynek, ale w tej chwi-li zrozumiał wspaniałą zasadność tej tradycji.Albo to, albo przy-łożę mu w tej sekundzie - myślał, choć drugie wyjście wydawałosię bez porównania mniej dżentelmeńskie.- A towarzyszący bombie list? - wycedził przez zęby.- Jakpan go tłumaczy?Wziął kopertę z biurka inspektora i potrząsnął nią przed jegotwarzą niczym chińskim wachlarzem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •