[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Shannon podniosła kolta i wycelowała prostow jego pierś.- A co ty sobie właściwie wyobrażasz? - rzuciłazachrypniętym ze zdenerwowania głosem.-Ty.Oczy Malachiego utkwione były w kolcie.Ale nieznieruchomiał.Wszedł do pokoju i jednym kopnięciem zamknął za sobą drzwi.- Shannon, chcę spokojnie z tobą pogadać.Rozsądnie.- Do diabła, Malachi! Czy do ciebie nic niedociera? Masz się stąd wynieść, bo inaczej strzelę.Niebój się, nie zabiję cię.Będę celować w.- Nawet nie waż się tego powiedzieć!- Czego?- Dobrze wiesz!- Tak, wiem.A więc strzelę w.- Shannon!- Malachi, ja nie żartuję! Naprawdę chcę, żebyśsobie stąd poszedł.Wyszłam za ciebie tylko po to,abyś uratował swoją przeklętą skórę.- Długo musiałem cię o to prosić.- Ale w końcu zmusiłeś mnie.- Rzeczywiście.Zapomniałaś, kto przed kimupadł na kolana i błagał.- Błagał! A to paradne! Wynoś się stąd natychmiast202albo dostaniesz kulkę w miejsce, o które boisz sięnajbardziej!- Nie wyjdę.Jesteś moją żoną.Mam prawo byćz tobą, gdzie chcę i kiedy chcę.- Nie, kapitanie Slater.Pan już znalazł sobiełóżko, w którym wypoczywa pan najchętniej.I niechpan sobie do tego łóżka wraca.- Shannon, zachowujesz się jak smarkata.Odłóżbroń.- Wynoś się!- Nie mogę, nie teraz.- Malachi, mówię, wyjdz!- Odłóż broń, Shannon, odłóż ją natychmiast!Ostrzegam cię, najłagodniej jak potrafię.Wyglądało na to, że się z niej naśmiewa.Shannonzacisnęła zęby, po czym uśmiechnęła się milutko.- Malachi, ponieważ w tym towarzystwie tylkoja posiadam broń, a więc to ja ciebie ostrzegam.- Odbiorę ci tę broń i dostaniesz za swoje.- Tylko mnie nie strasz.- Przysięgałaś, że będziesz mi posłuszna.- Ty też przysięgałeś, że będziesz mi wierny.I coz tego? Wracaj sobie do tej swojej zdziry! A mnie jużnigdy nawet nie dotkniesz!- Dotknę.Jesteś jedyną Jankeską na świecie, której pragnę dotknąć.Odłóż broń.Zrobił krok do przodu, a ona w tym momenciewystrzeliła.Z diabelską dokładnością.Kula musnęłajego brodę i wryła się w grube drewno drzwi.Twarz Malachiego stężała.Na pewno był zdumiony, ale przerażony nie był.203- Strzeliłaś do mnie? - powiedział nieswoimzachrypniętym głosem.I zrobił następny krok doprzodu.- Ty.durniu - zasyczała Shannon, cofając sięo krok.Znów wystrzeliła.Kula drasnęła go w ucho.Trysnęła krew, ale Malachi już dopadł Shannon.Wyrwał kolta, odrzucił, a jego palce z zatrważającąsiłą wpiły się w ramiona Shannon.Rzucił ją na łóżko,tak jak rzuca się worek z pszenicą.Usiadł na niejokrakiem, złapał za obie ręce.- Ty awanturnico! Naprawdę chciałaś mnie zabić!Shannon szarpała się gwałtownie i walcząc zapamiętale, krzyczała:- Ty draniu! Gdybym chciała cię zabić, już byś nieżył.Dobrze o tym wiesz!Odruchowo podniósł rękę do krwawiącego ucha.Wykorzystała okazję.Cios w szczękę był celny i mocny.Malachi zaklął i chwyciwszy znów obie jej ręce,przygwozdził je do poduszki.W ferworze walki piękna atłasowa koszula pękła,ukazując smukłe udo w całej okazałości.- Malachi, proszę, puść mnie.- O, nie, Shannon.Zaczęłaś ze mną ostro, bardzoostro.Więc teraz też tak będzie.Ostro, bardzo ostro.Puścił jej ręce i zaczął rozpinać spodnie.Shannonpisnęła przerazliwie i próbowała wstać, ale Malachimocno chwycił ją za ramiona i rzucił na łóżko.- Strzelałaś do mnie - wycedził.- A ty.ty spałeś z tą rudą zdzirą! I maszczelność.- Jej pięści jak grad kamieni zabębniłyo jego pierś.204Wtedy opadł na nią, jedną ręką chwycił za włosyi szarpnął, bardzo boleśnie.- Wcale z nią nie spałem.- Nie rób ze mnie idiotki, Malachi.- Naprawdę nie spałem z Iris.Mówiłem ci już, żeto moja dawna znajoma.Oczywiście, że mógłbym sięz nią przespać.jest taka miła i życzliwa.Ale jej tamwcale nie było.Ja tylko spałem w jej łóżku.- Kłamiesz!- Nie!Oczy Shannon lśniły od łez.- Ja nigdy nie kłamię, Shannon!Pochylił głowę.Jego usta opadły na jej wargii brutalnie wgryzły się w nie.Bolało, ale jej usta wcalenie protestowały, odpowiedziały z taką samą pasją.- Ja nie kłamię, Shannon.Ja nigdy nie kłamię.Ręce Shannon owinęły się wokół jego szyi.Zacząłpieścić ją, najpierw dziwnie powoli, delikatnie, jakbyod niechcenia, jakby jego namiętność wygasła.To onatuliła się, wyginała w łuk, prosiła bez słów.Nagleożył.Znów stał się rozgorączkowany, brutalny, jakbypełen nienawiści.I zachłanny, o, jakże zachłanny.Potem odsunął się od niej.Ułożył się na plecach,wbił oczy w sufit.- I co my robimy sobie nawzajem.- powiedziałcicho.Zerwał się z łóżka i zaczął pośpiesznie zrzucaćz siebie swój pożyczony ślubny strój.Nałożył z powrotem popielate spodnie i niebieską koszulę.- Wstawaj, Shannon.Ubieraj się.Jedziemy doKristin.Idę po konie.205Odszedł.Jego kroki powoli cichły na schodach.Shannon apatycznie przewróciła się na drugi boki zwinęła w kłębek.Tak.Trzeba wstać i ubrać się,przecież jadą za Kristin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexHieber Leanna Renee Percy Parker 02 Walka œwiatła i mroku o Percy Parker
Lensman 02 Smith, E E 'Doc' First Lensman
Swann S. A. Wilczy miot 02 Wilczy Amulet
Benzoni Juliette Fiora 02 Fiora i zuchwały
Kaplan Andrew Skorpion 02 Zima Skorpiona
Anne Stuart Czarny lód 02 Zimny jak lód
Gauze Jan Brazylia 02 Brazylia mierzona krokami
Bidwell George Michał i Pat 02 Synowie Pat
Stuart Anne Czarny lód 02 Zimny jak lód
Trzej Bracia 02 Roberts Nora Duncan (2)