[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Od dawna wiesz?- Powiedzmy.Ale jedno mnie martwi.Przez lata nauczyłem się, by zmartwienia mojego mistrza traktować poważnie.- Nie wiem kto.A ty wiesz? Nie miałem pojęcia.Ale nawet gdybym wiedział, Kastoriadis byłby ostatnimczłowiekiem, który by o tym usłyszał.- Gdybyś nie miał gdzie mieszkać - cedził powoli słowa, dodając im wagi - możesz przyjść do mnie.Albo zamieszkać w dojo.Marzyłem o tym.Przepocony stary materac zamiast łóżka, śpiwór i worek bokserski pod głowę.Adzień zaczynałbym od stu pompek i podciągania na drążku.Kastoriadis rozłączył się.Nie wiemdlaczego, ale pomyślałem o ojcu.Milczał kolejny dzień.Coś było nie w porządku.Wybrałem numer,ale usłyszałem nagrany komunikat.Rozległ się sygnałnagrywania wiadomości.Zawahałem się.Właściwie nie wiedziałem, co mu powiedzieć.Niemogłem zapytać przecież, jak się czuje.Rozłączyłem się bez słowa.Nagle ujrzałem twarze dwóch chłopców zamordowanych w latach dziewięćdziesiątych.Od kilku godzin ta sprawa była na drugim planie.Drgnąłem.Przemknęło mi przez głowę coś jeszcze.Jakieś odległe skojarzenie.Coś ważnego.Trwało to ułamek sekundy.Umknęło szybciej niż mijanyznak drogowy.Wiedziałem, że będę się męczył, dopóki myśl nie powróci.Lub nie zniknie całkowicie.Do  kukurydzy wchodziłem z duszą na ramieniu.Uspokajające wieści od innych to jedno, alezawsze pozostaje niepewność, co się samemu zastanie.Pod mieszkaniem odetchnąłem.Mogło byćznacznie gorzej.Drzwi do wysokości pół metra były czarne.Do tego samego poziomu osmalona byłaściana.Zatem pożar ugaszono, zanim zdążył poczynić spustoszenia.Stałem w kałuży wody iprzyglądałem się zniszczeniom.Kulesza mówiłprawdę, nie były poważne.Ważniejsze wydało mi się coś innego.Po raz pierwszy zdarzyło się, żektoś postanowił mnie dopaść.I że w gruncie rzeczy jest to dziecinnie łatwe.%7łe spokojne noce należądo przeszłości.Wiedziałem, że jeśli w mojej głowie zagości strach niczym uciążliwy sąsiad, będzieto ten moment, gdy będę musiał pomyśleć o zmianie fachu.Otworzyłem lodówkę.Jak zwykle świeciła pustką.Przypomniałem sobie wypełnione jedzeniempółki i szuflady w kuchni Grubasa.W sumie nie byłem głodny.Chciałem zająć się jakąś prostączynnością, która pozwoliłaby mi odzyskać równowagę.Dała stabilne emocje, o których tyle razymówił Kastoriadis.Normalnie wypiłbym piwo.Tym razem jednak musiałem się powstrzymać.Godzinę pózniej miałem stawić się w komendzie u Gawlika.Zadzwonił telefon.Pomyślałem, że to ojciec.Ale to nie był on.Po raz drugi w ciągu krótkiego czasuusłyszałem ten głos.- Chciałam z tobą porozmawiać.- Alicja Solska wydawała się spięta.Milczałem.Nie była to pewnie najlepsza zachęta do rozmowy. - Muszę ci coś powiedzieć o Kosie.- Jej głos zadrżał.- Chcesz mi dać do zrozumienia, że spotkania terapeutyczne nie wyczerpywały waszej relacji? - Tępowpatrywałem się w krajobraz za oknem.- Daruj sobie swoje złośliwości, proszę - powiedziała ostrzej.Po pierwszych niepewnych zdaniachwracała do równowagi.- Tak, to prawda, spotykaliśmy się.Prawie półroku.I tym razem terapia zakończyła się sukcesem, pomyślałem.Pełnym sukcesem.Tę uwagę zostawiłemjednak dla siebie.- Teraz, po latach, Jacek się odezwał.Chciał się spotkać.Coś go dręczyło, czułam to.Ale nie chciał nic powiedzieć przez telefon.- Kiedy to było?- Zadzwonił do mnie pod koniec lutego.Albo w pierwszych dniach marca.Raz już miał nawetprzyjechać, ale zatrzymały go jakieś sprawy w klubie.- Nie powiedział nic więcej? Spróbuj sobie przypomnieć.- Tylko tyle, że coś się stało i koniecznie musi ze mną porozmawiać, bo inaczej zwariuje.Nienaciskałam, bo wiedziałam, że nie ma to sensu.Mieliśmy po prostu się spotkać.- Co było dalej?- Dowiedziałam się o jego śmierci.To.to było straszne.Nie potrafię ci powiedzieć, jak siępoczułam.A potem pojawiłeś się ty.W lutym lub marcu zdarzyło się coś, co puściło machinę w ruch.Kos dowiedział się o czymśważnym.W jakiś sposób to zawiodło go do Grubasa.Czyli także do drewnianego pudełka, któreRejtan ukrywał w piwnicy.Mogło być też inaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl