[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po nad to mie li z sobą whi sky, ten ma giczny na pój po bu dza ją cy od wa gę, któ rej imbra ko wa ło, albo przy naj mniej prze mie nia ją cy moż li wość po stra da nia ży cia w pasz czy zwie rzę ciawiel ko ści sło nia w prze ciw ność losu, z któ rą ła two się po go dzić.Cze go wię cej było im trze ba?Po sta no wi li za tem kon ty nu ować swo je ba da nia i wyru szyć w stro nę otwo ru uka zu ją ce go woj nępo sta ci, usytu owa ne go naj bli żej gór.Była to mę czą ca po dróż, uroz ma ico na bu rza mi pia sko wy mi, któ -re zmu sza ły ich do roz sta wia nia na mio tu i chro nie nia się w jego wnę trzu, je śli nie chcie li skoń czyćwy po le ro wa ni jak dwa srebr ne świecz ni ki.Ale przy naj mniej nie spo tka li żad nej ol brzy miej be stii.Kie dy do tar li do por ta lu, rzecz ja sna nie wie dzie li, ile upły nę ło cza su, a jed nak byli wy czer pa ni.Dziu ra mia ła po dob ny rozmiar i wy gląd jak ta, przez któ rą do sta li się na tę cie ni stą zie mię.Róż ni -ło ją je dy nie to, że po dru giej stro nie nie wid nia ły pry mi tyw ne wiej skie cha ty, lecz zruj no wa ne mia -sto, ża den bu dy nek nie ostał się w ca ło ści.Ten typ bu dow nic twa nie był jed nak na szym od kryw comobcy.Trwa li tak kil ka mi nut, przy glą da jąc się wi docz ne mu przez dziu rę kra jo bra zo wi gru zów, jak bypa trzy li na wy sta wę skle po wą, cie ka wi, czy wy kry ją ja kiś sy gnał ży cia lub ja ką kol wiek inną re we la -cję, ale naj wy raz niej nic nie mą ci ło spo ko ju, w któ rym było po grą żo ne grun tow nie zde wa sto wa nemia sto.Ja kie go ro dza ju woj na mo gła wywo łać tak okrop ne zniszcze nia?Wresz cie Kauf man i Au stin kil ko ma ły ka mi whi sky pod bu do wa li w so bie od wa gę nad we rę żo nątym okrop nym wi do kiem, głę biej wci snę li na gło wy kor ko we heł my i dziel nie wkro czy li przez dziu rędo rze czy wi sto ści po dru giej stro nie.Na tych miast po czu li zna jo my moc ny za pach.Z ogłu pia łymuśmie chem wy wo ła nym emo cja mi zro zu mie li, że nie mają do czy nie nia z żad nym kon kret nym aro ma -tem, tyl ko po pro stu z wo nią wła sne go świa ta, któ rą nie po strze że nie prze sta li od czu wać pod czas po -by tu na ró żo wej rów ni nie.Trzy ma jąc w po go to wiu wy ce lo wa ne ka ra bi ny, przy tło cze ni wi do kiem znisz czeń za pu ści li się.ostroż nie w uli ce za ta ra so wa ne zwa ła mi gru zu.Na gle coś ka za ło im się za trzy mać.Zdu mie ni po dróż-ni cy przy glą da li się no wej prze szko dzie, któ ra za my ka ła im przej ście, a nie była ni czym in nym jakdzwon ni cą Big Bena.Zwień cze nie wie ży, po dob ne do od cię tej ry biej gło wy, le ża ło na wpół zruj no -wa ne po środ ku uli cy, a ogromna tar cza ze ga ra ni czym wiel kie oko spo glą da ła z re zy gna cją i smut -kiem.Od kry cie to spra wi ło, że wstrzą śnię ci po to czy li wzro kiem do oko ła, z sympa tią pa trząc na każ -dą zruj no wa ną bu dow lę.Z ser cem prze peł nio nym no stal gią spo glą da li na cią gną ce się po ho ryzontmo rze gru zów, z któ re go gdzie nie gdzie wzno si ły się ciem ne pió ro pu sze dymu i za snu wa ły nie bo wi -szą ce nad zrów na nym z zie mią Lon dy nem.Nie mo gli po wstrzy mać łez.I pew nie sta li by tam da lej jakwry ci do koń ca swych dni, pła cząc nad szczątka mi uko cha ne go mia sta, gdy by nie do bie ga ją cy skądśdziw ny od głos  dud nie nie wy da wa ne przez coś me ta lo we go. Z ka ra bi na mi znów go to wy mi do strza łu po dą ży li w kie run ku ha ła su, aż do tar li do ster ty gru zów.Wspię li się na nią po ci chu, sku le ni i czuj ni.Z tego za im pro wi zo wa ne go punk tu ob ser wa cyj ne go mo -gli zo ba czyć, sami nie bę dąc wi docz ni, co wy wo łu je ów me ta licz ny dzwięk.Były to ja kieś nie zwy kłe że la zne byty o z grub sza ludzkiej po sta ci, po ru sza ją ce się dzię ki cze muś,co wy glą da ło na umieszczo ny na ple cach mały pa ro wy sil nik, są dząc po pa rze od cza su do cza su wy -do by wa ją cej się z ich złącz.Obłęd ny dud nią cy dzwięk, któ ry zwró cił uwa gę po dróżni ków, wy da wa -ły że la zne sto py człe ko kształt nych po sta ci, ile kroć tra fi ły na któ ryś z licz nych me ta lo wych szcząt kówza ście la ją cych zie mię.Po cząt ko wo zdu mie ni od kryw cy nie wie dzie li, czym są te nie zna ne im two ry, do pó ki Au stin niewy grze bał z gru zo wi ska cze goś, co wy glą da ło na frag ment ga ze ty.Roz ło żył ją drżą cy mi pal ca mi.Nakartce wid nia ło zdję cie przed sta wia ją ce byty, któ re wi dzie li po ni żej.Na głó wek mó wił o nie po -wstrzy ma nym na po rze ar mii au to ma tów, a ar ty kuł koń czył się proś bą do czy tel ni ków, by nie tra ci liwia ry w zwy cię stwo woj ska lu dzi pod wo dzą dziel ne go ka pi ta na De re ka Shac kle to na.Naj bar dziejjed nak za sko czy ła ich data cza so pi sma.Wy da nie, z któ re go po cho dzi ła kartka, zo sta ło wy dru ko wa netrze cie go kwiet nia dwu ty sięcz ne go roku.Kauf man i Au stin rów no cze śnie po krę ci li gło wa mi, bar dzowol no po ru sza jąc nimi z lewa na pra wo, ale nie mie li wie le cza su na bar dziej wyra fi no wa ne wy ra że -nie zdzi wie nia, po nie waż od ich ster ty gru zów od padł ka wa łek bel ki i z wiel kim ha ła sem cięż ko osu -nął się na uli cę, co za alar mo wa ło au to ma ty.Wy mie niw szy prze ra żo ne spoj rze nia, Kauf man i Austinwzię li nogi za pas.Nie oglą da jąc się za sie bie, bie gli naj szyb ciej, jak mo gli, w stro nę dziu ry, przezktó rą we szli.Prze pra wi li się przez nią bez pro ble mów, ale nie prze sta li pę dzić.Za trzy ma li się do -pie ro wte dy, gdy nie mo gli się już utrzy mać na no gach.Roz ło ży li na miot i scho wa li się w nim, sta ra -jąc się uspo ko ić i prze tra wić to, co wi dzie li, oczy wi ście za po mo cą bez cen nej whi sky.Było ja sne, żeprzy szedł czas, by po wró cić do wio ski i po wia do mić Lon dyn o tym, co się wyda rzy ło.Na le ża ło teżmieć uf ność, że Gil liam Mur ray zdo ła im wy ja śnić, co zo ba czy li.Nie ste ty, ich nie szczę ścia nie skoń czy ły się na tym.Pod czas po wro tu do afry kań skiej wio ski za ata -ko wa ła ich ogrom na be stia z po kry tym kol ca mi grzbie tem, o któ rej ist nie niu zdą ży li za po mnieć.Uj -rzaw szy ją, za pra gnę li się jej po zbyć.Zu ży li nie mal całą amu ni cję, pró bu jąc prze pę dzić zwie rza, leczkule tyl ko od bi ja ły się od kol cza ste go pan ce rza, nie czy niąc po two ro wi naj mniej szej krzyw dy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •