[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.UratowaÅ‚ mi pan \ycie. Cokolwiek robiÅ‚em dla pana, miaÅ‚em peÅ‚nÄ… Å›wiadomość, \e pan zrobiÅ‚by to samodla mnie.Ani przez chwilÄ™ w to nie wÄ…tpiÅ‚em. Jest pan równie szlachetny, jak odwa\ny. Ten grecki mnich nazwaÅ‚ mnie zboczeÅ„cem, który mógÅ‚by szanta\ować pół Berli-na. A mógÅ‚by pan? Mo\e  odparÅ‚ szybko Lubok, oglÄ…dajÄ…c siÄ™ przez ramiÄ™ na Francuza, który101 przywoÅ‚ywaÅ‚ go machaniem rÄ™ki do Å‚odzi.KiwnÄ…Å‚ mu w odpowiedzi gÅ‚owÄ… i zwróciÅ‚ siÄ™ doVictora. Niech pan posÅ‚ucha  ciÄ…gnÄ…Å‚ cicho, cofajÄ…c rÄ™kÄ™. Ten mnich powiedziaÅ‚ panucoÅ› jeszcze  \e pracujÄ™ dla Rzymu.MówiÅ‚ mi pan, \e nie rozumie pan, co miaÅ‚ na myÅ›li. Bo prawdÄ™ mówiÄ…c, nie rozumiem.Ale nie jestem Å›lepy, to musi siÄ™ wiÄ…zać z tam-tym pociÄ…giem z Salonik. Wszystko wiÄ…\e siÄ™ z tym pociÄ…giem. A wiÄ™c jednak pracuje pan dla Rzymu? Dla KoÅ›cioÅ‚a? KoÅ›ciół nie jest paÅ„skim wrogiem.Powinien pan w to uwierzyć. Kseonopici tak\e twierdzÄ…, \e nie sÄ… moimi wrogami.A najwyrazniej jakiegoÅ›wroga mam.Ale nie odpowiedziaÅ‚ pan na moje pytanie.Pracuje pan dla Rzymu? Owszem.Ale nie tak jak pan myÅ›li. Lubok!  Fontine chwyciÅ‚ Czecha za ramiona. Ja nic nie myÅ›lÄ™.Ja nic niewiem! Nie mo\e pan tego zrozumieć?Lubok wpatrywaÅ‚ siÄ™ intensywnie w Victora; w nikÅ‚ym Å›wietle nocy widać byÅ‚o, \epróbuje przemknąć jego myÅ›li. WierzÄ™ panu  powiedziaÅ‚. StworzyÅ‚em panu kilkanaÅ›cie okazji.Nie skorzy-staÅ‚ pan z \adnej z nich. Okazji? Jakich znowu okazji?Francuz znów zawoÅ‚aÅ‚ Luboka, tym razem ze zniecierpliwieniem:  Hej ty tam, ele-ganciku! Spadamy stÄ…d! Ju\ idÄ™  odparÅ‚ Lubok, nie spuszczajÄ…c wzroku z Fontine^. Powiem panu coÅ›na po\egnanie.SÄ… ludzie  po obu stronach  którzy uwa\ajÄ…, \e caÅ‚a ta wojna nie ma \ad-nego znaczenia w porównaniu z informacjami, znajdujÄ…cymi siÄ™, wedÅ‚ug nich, w pana posia-daniu.I na swój sposób majÄ… racjÄ™.Tylko \e pan nie otrzymaÅ‚ tych informacji i nigdy nic niewiedziaÅ‚.A tÄ™ wojnÄ™ trzeba toczyć.I wygrać.PaÅ„ski ojciec byÅ‚ mÄ…drzejszy ni\ oni wszyscyrazem. Savarone? Co pan. MuszÄ™ ju\ iść. Lubok stanowczo, lecz bez wrogoÅ›ci zdjÄ…Å‚ z ramion rÄ™ce Victo-ra. Dlatego wÅ‚aÅ›nie zrobiÅ‚em to, co zrobiÅ‚em.Dowie siÄ™ pan ju\ wkrótce.Ten mnich w pa-Å‚acu Kazimierzowskim miaÅ‚ racjÄ™  zdarzajÄ… siÄ™ potwory.On byÅ‚ jednym z nich.SÄ… jeszcze iinne.Ale niech pan nie obarcza za to odpowiedzialnoÅ›ciÄ… koÅ›ciołów; one sÄ… niewinne.DajÄ…schronienie fanatykom, ale sÄ… niewinne. Elegancik! Nie czekam ani chwili dÅ‚u\ej! IdÄ™!  zawoÅ‚aÅ‚ Lubok stÅ‚umionym gÅ‚osem. Do widzenia, Fontine.Gdyby choćprzez chwilÄ™ powstaÅ‚a mi w gÅ‚owie myÅ›l, \e nie jest tak, jak pan mówi, sam osobiÅ›cie zrobiÅ‚-bym z pana miazgÄ™, \eby zdobyć tÄ™ informacjÄ™.Albo bym pana zabiÅ‚.Ale pan rzeczywiÅ›cienic nie wie i wciÄ…\ wisi miÄ™dzy mÅ‚otem a kowadÅ‚em.Teraz zostawiÄ… pana w spokoju.Na ja-kiÅ› czas.MusnÄ…Å‚ dÅ‚oniÄ… twarz Victora, krótko, delikatnie, i pobiegÅ‚ do Å‚odzi.Niebieskie Å›wiatÅ‚a zabÅ‚ysÅ‚y nad polem w Montbeliard dokÅ‚adnie pięć minut po półno-cy.Natychmiast zapalono dwa rzÄ™dy maÅ‚ych flar znakujÄ…cych lÄ…dowisko.Samolot zatoczyÅ‚koÅ‚o i zaczÄ…Å‚ podchodzić do lÄ…dowania.Fontine rzuciÅ‚ siÄ™ biegiem przez pole, Å›ciskajÄ…c w rÄ™ku swój neseser.Nim dopadÅ‚ to-czÄ…cego siÄ™ samolotu, luk wÅ‚azu zostaÅ‚ otwarty i pojawiÅ‚o siÄ™ w nim dwóch \oÅ‚nierzy.Trzy-mali siÄ™ jednÄ… rÄ™kÄ… metalowej ramy, a drugie wyciÄ…gnÄ™li do niego.Victor wrzuciÅ‚ do Å›rodkaneseser, siÄ™gnÄ…Å‚ w górÄ™ i zdoÅ‚aÅ‚ chwycić rÄ™kÄ™ z prawej.PrzyspieszyÅ‚, odbiÅ‚ siÄ™ od ziemi i zostaÅ‚ wciÄ…gniÄ™ty do wnÄ™trza maszyny; legÅ‚ na pod-Å‚odze, twarzÄ… do pokÅ‚adu.WÅ‚az zostaÅ‚ na powrót zatrzaÅ›niÄ™ty, ktoÅ› krzyknÄ…Å‚ gÅ‚oÅ›no rozkaz dopilota i silniki ryknęły ze zdwojonÄ… mocÄ….Samolot szarpnÄ…Å‚ do przodu, kilka sekund pózniejogon kadÅ‚uba oderwaÅ‚ siÄ™ od ziemi, nastÄ™pne kilka sekund i byli w powietrzu.102 Fontine uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™ i podczoÅ‚gaÅ‚ siÄ™ do \ebrowanej Å›ciany obok luku.PrzyciÄ…gnÄ…Å‚ dosiebie neseser i odetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boko, odchylajÄ…c gÅ‚owÄ™ do tyÅ‚u i opierajÄ…c jÄ… o stal kadÅ‚uba. Ó Bo\e!  dobiegÅ‚y z ciemnoÅ›ci sÅ‚owa kogoÅ› wyraznie zszokowanego. Topan!Victor odwróciÅ‚ bÅ‚yskawicznie gÅ‚owÄ™ w lewo, w kierunku ledwie majaczÄ…cej postaci,tak wstrzÄ…Å›niÄ™tej jego widokiem.Z okien nie oddzielonej niczym kabiny pilota strzeliÅ‚ypierwsze smugi ksiÄ™\ycowej poÅ›wiaty.Wzrok Fontine'a przykuÅ‚a prawa rÄ™ka mówiÄ…cego zamiast dÅ‚oni z rÄ™kawa wystawaÅ‚a gruba czarna rÄ™kawiczka. Stone? Co pan tu robi?Ale Geoffrey Stone nie byÅ‚ w stanie wykrztusić z siebie odpowiedzi.KsiÄ™\yc zalÅ›niÅ‚jaÅ›niej, oÅ›wietlajÄ…c wydrÄ…\onÄ… skorupÄ™ kadÅ‚uba samolotu.Stone wpatrywaÅ‚ siÄ™ w niego wy-trzeszczonymi oczami, z rozdziawionymi ustami, zastygÅ‚y w bezruchu. Stone? To pan? O Bo\e! Wykiwali nas.UdaÅ‚o im siÄ™! O czym pan mówi?Anglik ciÄ…gnÄ…Å‚ dalej tym samym monotonnym gÅ‚osem:  Doniesiono nam, \e zostaÅ‚pan zabity.Schwytany i rozstrzelany w paÅ‚acu Kazimierzowskim.Å›e tylko jednemu czÅ‚owie-kowi udaÅ‚o siÄ™ uciec.Z paÅ„skimi papierami. Komu? Kurierowi.Lubokowi.Victor wstaÅ‚ niepewnie, przytrzymujÄ…c siÄ™ metalowej klamry sterczÄ…cej ze Å›ciany ro-zedrganego samolotu.Fragmenty Å‚amigłówki zaczęły siÄ™ ukÅ‚adać w logicznÄ… caÅ‚ość. SkÄ…d dostaliÅ›cie tÄ™ informacjÄ™? Przekazano jÄ… nam dziÅ› rano. Kto jÄ… wam przesÅ‚aÅ‚? Kto jÄ… odebraÅ‚? Kto przekazaÅ‚? Ambasada Grecji  odparÅ‚ Stone ledwie sÅ‚yszalnym szeptem.Fontine osunÄ…Å‚ siÄ™ zpowrotem na podÅ‚ogÄ™ samolotu.W uszach zadzwiÄ™czaÅ‚y mu sÅ‚owa Luboka:  StworzyÅ‚em pa-nu wiele okazji; nie skorzystaÅ‚ pan z \adnej.SÄ… ludzie, którzy uwa\ajÄ…, \e caÅ‚a ta wojna niema \adnego znaczenia.Dlatego te\ zrobiÅ‚em to, co zrobiÅ‚em.Dowie siÄ™ pan ju\ wkrótce.Teraz zostawiÄ… pana w spokoju.Na jakiÅ› czas".Lubok wykonaÅ‚ swój ruch.OsobiÅ›cie sprawdziÅ‚ przed Å›witem lotnisko w Warszawie iwysÅ‚aÅ‚ do Londynu faÅ‚szywÄ… wiadomość.Nie trzeba byÅ‚o wielkiej wyobrazni, \eby siÄ™ domyÅ›lić, jakie to niosÅ‚o skutki.JesteÅ›my unieruchomieni.UjawniliÅ›my siÄ™ i zostaliÅ›my rozpoznani.Teraz patrzymysobie wzajemnie na rÄ™ce, ale nikt nie mo\e sobie pozwolić na ruch ani nawet przyznać siÄ™ dotego, czego szuka. Brevourt mówiÅ‚ to stojÄ…c w oknie Sekcji Operacji Zagranicznych i wy-glÄ…dajÄ…c przez oprawnÄ… w ołów szybkÄ™ na dziedziniec. Pat.Po drugiej stronie sali, przydÅ‚ugim konferencyjnym stole staÅ‚ wÅ›ciekÅ‚y Alec Teague.Poza nimi dwoma w pokoju nie byÅ‚onikogo [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •