[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obróciła się na siedzeniu.Policyjny radiowóz zamykał jej drogę.Niewyłączając silnika, wysiadła, ruszyła w jego kierunku.Gliniarzobserwował ją i kiedy podeszła bliżej, otworzył okno.- Jadę do sklepu - powiedziała.Policjant przyglądał się jej przez chwilę, jakby ten scenariusz nienależał do grupy dozwolonych.- Na jak długo? - spytał w końcu.Wzruszyła ramionami.- Pół godziny? Godzinę?- Do sklepu? Skinęła głową.- Muszę zrobić zakupy.Gliniarz pomilczał jeszcze chwilę i w końcu podjął decyzję.- W porządku, ale ja zostaję.Obserwujemy dom, nie panią osobiście.Do nas należy przemoc domowa.Jeszcze raz skinęła głową.- W porządku.Przecież nikt nie porwie mnie w sklepie.Kiwnąłgłową, był tego samego zdania.Włączył silnik i cofnął się pod górę,robiąc jej przejazd.Przyglądał się, jak jechała w dół zbocza, a potemwrócił na miejsce.* * *Widzisz, jak otwiera się brama garażu, widzisz wyjeżdżającysamochód i zamykającą się z powrotem bramę.Zatrzymuje się napodjeździe.Wysiada.Obserwujesz rozmowę prowadzoną przez otwartedrzwi crown victorii.Gliniarz cofa się, a ona tyłem wyjeżdża na drogę.Gliniarz wraca na pozycję, ona zjeżdża na dół.Uśmiechasz się do siebiei wycofujesz powoli za zasłonę głazów.Wstajesz.Bierzesz się do roboty.U stóp wzgórza skręciła w lewo, a zaraz potem w prawo, w drogęprzelotową prowadząca do Portland.Było zimno.Jeśli temperaturabędzie obniżać się jeszcze przez tydzień, spadnie śnieg.Wówczasdokonany przez nią wybór samochodu zacznie wyglądać niecobezsensownie.Wszyscy inni jeździli wielkimi wozami z napędem nacztery koła albo jeepami, albo ciężkimi pick-upami.Ona zdecydowałasię na szybkiego, nisko zawieszonego sedana.Złoty lakier, chromowanefelgi, obicia z mięciutkiej garbowanej skóry.Prezentował się wspaniale,ale miał napęd tylko na przednie koła i brakowało kontroli trakcji.Zimąskazana była na poruszanie się pieszo lub proszenie o podwiezieniesąsiadów.Za to silnik sedana pracował niemal bezgłośnie, wóz poruszałsię miękko i prowadził jak marzenie.Przejechała trzy kilometry na zachód, zwolniła, skręciła w lewo docentrum handlowego.Przepuściła jadącą z naprzeciwka powolnąciężarówkę, zjechała na parking.Ciasny zakręt skierował ją za zajmująceprawe skrzydło sklepy.Zatrzymała się; samotny samochód narezerwowym parkingu.Wyłączyła silnik, wyjęła kluczyki ze stacyjki,wrzuciła je do torebki.Wysiadła.Przeszła kawałek, marznąc, i znalazłasię w supermarkecie.W środku było cieplej.Wzięła wózek.Chodziła wzdłuż półek pocałym sklepie, zabijając czas.W jej zakupach nie było metody.Po prostuoglądała wszystko i brała to, czego jej zdaniem akurat zabrakło.Niewiele brała, bo ten sklep nie sprzedawał tego, czym akuratnajbardziej się interesowała, ani nut, ani roślin ogrodowych.W końcuokazało się, że może podjechać wózkiem do kasy ekspresowej.Dziewczyna siedząca za kasą załadowała jej zakupy do papierowejtorby.Zapłaciła gotówką i wyszła.Skręciła w prawo na wąski chodnik.Po drodze oglądała wystawy kolejnych sklepów, w powietrzu skraplałsię jej oddech.Po drodze zatrzymała się przy sklepie z narzędziami.Staroświeckim sklepiku, w którym można dostać po trochuwszystkiego.Kiedyś robiła już w nim zakupy.Mączka kostna i nawózdla roślin wrzosowatych, mający pomoc jej różanecznikom.Przełożyła torbę pod pachę.Wolną ręką otworzyła drzwi.Brzęknął dzwonek.Przy kasie siedział starszy mężczyzna wbrązowej marynarce.Kiwnął głową na powitanie.Weszła w wąskikorytarzyk między półkami.Nie interesowały jej narzędzia i gwoździe,lecz artykuły dekoracyjne.Były tu tanie tapety, opakowania kleju,pędzle i wałki malarskie.Oraz puszki farby na regale wyższym od niej.Do półek przypięte były oprawione karty barw.Postawiła torbę napodłodze, wyjęła kartę z oprawy, rozłożyła ją.Pokryta koloramiwyglądała jak ogromna tęcza.Było w czym wybierać.- Może pomóc? - spytał starszy mężczyzna.Podszedł do niej cicho,jakby się skradał.Bardzo chciał coś sprzedać.- Czy ta farba miesza się z wodą? - spytała.Skinął głową.- Nazywają ją farbą lateksową - powiedział.- Co oznacza tyle, że jestprodukowana na bazie wody.Można ją wodą rozcieńczyć, można wodąumyć wałek.- Potrzebuję ciemnozielonej.- Pokazała właściwy odcień na karcie.-Może taki, oliwkowy.- Awokado wygląda bardzo atrakcyjnie.- Za jasne.- Będzie pani rozcieńczać wodą? Skinęła głową.- Chyba tak.- To ją jeszcze rozjaśni.- Chyba jednak wezmę oliwkową - zdecydowała.- Chcę uzyskaćtaki wojskowy kolor.Starszy mężczyzna skinął głową.- Ile?- Jedną puszkę.To prawie cztery litry.- Nie tak wiele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •