[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbiegiem czasu przyszłość zaczęła coraz bardziej przybierać kształt domu, który miał zamiar1(niem.) - Posłuchaj no, dziewczyno dla niej zbudować.Wiejski, staromodny dom ze spadzistym dachem, okiennicami i bawarskąwerandą wzdłuż całej fasady oraz z masywnymi, dębowymi drzwiami, które chciał przed niąotworzyć, gdy skończy osiemnaście lat, aby ją wnieść przez próg do środka.Annapozostawała wobec tych fantazji obojętna.Nigdy jeszcze nie zastanawiała się nadmałżeństwem, sam pomysł wydawał jej się pożałowania godny.Kiedy roztaczał przed nią temarzenia, wbijała wzrok w podłogę usianą narzędziami i częściami zamiennymi -najwidoczniej była to ofiara, którą od czasu do czasu należało złożyć w zamian za przyjazń.W czasie zbiórki żyta nie miała czasu na intermezza.Mały chłopiec ze wsi wcisnął jejdo ręki liścik:  Dziś wieczorem o wpół do dziewiątej za kaplicą Matki Boskiej przy moście.O tej porze zapadał już zmierzch i pachniało odurzająco wilgotnym sianem.Początkowo gonie poznała.Przekroczył most w nieco przyciasnym brązowym garniturze, z przedziałkiemwe włosach.Na twarzy miał oficjalny wyraz, który do niego nie pasował.Złapał jej ręce wnadgarstkach.- Twój dom zostanie wybudowany, Anno! Pewien architekt z Paderborn wykonałprojekt.Czekamy tylko na ciebie, musisz zatwierdzić rysunek!Anna wpatrywała się w niego bez ruchu.Nagle przestała rozumieć, czego szuka przykaplicy Matki Boskiej, z całkowicie obcym człowiekiem, zawracającym jej głowę domem,który powinien pozostać w sferze marzeń zamiast znalezć się na papierze i - jeszcze gorzej -zostać kamień po kamieniu wybudowanym na tym piaszczystym gruncie, z którym nic jej niełączyło.Poniesiony swym podnieceniem, objął ją umięśnionymi rękami mechanika, żądającod swych rękawów rzeczy niemożliwej.Usłyszała, że szwy puszczają, a za jego ramieniemdostrzegła sąsiadkę prowadzącą kózkę na sznurku.Zawstydzona, ukryła twarz na jego piersi;on uznał to za wyraz uczucia i wzmocnił uścisk ramion.Gdy ją w końcu puścił, popędziłaprzez most w kierunku gospodarstwa, potykając się o własne nogi, jakby ledwo udało jej sięuciec przed wielkim niebezpieczeństwem.Sąsiadka nie zapomniała o swoim obowiązku obywatelskim i następnego dniadoniosła o niedwuznacznej sytuacji, w jakiej widziała Annę, ciotce Marcie.Ta zrozumiałanatychmiast, że na to właśnie przez cały czas czekała.Ukrywając uczucie triumfu zapopisowo odegranym moralnym oburzeniem, przekazała mężowi sprawozdanie z tegorendez-vous, upiększając je szokującymi szczegółami, które bezbłędnie trafiły go poniżejpasa.Niczego jeszcze nie podejrzewając, Anna zaniosła wodę świniom.Gdy się odwróciła,na progu stał wuj Heinrich.Chociaż nie był mocno zbudowany, wydawało się, że wypełniasobą całą framugę.Dlaczego emanowało z niego takie uczucie zagrożenia? Skurczony odwewnętrznego napięcia, ruszył do przodu i zbliżył do niej na odległość metra.Poczuła nagle, że zawisło między nimi jakieś nieporozumienie, które jak najprędzej należy usunąć.- Cóż powiedziałby twój ojciec - zaczął niesamowicie opanowanym głosem - gdybyprzyłapał cię z tym dziwkarzem, z tym podżegaczem? Co? Czy miałabyś śmiałość, gdybyjeszcze żył?Anna skamieniała, w jednej sekundzie pojęła cały łańcuch przyczyn i skutków.- Miałabyś wówczas śmiałość? - powtórzył, dla dodania siły swojemu pytaniuuderzając ją w twarz.- No, powiedz!Gdy z niedowierzaniem podniosła rękę do swojego policzka, uderzył ją w drugi.Obróciła się i pochyliła, aby uciec przed jego dłońmi; ten refleks uniku obudził jegowściekłość na dobre.Jego pięści zaczęły opadać wszędzie, gdzie mógł jej dosięgnąć.Gdypoślizgnąwszy się na ziemi, przewróciła się do przodu, podciągnął ją za włosy do góry ikopnął w brzuch.Wściekłość, którą na niej wyładowywał, przerastała jego samego, byławiększa niż to, co ją wywołało.Wszystkie jego mściwe uczucia w stosunku do świata, wobecktórego był bezradny, zlały się w jedno, było w tym również poczucie pokrewieństwa iwspólnoty losu między nimi dwojgiem - a może nawet jego bezbronność wobec młodejkobiety, jaką była, z czego nie zdawał sobie sprawy.Anna nie miała najmniejszego pojęcia owszystkich tych nieprzeniknionych, mętnych motywach jego działania - dla niej istniałyjedynie uderzenia i kopniaki, oraz wznoszone przy tym okrzyki, jakby to on bardziej cierpiałz powodu tego bicia niż ona.Na zmianę migał jej przed oczyma to jeden koniec chlewu, todrugi, a świńskie ryje po obu stronach poruszały się jak niemi, zdziwieni świadkowie.Straciłapoczucie czasu aż do chwili, gdy spod podniesionego dla osłony głowy ramienia ujrzała naprogu ciotkę Martę, która się pojawiła, by również rozkoszować się uczestnictwem wwymierzaniu kary.Jej obecność wytrąciła wuja Heinricha ze stanu odurzenia.Zatrzymał sięgwałtownie, ze zdziwieniem spoglądając szklistymi oczyma w dół, na Annę.Nieobdarzywszy żony ani jednym spojrzeniem, odepchnął ją na bok i zniknął za drzwiami.Anna wyprostowała się z trudem - w całym ciele czuła palący ból.Ciotka Martastanowiła czarną plamę, odcinającą się okazale na tle dziennego światła za jej plecami.- Co pomyślą sobie sąsiedzi? - ryknęła.- Wszystkich ściągnęłaś swoim krzykiem.- Jakim krzykiem? - jęknęła Anna.Kto wykrzykiwał przy każdym uderzeniu? Nie ona,jej usta były mocno zaciśnięte.Wśród całego tego chaosu, sprawy musiały jednak pozostać naswoim miejscu.Gromadząc resztki sił, powlokła się w kierunku ciotki, jej połamanepaznokcie zbliżyły się do skóry pokrywającej miękkie, nagie ramiona.Ta, która wydawała siętaka wielka i silna, skrzyżowała z lękiem ramiona przed sobą; jej oczy, osadzone głębokoponad szerokimi kośćmi policzkowymi, cofnęły się jeszcze bardziej w głąb.Wycofując się tyłem, zaczęła uciekać z chlewu, Anna potykając się ruszyła za nią i przewróciła się doprzodu na trawę, rozrzucając szeroko ramiona.Zamiast grozby użycia broni, nastąpiła absolutna cisza.Z poczuciem winy wujHeinrich stawiał na podłodze koło jej łóżka jedzenie i picie; jak dzikie zwierzę, ruszała talerzedopiero po jego wyjściu.Przez pierwsze dni leżała na brzuchu, ponieważ ból w plecach byłnajbardziej dotkliwy, potem zamieniła monotonną panoramę słojów i sęków w podłodze napanoramę ściany i przekręciła się na bok, gdyż nękający, nieznośny ból pojawiający się nazmianę z kłuciem w brzuchu, stał się bardziej dojmujący niż wszelkie inne formy bólu.Zamiast zanikać, ból zwiększył się jeszcze.Paradoks nie do zniesienia: nie mogła już tegowytrzymać, a jednak trzymała się dzielnie.Wraz z każdą kolejną falą bólu wydawała cichyjęk, który poprzez komin do wędzenia szynek i kiełbas dochodził aż do kuchni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •