[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zaprowadz nas do tej ładnej pani - powiedział rybak ciężko, posyłając drugiemusynowi znaczące spojrzenie.Ciągnąc ojca z zapałem, mały Rogar pobiegł na plażę, podczas gdy jego rodzic istarszy brat szli wolniej, obawiając się tego, co mogą znalezć.Nie uszli daleko, gdy rybak dostrzegł coś, co sprawiło, że ruszył biegiem, a starszysyn tuż za nim.- Rozbity statek.Nie ma wątpliwości! - sapał rybak.- Przeklęte szczury lądowe! Po copchają się na morze w tych swoich łupinkach.Na plaży leżała nie jedna ładna pani, ale dwie.Obok nich znajdowało się czterechmężczyzn.Wszyscy byli bogato odziani.Dookoła poniewierały się strzaskane belki,najwyrazniej pozostałości małego jachtu.- Utopiona na śmierć - stwierdził mały chłopiec i nachylił się, żeby poklepać jedną zładnych pań.- Nie, wcale nie! - mruknął rybak, szukając pulsu na szyi kobiety.Jeden z mężczyzn już zaczynał się ruszać - starszy człowiek, na pierwszy rzut okaokoło pięćdziesiątki, usiadł i rozejrzał się ze zdezorientowaną miną.Ujrzawszy rybaka, drgnąłz przerażenia i podczołgał się na czworakach, by potrząsnąć jednym z nieprzytomnychtowarzyszy. - Tanisie, Tanisie! - krzyczał, cucąc brodatego mężczyznę, który usiadł nagle.- Nie bój się - powiedział rybak, zauważywszy niepokój brodatego mężczyzny.-Pomożemy wam, jeśli zdołamy.Davey, wracaj biegiem do domu i sprowadz mamę.Powiedzjej, żeby przyniosła koce i tę butelkę brandy, którą przechowałem od czasu ZimowegoZwięta.Tak, proszę pani - rzekł łagodnie, pomagając usiąść jednej z kobiet.- Spokojnie.Nicpani nie będzie.Co za dziw.- mruknął do siebie rybak, obejmując kobietę i poklepując jąuspokajająco.- Jak na niemal utopionych, nie wydaje się, żeby którekolwiek opiło się wody.Owiniętych w koce rozbitków odprowadzono do małego domku rybaka w pobliżuplaży.Tam dostali dobry łyk brandy i każdego innego lekarstwa, jakie żonie rybakawydawało się odpowiednie dla topielców.Mały Rogar przyglądał się im wszystkim z dumąwiedząc, że jego  połów będzie tematem rozmów we wsi przez cały następny tydzień.- Jeszcze raz dziękujemy za pomoc - powiedział z wdzięcznością Tanis.- Cieszę się, że byłem na miejscu - mruknął mężczyzna.- Miejcie się tylko nabaczności.Następnym razem, jak wypłyniecie taką małą łódeczką, kierujcie się do brzegu napierwszy znak sztormu.- No tak, oczywiście, tak właśnie zrobimy - rzekł nieco zbity z tropu Tanis.- A teraz,gdybyś zechciał nam powiedzieć, gdzie jesteśmy.- Jesteście na północ od miasta - rybak machnął ręką.- Jakieś trzy, cztery kilometry.Davey może was podwiezć wozem.- To bardzo miłe z twojej strony - powiedział Tanis, spoglądając na pozostałych.Ci odpowiedzieli takim samym spojrzeniem, Caramon przy tym wzruszył ramionami.- Hm, wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale - zniosło nas z kursu.Na północ od jakiegomiasta się znajdujemy?- Oczywiście Kalamanu - powiedział rybak, przyglądając im się podejrzliwie.- Aha! - stwierdził Tanis.Zmiejąc się półgębkiem, odwrócił się do Caramona.- A co,nie mówiłem? Nie.nie zniosło nas z kursu aż tak daleko, jak ci się wydawało.- Naprawdę? - spytał Caramon, wybałuszając oczy.- Och, oczywiście, że nie -poprawił pośpiesznie, gdy Tika dała mu sójkę w bok.- Tak, chyba jak zawsze się pomyliłem.Znasz mnie, Tanisie, wiesz, że zawsze się gubię.- Nie przesadzaj! - mruknął Riverwind i Caramon zamilkł.Rybak popatrzył na nich wszystkich spode łba.- Dziwne z was ptaszki, nie ma, co - stwierdził.- Nie pamiętacie, jak to się stało,żeście się rozbili.Teraz nawet nie wiecie, gdzie jesteście.Ja tam myślę, żeście się wszyscy spili, ale to nie moja sprawa.Jeśli chcecie mojej rady, nie wchodzcie nigdy więcej na pokładstatku, trzezwi czy pijani.Davey, przyprowadz wóz.Rzuciwszy im ostatnie, pełne odrazy spojrzenie, rybak posadził sobie na ramionachmałego synka i wrócił do pracy.Jego starszy syn znikł gdzieś, prawdopodobnie po to, bysprowadzić wóz.Tanis westchnął i rozejrzał się po przyjaciołach.- Czy ktoś z was wie, jak tu się znalezliśmy? - spytał cicho.- Albo dlaczego takjesteśmy ubrani?Wszyscy po kolei kręcili głowami.- Pamiętam Krwawe Morze i wir - powiedziała Goldmoon.- Ale cała reszta wydaje misię snem.- Pamiętam Raista.- rzekł cicho Caramon z twarzą pełną powagi.Potem poczuł, żeTika bierze go za dłoń [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl