[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mówił wolno, straszliwie wolno.- Tak, tak, wiem - przerwała mu niecierpliwie.- Jest pan toksykologiem Co się stało?- Chodzi o badanie płynu ocznego, które nam pani zleciła.Wreszcie udało jej się uwolnić sukienkę z zębów zamka.Próbowała nie myśleć, ile wy-dała na nią pieniędzy.Materiał był trochę wystrzępiony, ale miała nadzieję, \e nie będzie tegowidać.- Znalezliście coś?- Owszem, coś bardzo interesującego.- Ponownie zatrąbił klakson taksówki.Tym ra-zem dłu\ej, agresywniej.- Mo\e pan chwileczkę zaczekać? - Rzuciła słuchawkę na dywan i podbiegła do okna.-Zaraz! - krzyknęła.- Zaraz schodzę!- Navarro? - odkrzyknął kierowca.- To pani wzywała taksówkę?- Niech pan włączy licznik, ju\ schodzę! - Wróciła do telefonu.- Przepraszam.A więcmówi pan, \e coś znalezliście?- Wychwyciliśmy pewne widmo.No właśnie.Rzecz w tym, \e nie bardzo wiemy ja-kie, to znaczy czego.To nie jest proteina, która występuje w stanie naturalnym.To są jakieśpeptydy, łańcuch aminokwasów.Anna upuściła torbę.- Chce pan powiedzieć, \e to związek syntetyczny? - Proteina, która niewystępuje w stanie naturalnym.A więc jest to coś, co stworzono w laboratorium.-.które parali\ują ściśle określone receptory nerwowe.To wyjaśnia, dlaczego nie zna-lezliśmy jej we krwi.Mo\na je wykryć tylko w płynie mózgowo-rdzeniowym lub ocznym, itylko w śladowych ilościach.- To znaczy, \e to coś atakuje wyłącznie mózg, tak?- Tak.- Co to za związek?- Nigdy się z czymś takim nie spotkałem.Przypomina peptydy występujące w jadzie\mii.Ale jest stuprocentowo syntetyczny.- A więc to trucizna.- Zawiera zupełnie nowy rodzaj molekuły, coś takiego występuje tylko w kilku najnow-szych toksynach.Moim zdaniem powoduje zatrzymanie akcji serca.Przenika do mózgu, niepozostawiając \adnych śladów we krwi.To naprawdę coś bardzo wyjątkowego.- Ale co to takiego? Myśli pan, \e to nowa broń biologiczna?Weese roześmiał się z za\enowaniem.128 - Nie, nie, nic z tych rzeczy.Peptydy często się syntetyzuje.Robimy to w oparciu ostrukturę peptydów występujących w truciznach naturalnych, w jadzie ropuch, ślimaków czywę\y.To podstawy biotechniki.Widzi pani, to, \e peptydy syntetyczne wią\ą się z niektóry-mi proteinami, wykorzystuje się do oznaczania tych ostatnich.Owszem, są toksyczne, ale niedlatego się je wytwarza.- A więc ta.ta substancja mogła powstać w laboratorium jakiejś firmy biotechnolo-gicznej?- Tak, lub w jakiejkolwiek innej firmie, która zajmuje się biochemią molekularną, bądzte\ w jednej z łych wielkich wytwórni środków agrotechnicznych, choćby w Monsanto czy wArcher Daniels Midland.Jest ich mnóstwo.Ale gdzie powstała, tego oczywiście nie wiem.- Zrobi pan coś dla mnie? Proszę przefaksować wszystkie wyniki pod ten numer, do-brze? - Podała mu numer, podziękowała i zadzwoniła do WDD.Jeśli spózni się na samolot, totrudno.Miała na głowie wa\niejszą sprawę.- Mo\ecie mnie połączyć z kimś, kto ma dojście do urzędu patentowego? - Kiedy jąprzełączono, powiedziała: - Agent Stanley? Mówi Anna Navarro.Musi pan coś sprawdzić inatychmiast do mnie przedzwonić.Za parę minut dostaniecie faks z Laboratorium SądowegoNowej Szkocji.To opis pewnego syntetyku.Proszę skontaktować się z urzędem patentowymi sprawdzić, czy ktoś ten syntetyk opatentował.Dowiedz się, kto to świństwo wytwarza, a znajdziesz mordercę.Jedno doprowadzi ciędo drugiego.Przynajmniej taką miała nadzieję.Taksiarz ponownie zatrąbił klaksonem, więc podeszła do okna i krzyknęła, \eby dał so-bie siana.SzwajcariaJechał do Zurychu jak katatonik.Z powrotem do jaskini lwa, myślał posępnie.Tak, byłtam persona non grata, ale w Zurychu mieszkało prawie czterysta tysięcy ludzi.Wiedział, \ejeśli nie będzie rzucał się w oczy i uniknie pułapek, da sobie radę.Właśnie, tylko jak te pu-łapki wypatrzyć? I gdzie? Ryzykował - na pewno, lecz było to ryzyko wkalkulowane - ale niewierzył ju\, \e gdzieś indziej znalazłby bezpieczniejsze schronienie. Niewa\ne, gdzie oni są.Wa\ne, gdzie ich nie ma".Tak mówiła Liesl.Tak mówił Peter.O Chryste, Liesl! Mdły odór spalenizny przenikający jego ubranie nieustannie mu o niejprzypominał, przypominał i o niej, i o straszliwej eksplozji, której był świadkiem i której po-tworność jeszcze do niego nie dotarła.Nie popadł w obłęd tylko z jednego powodu: wiedział, \e kiedy domek stanął w pło-mieniach, Liesl ju\ prawdopodobnie nie \yła.Bo\e.Jadąc, starał się przeanalizować, jak do tego doszło, próbował odtworzyć to w myśli.Akiedy tak się stało to, co odtworzył, uło\yło się w ciąg zdarzeń logicznych i ścinających kreww \yłach.Zgrzyt w środku nocy, który uznał za senną marę, był zgrzytem kurka: ktoś otwo-rzył kurek zbiornika z propanem.Domek szybko wypełnił się gazem - jego ju\ tam wtedy niebyło - bezwonnym gazem, który miał ich uśpić i zabić.Po chwili uaktywnił się zainstalowanyw pobli\u zapalnik czasowy i doszło do wybuchu, który zatarł wszystkie ślady.Przy tak du-\ym stę\eniu łatwopalnego gazu wystarczyła jedna iskra.Proste.Miejscowa policja stwierdzi,\e to nieszczęśliwy wypadek, \e przyczyną eksplozji był wadliwy zbiornik; w tych odludnychrejonach zdarza się to pewnie dość często.A potem ci, którzy to zrobili, wsiedli do samochodu i ukradkiem odjechali.Gdy wrócił do range rovera - zaledwie kilka sekund po wybuchu - domku ju\ prawienie było.129 Liesl nie cierpiała.Kiedy rozpętało się to ogniste piekło, albo spała, albo ju\ nie \yła.Nie mógł o tym myśleć, nie mógł tego znieść!Mieszkali tam przez cztery lata, ona i Peter.Przez cztery lata \yli co prawda w lęku,lecz spokojnie.Prawdopodobnie mogli tak \yć jeszcze przez wiele, wiele lat.Ale nie, musiałpojawić się on, Ben [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •