[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Jesteś tam jeszcze, Helen? Tak. Denerwują mnie te długie przerwy w rozmowie, naprawdę.Nigdy niewiem, co ty tam sobie myślisz.Helen uśmiechnęła się ponuro do słuchawki. Mogłabyś kiedyś zapytać. Boję się, że wtedy byś mi odpowiedziała  Verna zaśmiała się cierpko. A więc jesteśmy umówione? Jutro o pierwszej? Niczego nie obiecuję, Ja stawiam, oczywiście.I słuchaj, Helen, umaluj sobie troszkę usta,dobrze? I nie zapomnij, że to urodziny Dougiego.Na pewno doceniłbyniewielki dowód pamięci. Na pewno.64RcLT  A więc do jutra. Do widzenia.Helen odłożyła słuchawkę.Rozmawiała z matką pierwszy raz po wielumiesiącach, ale nic się nie zmieniło.Między nimi wciąż wyczuwało sięwrogość, wiszącą w powietrzu jak obosieczny miecz, którym żadna nie mogłasię posłużyć, bo sama musiałaby się pokaleczyć.Sto  powiedziała Verna na głos. Albo dwieście, jeśli nam się po-szczęści.Na pewno nie zapomni.A jeśli pan Blackshear odnalazł te akcjeAT&T, jeszcze nam na długo wystarczy.Vernie został jeden samochód, druga hipoteka i służąca, pracująca na półetatu.Firmie telefonicznej zleciła zabranie dodatkowych telefonów ze swojejsypialni i z patio, przetarty dywan w jadalni przykryła bawełnianą matą, a napękniętej ścianie w kuchni zawiesiła kalendarz.W skrócie, zrobiła co mogła,aby ograniczyć wydatki i utrzymać dom.Ale dom nie dawał się utrzymać,ciążył jej jak słoń i z każdym tygodniem zapadał się coraz niżej.Były momenty, zwykle na początku miesiąca, gdy przychodziły rachunki,że Verna życzyła sobie w duchu, aby Douglas poszedł do pracy.Ale zazwyczajbyła zadowolona, że ma go w domu.Zapewniał jej towarzystwo, bo lubiła tęjego cichą obecność, zajmował się ogrodem i wykonywał wiele cięższych pracw domu, o ile się tylko nie uczył.Zdaniem Verny, Douglas był urodzonymstudentem.Nie skończył college'u z powodu jakiegoś rozdmuchanegoincydentu w szatni przy sali gimnastycznej, ale kontynuował studia wewłasnym zakresie i zaliczył już ceramikę, poezję współczesną, francuskichimpresjonistów, hodowlę awokado oraz klarnet.Klarnet ranił go w usta,sadzonki awokado w ogródku na tyłach domu powiędły i nikt nie był65RcLT zainteresowany oglądaniem jego wyrobów ceramicznych ani słuchaniem, jakczyta na głos wiersze Dylana Thomasa.Mimo to Douglas nie tracił humoru.Nie narzekał otwarcie na głupotęspołeczeństwa, nie winił człowieka ze szkółki roślin, że sprzedał mu wadliwesadzonki avocado.Dawał po prostu wszystkim do zrozumienia, że uczyniłwszystko, co mógł, i nikt nie powinien więcej od niego wymagać.I nikt niczego nie wymagał od Douglasa, z wyjątkiem Verny.W dniu, wktórym sprzedał klarnet, Verna poszła do swojego pokoju, żeby się wypłakać,choć znienawidziła zawodzenie tego instrumentu.Sprzedaż klarnetu oznaczaławięcej niż stopniową utratę zainteresowania ceramiką, poezją czy innymirzeczami.Był to gest tak nieodwracalny, że odczuła to jak uderzenie pięścią wbrzuch.Jej ból był tak prawdziwy i intensywny, że Douglas posłał po lekarza.Lekarz zdawał się tak samo interesować Douglasem, jak Verną. Ten panichłopiec potrzebuje życiowego pobudzenia"  powiedział. Chłopiec" jutro kończył dwadzieścia sześć lat. Przynajmniej dwieście  orzekła Verna. To w końcu urodziny, a onajest jego siostrą.Zakryła na noc klatkę z kanarkiem, sprawdziła, czy służąca przedwyjściem dobrze sprzątnęła kuchnię, i poszła do pokoju.Douglas leżał nakanapie i czytał.Miał na sobie białe mokasyny z koralikami i frotowy szlafrokz podwiniętymi rękawami, ukazującymi nadgarstki tak szczupłe i giętkie, żezdawały się zupełnie pozbawione kości.Karnacją przypominał Helen: ciemnewłosy i szare oczy, które potrafiły zmieniać kolor niczym kameleon, zależnieod otoczenia.Uszy miał jak kobieta, bardzo blisko osadzone i poprzekłuwane.W prawym nosił złote kółeczko.Maleńki kolczyk był jedną z tych rzeczy, októre Verna najczęściej toczyła z nim bitwy, ale Douglas nie chciał go zdjąć.66RcLT Usłyszał, że matka wchodzi do pokoju, odłożył więc książkę i wstał zkanapy.Przynajmniej nauczyłam go szacunku dla kobiet, pomyślała zsatysfakcją.Oświadczyła: Idz się ubrać, kochanie. Czemu? Będę miała gościa. Dobrze, ale ja nie. Nie kłóć się ze mną, kochanie.Czuję, że zbiera mi się na migrenę.Verna miała do dyspozycji cały szwadron migren.Nacierały na nią jak wojskanieprzyjacielskich tubylców, gdy jedna dogorywała, kolejna spieszyła zposiłkami. Przychodzi do nas pan Blackshear.Może chodzi o pieniądze.Podzieliła się z nim swoją teorią zawieruszonych w szufladzie akcjiAT&T, a Douglas słuchał sceptycznie, bawiąc się swoim złotym kolczykiem.Gest ten rozdrażnił ją. I na miłość boską, zdejmij to paskudztwo. Czemu? Już ci mówiłam, głupio w tym wyglądasz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •