[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Chociaż przez tyle lat nie płakałam, od czasuspotkania z Daoudem nie mogłam powstrzymać łez.Tydzień po przyjezdzie do domu obudziłam się z popołudniowejdrzemki z ciężką głową.Zasnęłam na wiklinowej sofie na werandzie, naktórej wiał gorący wiatr.Cała Kalkuta czekała na deszcz i z nadzieją spo-glądała w niebo.Ruchy miałam zwolnione, skórę lepką od potu.Przypo-mniało mi się chłodne powietrze Simli i Kaszmiru.Nie mogąc znieść własnych myśli, wstałam i zaczęłam spacerować poogrodzie, chociaż koronkowy cień drzew nie był w stanie powstrzymaćpalących promieni słońca.Pod drzewami znajdowały się zadbane grządkiportulaki, która nie miała sił zakwitnąć przy takiej pogodzie.Zerknęłamw stronę kwater dla służby.Był to prosty budyneczek, niemal całkiemukryty w krzakach jaśminu, którego - zgodnie z moimi poleceniami - ma-li nigdy nie przycinał.Zastanawiałam się, jak sobie radzi siostra Malti.Przydzieliłam jej pra-sowanie odzieży.Jej córka Lalita odpowiadała za prześcieradła, poszwy,obrusy i serwetki.Z pewnym niepokojem podeszłam do budyneczku.Był zbudowany zdrewna i podzielony na kilka pokoi.W otwartych oknach wisiały świeżonamoczone tattie.Na cedrowej półce nad wejściem stała wykonana z ko-ści słoniowej statuetka boga Ganeśy.Wyciągnęłam rękę, żeby tak jakHindusi pogłaskać bożka na szczęście.Wtedy usłyszałam w środku stłu-mione jęki.Zajrzałam przez otwarte drzwi i zobaczyłam Lalitę.Leżała skulona nałóżku.Całe czoło miała pokryte potem.- Jesteś chora, Lalito? - spytałam w hindi.Dziewczyna z tru-dem usiadła.379SR - Nie, memsahib  odparła, przyciskając ręce do brzucha.- Przyprowadzić twoją mamę?- Nie, nie.Mama mnie tu przysłała.Miała wymizerowaną twarz.Była wyraznie zdenerwowana albo zaże-nowana.- Zaraz wrócę do pracy, memsahib.Wkrótce mi przejdzie -powiedziała.Jak się okazało, miała okres.- Nie, nie, Lalito, zostań i odpocznij.- Dziękuję za wyrozumiałość, memsahib.Moja mama zrobi wszystko,co do mnie należy.- Nagle jej brązowe oczy zrobiły się okrągłe.- Niepowie pani o niczym sahibowi Ingramowi?- Obiecuję.Polez, aż nabierzesz sił i będziesz mogła wrócić do pracy.Ruszyłam w stronę domu, ale w połowie drogi pod górę zatrzymałamsię i zaczęłam myśleć o Lalicie.Spojrzałam na budynek dla służby, po-tem w stronę domu, a następnie zebrałam w garść fałdy spódnicy i ruszy-łam biegiem.Gdy znalazłam się w swojej sypialni, podeszłam do sekreta-rzyka i przez chwilę grzebałam w najwyższej szufladzie.Wyjęłam ka-lendarz oprawiony w miękką cielęcą skórę, otworzyłam go na obecnymmiesiącu, a potem cofnęłam się do poprzedniego i jeszcze wcześniej.Kalendarz wyślizgnął mi się z rąk, a ja ciężko opadłam na wyściełaneperkalem krzesło za biurkiem.Tak samo jak chwilę wcześniej Lalitaprzycisnęłam roztrzęsione ręce do płaskiego brzucha.Nosiłam pod sercem dziecko Daouda.Wieczorem zaczęło padać.Siedziałam na swojej werandzie, spogląda-jąc na zapłakany świat.Deszcz początkowo tylko siąpił, tak że prawie niebyło go widać ani słychać.Gdy zapadła ciemność, przybrał na sile i za-mienił się w ulewę.Ogromne krople uderzały o ziemię, a strugi wodyrzezbiły kanały w spieczonej ziemi.Wciąż zaszokowana, wyszłam nazewnątrz.Co ja teraz pocznę? Co mam zrobić, żeby spokojnie urodzićdziecko? Opadłam na kolana w powiększającej się kałuży, której po-wierzchnię smagała gwałtowna ulewa.Spojrzałam w niebo; deszcz zaci-380SR nał w moje oczy, wargi, szyję.Pomyślałam o Faith, która zabijając siebie,zabiła również swoje maleństwo.Przypomniałam sobie, kim jestem - niepanną Linny Smallpiece ani panią Somersową Ingramową, ale LinnyGow z Paradise Street - i jak bardzo zawsze chciałam sama wykuć swójlos.Długo klęczałam, póki zacinający deszcz nie osłabł i nie uspokoił się.W końcu już tylko kapało z liści.Powietrze było czyste, a między po-strzępionymi monsunowymi chmurami żeglował srebrny księżyc.Odbijałsię w małych kałużach, które powstały we wszystkich zagłębieniach.Miałam wrażenie, że wszędzie wokół mnie błyszczą drogocenne kamie-nie.W końcu znalazła mnie Mald; stanęła przede mną ze świecą w ręku.Delikatny podmuch wiatru kołysał płomieniem.- Mem Linny? - powiedziała niemal szeptem i wyciągnęła rękę, żebymi pomóc wstać.Włożyłam dłoń między jej palce i uniosłam głowę.Znajdę sposób, że-by urodzić dziecko.To jedyne ogniwo, które łączy mnie z okresem prze-budzenia.Chociaż o maleństwie dowiedziałam się zaledwie kilka godzintemu, wiedziałam już, że będę je kochać i że jakimś cudem to ono mnieuratuje.Rozdział 32W połowie lipca zamknęłam w środku dnia szerokie, podwójne drzwidomu i wyszłam na ruchliwą, skwarną ulicę Kalkuty.Miałam na głowietopi owinięte grubą warstwą tiulu i naciągnięte nisko na czoło, dziękiczemu osłaniało górną część twarzy.Niosłam parasol.Za mną szła Malti.Wsiadłyśmy do palankinu, który obecnie przez cały dzień czekałprzed domem.Somers wynajmował go wraz z czterema boyee, niezależ-nie od tego, czy Malti i ja wychodziłyśmy z domu, czy nie.Dzień podniu, godzina po godzinie palan-kin czekał w ogrodzie przed domem.381SR Tragarze mogli mnie zawiezć tylko w miejsca, które podał im Somers: namaidan, do Taylor's Emporium albo do któregoś z angielskich domów.Pozwalał mi również brać udział w kobiecych spotkaniach i pożyczaćksiążki z biblioteki.Tego dnia kazałam boyee, żeby zawiezli mnie doKlubu Kalkuckiego na wcześniej zaplanowane spotkanie Kobiecego To-warzystwa Przyrodniczego.Powiedziałam Somersowi, że zastanawiamsię, czy nie zapisać się do tego kółka, chociaż wcale nie miałam takiegozamiaru.Od powrotu z Simli byłam na jednym spotkaniu, ale denerwowałymnie pełne ciekawości spojrzenia innych kobiet.Kilka dziewcząt z flotyl-li połowowej uśmiechnęło się do mnie niepewnie i spytało uprzejmie, czyjuż wyzdrowiałam.Nikt nie mówił otwarcie o tym, co się wydarzyło wSimli.Gdy odpowiadałam, że już całkiem dobrze się czuję, ku własnemuprzerażeniu w oczach jednej z pań dostrzegłam coś, co wyglądało naszczerą troskę.Zaczęłam się zastanawiać, czy niektóre z uśmiechów,prób rozmowy, a nawet zaproszeń, jakie dostawałam po powrocie doKalkuty, nie były rzeczywiście wyrazem akceptacji i przyjazni.Możektóraś z tych kobiet -a nawet kilka - była moją przyjaciółką, tymczasemja je odepchnęłam?Odnosiłam wrażenie, że wszystko, na co obecnie patrzę, wygląda ina-czej.Działo się tak dlatego, że pozbyłam się strachu, który dotychczas niepozwalał mi patrzeć na Anglików inaczej niż z ogromną podejrzliwością.Zdałam sobie sprawę, że sama wzniosłam odczuwaną przez siebie barie-rę, aby móc się za nią schronić, gdyż byłam przekonana, że Anglicy wKalkucie śledzą i oceniają każdy mój ruch.Teraz jednak nie miałam czasu na rozmyślanie o angielskich damach.Były ważniejsze sprawy do załatwienia.Gdy podjechałyśmy pod Klub Kalkucki, Mald usadowiła się w palan-kinie, żeby na mnie zaczekać.- Spotkanie potrwa przynajmniej godzinę, poczęstunek drugą - zapo-wiedziałam.Kiwnęła głową [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •