[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.rozumiesz.to było tak.dalej zupełnie nie potrafię.- Umilkła, rezygnując z dokończenia myśli.- Jakie to straszne, Lily.Radzisz sobie jakoś? Kiedy mogli jązdiagnozować? Czemu nikt cię nie poinformował? A twój tata, czy nie.- zaczęła przyjaciółka.- Tata musiał wiedzieć.Tylko po prostu nic mi nie powiedział.Nicmi nie powiedział, Tess - powtórzyła machinalnie Lily.- Tata nic minie powiedział.Przez chwilę żadna się nie odzywała.Lily w milczeniu analizowała zachowanie matki w ciągu ostatniego roku, dwóch lat, pięciu.Wkażdym wspomnieniu gdzieś w tle majaczył ojciec - opiekuńczy cieńniedomagającej żony.- Hm, co zamierzasz zrobić? Mogę pomóc w jakiś sposób? -Przyjaciółka mówiła ciszej i wydawała się mniej pewna siebie.- Nie wiem.Ale, Tess, jest jeszcze coś.Znalazłam na strychu staryalbum ze zdjęciami.Są tam fotki Annabelle jako młodej dziewczyny izdjęcia dwóch chłopaków.No, prawdę mówiąc, młodych mężczyzn.Całamasa.Tacy trochę w stylu, och, nie wiem, Jamesa Deana.Rozumiesz,niesforni chłopcy.W jednym rozpoznałam faceta, którego spotkałyśmyw spożywczym w mieście.Nazywa się Frankie.Zaczepił Annabelle,ale nie chciała z nim mieć nic wspólnego.Znasz go? - spytała Lily.- Frankie? Nie, nie, naprawdę nie kojarzę.To małe miasteczko, alenie aż tak małe.Nie znam żadnego dorosłego faceta o takim imieniu.Chyba że.zaraz.Jest taki gość, który latem pracuje w sklepieżelaznym.To może być on.Zdaje się, że ma na imię Frank -powiedziała Tess i dodała: - Lily, czemu to takie ważne? Cozamierzasz zrobić z Annabelle?- Wiem, że nie oddam jej do żadnego domu opieki.Po prostuwiem.Coś wykombinuję, żeby się nią zająć - odparła zprzekonaniem.- Okej.Ale co będzie z tobą? Z twoją pracą.ze sklepemogrodniczym? - W głosie przyjaciółki brzmiał ton macierzyński itrochę upominający. - Nie wiem.Po prostu nie wiem.Porozmawiam z jej lekarzem.Pewnie poszukam kogoś, żeby przychodził i zostawał z nią, kiedybędę w pracy.- Ale jak długo? I czy Annabelle zaakceptuje obcą osobę w domu?Czy ja wiem, Lily.Twoja mama jest taka skryta.prawie tajemnicza.I taka surowa pod każdym względem - perswadowała Tess.- Chcesz,żebym przyjechała na jakiś czas? Mogę to zrobić.- Nie, Tess.Nie, nie, dam sobie radę.Miała ochotę się zgodzić.Tak, Tess, proszę, przyjedz i pomóż mi ztym wszystkim.Tak się boję, że coś zrobię zle.%7łe zawiodęAnnabelle.Nie stanę na wysokości zadania, nie załatwię wszystkiegojak należy.To moja ostatnia szansa, żeby naprawić relacje z mamą.Pożegnała się z przyjaciółką i, nie tracąc czasu, zadzwoniła dogabinetu lekarza.Recepcjonistka połączyła ją z pielęgniarką, którakazała się nie rozłączać i poszła porozmawiać z doktorem.Czekając,Lily otworzyła szafkę, obok której stała.Odruchowo zakryła dłoniąusta i westchnęła głośno.Szafkę od góry do dołu wypełniałyciasteczka sprzedawane przez harcerki.Nie było nic więcej.Tylkociastka.Chyba ponad trzydzieści pudełek, wszystkie nieotwarte.Muzyka w słuchawce, mająca umilić czekanie, zmieniła się izabrzmiał głośny klasyczny utwór, przez co to odkrycie wydało sięLily wstępem do teatralnego dramatu.Otwarła następną szafkę.Znalazła w niej trzy skarpetki nie do pary, miskę częściowozaschniętej owsianki z wetkniętą z boku łyżką, puste pudełko po ryżu Uncle Ben's, tenisówkę, dwie spleśniałe kromki chleba, rodzynki wkopercie z banku i oprawione zdjęcie ze stłuczoną szybką,przedstawiające Lily w wieku ośmiu lat.Szybko zatrzasnęładrzwiczki.- Doktor Mason pyta, czy pani i pani Storm mogą przyjść dzisiaj odrugiej po południu - mówiła właśnie pielęgniarka.- Okej, zjawimy się - potwierdziła posępnie Lily.- Raz jeszcze proszę przyjąć wyrazy współczucia.Niewiedzieliśmy o panu Stormie.Był takim cudownym człowiekiem.Naprawdę doskonale zajmował się panią Storm - dodała kobieta.Doktor Mason okazał się życzliwym starszym dżentelmenem, jaksię zdaje, głęboko przejętym losem swoich pacjentów.Był niski,zaokrąglony i łysy.Nosił grube okulary, które z nawyku zdejmowałco chwila, by przetrzeć oczy.Annabelle czuła się w jego obecnościzupełnie swobodnie.Rozmawiał z nią lekkim, konwersacyjnymtonem, nie tracąc kontenansu, kiedy jej odpowiedzi nie miały sensu.Po chwili polecił pielęgniarce zabrać Annabelle do laboratorium nabadanie krwi i gestem zaprosił Lily, by usiadła na krześle naprzeciwbiurka.- Zatem rozumiem, że ojciec nie powiedział pani o chorobie mamy? -spytał.- Nigdy nie wspomniał ani słowem.- Lily czuła ulgę, że wreszciemoże porozmawiać z kimś, kto coś wie.- Czy ona nie jest za młoda naalzheimera? - Jest młoda, prawda, ale to się zdarza.Wczesna postać.Lily,chorobę zdiagnozowano u pani matki kilka lat temu.- Obserwował jejreakcję.- Nie, zaraz.Jak to możliwe? Tato nigdy.ale zawsze.ona nigdynawet.- Urwała.- Jak się pan dowiedział? To znaczy, przechodziłabadania pod tym kątem? Kiedy to było?Doktor Mason wstał.%7łółte słoneczne światło wpadało przezżaluzje, malując w pasy jego fartuch, kiedy mężczyzna odwrócił się doniej plecami.Włożył obie ręce do kieszeni i zaczął podzwaniaćdrobnymi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •