[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.DbaÅ‚a o jej zdrowie, chociaż byÅ‚ todaremny wysiÅ‚ek, bo korzyść ze Å›wieżego powietrza które wdychaÅ‚a w czasiespaceru, byÅ‚a niewspółmiernie mniejsza od szkody, jakÄ… sprawiaÅ‚a jej emocjaprzy przechodzeniu na skrzyżowaniach, na których nie byÅ‚o milicjanta.DenerwowaÅ‚o jÄ… ogromnie stanie na rogu ulicy, wyczekiwanie na zieloneÅ›wiatÅ‚o, a potem dojÅ›cie do skweru, kiedy przed jej nosem mknęły tramwaje ipÄ™dziÅ‚y autobusy.Natomiast sam skwer byÅ‚ bardzo przyjemny.Głównie dziÄ™ki goÅ‚Ä™biom.PrzypominaÅ‚y jej Kapitana.Z czasem zaczęła zabierać dla nich okruchychleba i wydawaÅ‚o siÄ™ jej, że jeden goÅ‚Ä…bek z koÅ‚nierzykiem i niebieskimioczkami polubiÅ‚ jÄ…, bo czÄ™sto siadywaÅ‚ na jej Å‚awce.Poza niÄ… na skwerzeopalaÅ‚y siÄ™ również inne staruszki.Nawet mężczyzni tu przychodzili.Bylipodobni do Wincentego.ZwiÄ™dÅ‚e szyje ze zwisajÄ…cÄ… skórÄ…, otulone mimociepÅ‚ej wiosny w szaliki.Starzy ludzie czytali gazety albo siedzieli zzamkniÄ™tymi oczyma obracajÄ…c twarze ku sÅ‚oÅ„cu i rozmyÅ›lali nad swoimisprawami, tak jak i ona.Powoli przyzwyczaiÅ‚a siÄ™ do skwerku, a nawetpolubiÅ‚a go.Nie byÅ‚o tu jeszcze parku, dopiero jego zaczÄ…tki.Ogrodnicy robiliklomby, robotnicy budowali uliczkÄ™.To też byÅ‚o rozrywkÄ…  obserwowaćkocioÅ‚ z wrzÄ…cym asfaltem, pod którym paliÅ‚ siÄ™ miniaturowy stos żółtym, apotem purpurowym pÅ‚omieniem.Tam w domu, w jej dawnym mieÅ›cie, staruszkowie opalali siÄ™ wokółpomnika Kossutha.Tam wszyscy siÄ™ znali.Ona nigdy nie należaÅ‚a do grupy  emerytów , gdyż na Å‚awkach tychsiadywali również ludzie, którzy niegdyÅ› krzywo patrzyli na Wincentego, wiÄ™cdo dziÅ› nie kÅ‚aniaÅ‚a siÄ™ ani Beli Tahy, ani Teodorze Kovács.Nikomu.Natomiast tutaj można by siÄ™ zaprzyjaznić z kimÅ›, kto tak samo jak onawygrzewa siÄ™ samotnie na sÅ‚oÅ„cu.Ci ludzie nigdy nie znali Wincentego iżaden z nich go nie obraziÅ‚.DzieÅ„ po dniu obserwowaÅ‚a te twarze.Staruszkowie ze skweruprzychodzili mniej wiÄ™cej o tej samej porze, kiedy poÅ‚udniowe sÅ‚oÅ„ce grzaÅ‚onajsilniej.O ile im siÄ™ to udawaÅ‚o, zawsze siadywali na tych samychmiejscach.Po jakimÅ› czasie poznaÅ‚a ich wszystkich.Byli wÅ›ród nichszczęśliwcy, którzy opiekowali siÄ™ maÅ‚ymi dziećmi.Byli też przyjaciele, którzyrozgrywali partie kieszonkowych szachów, jedli precle, a nawet Å›miali siÄ™.ByÅ‚pewien starszy pan, do którego z pobliskiego warsztatu mechanicznegozawsze przychodziÅ‚ ktoÅ› w czasie przerwy obiadowej porozmawiać lub zapytać o radÄ™.Czasami pokazywali mu jakieÅ› rysunki albo przyrzÄ…dy,zasiÄ™gajÄ…c jego opinii.Nie Å›miaÅ‚a siÄ™ zbliżyć do mężczyzn, których byÅ‚o tuwiÄ™cej, bo uważaÅ‚a, że to nie wypada nawet w jej wieku.SiedziaÅ‚a na skwerzedo obiadu, żywiÄ…c co dzieÅ„ nadziejÄ™, że jednak może siÄ™ ktoÅ› do niej odezwie.Ostatnio zaczęła spózniać siÄ™ na obiad.Teresa dziwiÅ‚a siÄ™.Przez dÅ‚ugi czas nic siÄ™ nie zdarzaÅ‚o.Aż wreszcie speÅ‚niÅ‚o siÄ™ to, na co czekaÅ‚a.PrzysiadÅ‚a siÄ™ do niej jakaÅ›starsza pomarszczona kobieta.MiaÅ‚a na sobie futrzany koÅ‚nierz i ubranabyÅ‚a mÅ‚odzieżowo jak podlotek.Twarz i paznokcie umalowane, buciki nawysokich obcasach.Odsunęła siÄ™ od niej i ogarnÄ…Å‚ jÄ… smutek.Inne kobietydbajÄ… o siebie.A ona nawet do tego nie jest zdolna.Jeszcze nigdy nie miaÅ‚alakieru na paznokciach.CzuÅ‚a, że ta obca kobieta waha siÄ™, czy odezwać siÄ™do niej, czy nie.DrżaÅ‚a z radoÅ›ci.A jednak ktoÅ› chce z niÄ… rozmawiać. Odezwij siÄ™  powiedziaÅ‚a w duchu.ByÅ‚o to jakby westchnienie w modlitwie.Ogarnęła jÄ… radość, kiedy usÅ‚yszaÅ‚a, że kobieta zapytaÅ‚a, czy nie uważa, że potylu deszczach zawitaÅ‚a do nich nadzwyczaj piÄ™kna wiosna.Po pół godzinie opowiedziaÅ‚a tej obcej kobiecie prawie wszystko o sobie.SÅ‚owa pÅ‚ynęły z ust Staruszki jak rzeka, a tamta sÅ‚uchaÅ‚a jej nie przerywajÄ…c,kiwaÅ‚a gÅ‚owÄ…, paliÅ‚a papierosy, okazywaÅ‚a smutek, to znów wesoÅ‚ość, zależnieod tego, o czym opowiadaÅ‚a przygodna znajoma.Teraz, kiedy Staruszka opowiedziaÅ‚a wszystko o swoim życiu, ulżyÅ‚o jej.Tamta wsÅ‚uchiwaÅ‚a siÄ™ zachÅ‚annie w jej sÅ‚owa i patrzyÅ‚a na niÄ… z nieukrywanÄ… zazdroÅ›ciÄ….Pani Szöcs dodaÅ‚a, że nie ma nic do roboty, i naglezrozumiaÅ‚a, że nie dzieje siÄ™ jej żadna krzywda.Tylko po prostu nie braÅ‚a poduwagÄ™ faktu  bÄ™dÄ…c daleko od córki  że Iza nigdy na nic nie ma czasu i niepotrzebuje matczynej pomocy, i że wszystko, co siÄ™ dzieje w jej domu, wynikaz serdecznej troskliwoÅ›ci o matkÄ™.Nieznana kobieta nazywaÅ‚a siÄ™ Hilda.Hilda Kwiatek.OkazaÅ‚o siÄ™ nawet, że mieszka niedaleko, o jakie trzy domydalej.Hilda Kwiatek mieszkaÅ‚a w jednym pokoju z mÅ‚odymi kuzynkami, wiÄ™c niemogÅ‚y spotykać siÄ™ u niej, tylko u Staruszki.Pani Szöcs ucieszyÅ‚a siÄ™ izapewniÅ‚a jÄ…, że choćby tego samego popoÅ‚udnia o czwartej bÄ™dzie jÄ…oczekiwać, o ile to tylko jej dogadza.Owszem, dogadzaÅ‚o jej.IdÄ…c do domu, Staruszka postanowiÅ‚a upiec ciasto.Ale potem rozmyÅ›liÅ‚asiÄ™.Nie warto ryzykować.Teresa zauważy.KupiÅ‚a trochÄ™ keksów.W domuzjadÅ‚a obiad z doskonaÅ‚ym apetytem, upiÄ™kszyÅ‚a pokój i doszÅ‚a do wniosku,że jest niezwykle wspaniaÅ‚y.Każdy mebel w tym pokoju byÅ‚ piÄ™kny, niezniszczony.Jaka mÄ…dra byÅ‚a Iza, że zabraÅ‚a tylko najlepsze rzeczy i urzÄ…dziÅ‚ajej pokój w ten sposób.Aż przyjemnie byÅ‚o siÄ™ rozejrzeć dokoÅ‚a [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •