[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wydaje mi się.-Mam tutaj telefon.Zadzwonię do gliniarzy.Sprowadzą doktora w parę minut.-Nie! Nie potrzebuję doktora! Nic mi nie jest.Odkrył, że chociaż sprawia mu to ból, może się poruszać.To było najważniejsze.Ból nie miał terazznaczenia.Nic nie miało znaczenia prócz Omegi.A Omega weszła do akcji.- Chyba lepiej wezwę policję - stwierdził taksówkarz, podtrzymując Tannera pod ramię.- Tego błazna powinno się złapać,zanim porozbija na drodze innych.-Nie.nie zobaczyłem znaków rejestracyjnych.Nie rozpoznałem nawet marki samochodu.Policja nic tutajnie pomoże.-Chyba nie.Nie zmartwiłbym się, gdyby sukinsyn zawadził o drzewo.-Zwięta racja.Tanner szedł teraz o własnych siłach.Nic mu nie będzie.Zadzwonił umieszczony po drugiej stronie ulicytelefon przypostoju.-Dzwoni mój telefon.Doszedł pan do siebie?-Jasne.Bardzo dziękuję.-Sobotnia noc.To prawdopodobnie jedyny telefon podczas całej zmiany.W sobotnią noc pełni dyżur tylkojedna taksówka.To i tak o jedną za dużo.- Kierowca ruszył w stronę postoju.- Powodzenia, chłopie.Jesteśpewien, że nie potrzebujesz doktora?- Nie, naprawdę.Jeszcze raz dziękuję.Patrzył, jak kierowca zapisuje adres, a potem usłyszał, jak powtarza go na głos.- Państwo Tremayne.Peachtree szesnaście.Będę tam za pięćminut, proszę pani.- Taksówkarz odwiesił słuchawkę i zobaczył, żeTanner wciąż się mu przygląda.- Jak się panu to podoba? Chce,żebym ją zawiózł do motelu przy lotnisku Kennedy'ego.Ciekawe, kto ją tam posuwa?Tanner był oszołomiony.Tremayne'owie mieli przecież dwa własnesamochody.Czy Dick zamierza zignorować jego polecenie i nie wybiera się wcale na spotkanie przystarym dworcu? Czy też raczej wzywając jedyną dyżurującą w sobotnią noc taksówkę, chce pozbawić gomożliwości poruszania się?Wszystko było możliwe.Tanner pokuśtykał w stronę używanej głównie przez dostawców alei, biegnącej wzdłuż bocznej ściany pubu.Aleja prowadziła na miejski parking i gdyby się to okazało konieczne, mógł nią niepostrzeżenie uciec.Przystanął i pomasował nogę.Za godzinę albo dwie będzie miał na niej wielki siniak.Spojrzał na zegarek.Było czterdzieści dziewięć po dwunastej.Dopiero za godzinę powinien wyruszyć mercedesem w stronędworca.Być może czarny samochód powróci.Być może zjawią się inni.114 Chciało mu się palić, ale wolał nie robić tego na ulicy.Mógł osłonić dłonią ognik papierosa, ale nie płomieńzapałki.Ruszył dziesięć jardów w głąb alejki i zapalił.Zdawało mu się, że coś usłyszał.Czyjeś kroki?Stąpając na palcach ruszył z powrotem w stronę Valley Road.Miasteczko było całkiem wymarłe.Jedyneprzytłumione dzwięki docierały zza drzwi pubu, które nagle otworzyły się na oścież.Na zewnątrz wyszli Jimi Nancy Loomisowie w towarzystwie nie znanego mu mężczyzny.Tanner zaśmiał się smutno w duchu.Oto stał tutaj - szanowany dyrektor programów informacyjnych sieci Standard Mutual - pobrudzony iprzemoczony, z postrzelonym ramieniem i puchnącym na nodze siniakiem, pamiątką po siedzącym zakierownicą mordercy - ukradkiem obserwując wychodzących z pubu Jima i Nancy.Jim Loomis.Człowiek,który otarł się o Omegę, nawet o tym nie wiedząc.Z zachodu, od strony wjazdu na autostradę numer pięć zbliżał się jakiś samochód.Jechał powoli, nieszybciej niż dziesięć mil na godzinę.Kierowca wydawał się szukać kogoś albo czegoś na Valley Road.Tobył Joe.Nie pojechał do Filadelfii.Nie było żadnego umierającego ojca.Cardone'owie skłamali.Tanner nie był tym bynajmniej zaskoczony.Oparł się plecami o mur.Starał się, jak tylko mógł, nie rzucać w oczy, ale był przecież rosłym mężczyzną.Mając na względzie wyłącznie własne bezpieczeństwo wyciągnął zza pasa pistolet.Jeśli będzie musiał,zabije Cardone'a.Kiedy Joe zbliżył się do niego na odległość czterdziestu stóp, rozległy się dwa krótkie dzwięki klaksonu.Trąbił samochód, który nadjechał z naprzeciwka.Cardone zatrzymał się.Drugi samochód ruszył szybko w jego stronę.W środku siedział Tremayne.Kiedy mijał alejkę, Tannerowi mignęła przez chwilę jego ogarnięta panikątwarz.Adwokat zatrzymał się obok Cardone'a i dwaj mężczyzni zamienili ze sobą cichym głosem kilka słów.Tanner nie słyszał, o czym mówili, ale widział, że obaj są w stanie wielkiego wzburzenia.Tremayne zakręciło sto osiemdziesiąt stopni i dwa samochody odjechały razem w tym samym kierunku.Tanner odetchnął głęboko i rozprostował obolałe ciało.Do tej pory zgłosili się wszyscy.Wszyscy, o którychwiedział, i jeden nieznany.Omega plus ktoś jeszcze.Kto siedział w czarnym samochodzie? Kto próbował gopotrącić?Nie było sensu siedzieć tutaj dłużej.Zobaczył to, co powinien zobaczyć.Pojedzie teraz Lassiter Road,zatrzyma się w odległości kilkuset jardów od starego dworca i zaczeka, aż Omega odsłoni karty.Wyszedł z alejki i ruszył w stronę samochodu.A potem zatrzymał się.Coś dziwnego stało się z jego pożyczonym mercedesem.W przyćmionym świetle gazowych latarni widział,że tył samochodu obniżył się prawie do poziomu jezdni.Chromowany zderzak wisiał zaledwie kilka cali nadchodnikiem.Podbiegł do mercedesa i włączył minilatarkę.Powietrze z obu tylnych opon było spuszczone; samochódopierał się na metalowych felgach.Tanner ukucnął i zobaczył wystające z przebitych opon dwa noże.W jaki sposób się to stało? Kiedy? Ani na chwilę nie oddalił się od samochodu dalej niż dwadzieścia jardów.Ulica była pusta! Nikt nią nie przechodził! Nikomu nie udałoby się schować z tyłu mercedesa!Z wyjątkiem być może tych kilku chwil, kiedy cofnął się w głąb alejki.Tych chwil, kiedy zapalił papierosa iskulił się przy ścianie.obserwując Tremayne'a i Cardone'a.Tych sekund, kiedy wydawało mu się, że słyszy czyjeś kroki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •