[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choć wpierwszej chwili narażona była na ciekawość trochę niepokojącą, ta naturalnie zdniami następnymi musiała się nieco przytępić, a Laura spodziewała się znalezćtu wypoczynek potrzebny, czas do namysłu.któż wie? Może jaką wskazówkędla przyszłości.Z takimi myślami bijąc się biedne dziewczę pożałowało tylko, iż pocieszycielkiswej, Biblii, której ogrom nie dozwalał zabrać, nie wzięła do podróżnegotłomoczka.Obiecała to sobie przy pierwszej zręczności nagrodzić, kupujączaraz tę księgę, do której od dzieciństwa była nawykła.Zamknąwszy drzwi na rygle, zasunąwszy okna, obwarowawszy się, aby jej niktpodpatrzyć nie mógł, Laura poczęła się rozbierać, zawczasu postanawiającwstać rano i odziać się przed przyjściem Georges'a, który mógł zapukaćwcześnie i domagać się drzwi otwarcia, nimby była nawet ubrana.Na samą tę myśl zarumieniła się przerażona i drżąca, a za tą jedną przyszły innetysiączne wypadki podobne, w których potrzeba było przytomności i zręcznościnadzwyczajnej, żeby się nie wydać z tajemnicą.Laurze łzy się zakręciły woczach.Nie lepiejże by może było nazajutrz przed jedną z tych pań wyznać, kim była, i prosić ją o radę i opiekę lub powiedzieć wszystko przed hetmanem, któryby pewnie jej nie zdradził? Tak doradzał rozum i przestrach, cale inaczejfantazja, która pragnęła przygód, i miłość swobody, która nie znosiła surowszejkonieczności postępowania.Myślała długo znowu.wyjaśnić wszystko czyzataić? Lecz położenie, choć tak straszne, tak razem było dziwne, ponętne,prawie zabawne.Laura rozśmiała się smutnie, ruszyła ramionami białymi,popatrzała w zwierciadło, nastawiwszy najsroższego marsa, jakiego umiała,potem na zdradliwe ręce.- Rękawiczek nosić nie będę w drodze! - zawołała.- Niech się opalają! Jak sięopalą i sczernieją, to kto je tam pozna, że nie męskie.zapracuję, zamulam!Włosy jeszcze krócej obetnę.Cóż więcej? Nauczę się tak chodzić śmiało jakoni, brać się w boki, głowę przekrzywiać, niby wąsa szukać palcami, choć gomieć nie będę.Co więcej? Zmiać się głośno, nie rumienić się co chwila.A terumieńce niepoczciwe najgorzej mnie zdradzają, a od nich tak odwyknąćtrudno! Może też przyjdzie i to z czasem, że oczy spuszczać i kraśnieć takprzestanę.A potem co? Strachu nie mam, strzelać się nauczę, choćby nawettrochę bić się na szpady! Przecież w kłótnię się nie wdam żadną.Ot i będędoskonałym mężczyzną.A nic, tylko śmiało! - zawołała Laura usypiając iznajdując, że w łóżku bardzo było wygodnie.Tyle dni spała na sianie!VNastępny ranek rozpoczął się odwiedzinami Georges'a, który już zastał Dobkaubranym i zdziwił się, że tak rannym był ptakiem.Razem z nim poszli naśniadanie do mieszkania kawalera, który stał bardzo po pańsku na dole pałacuod ogrodu i miał cały apartament i służbę osobną.Nadzwyczaj uprzejmie, ale znatrętną i kłopoczącą ciekawością, przyjmował on gościa swego, usiłującwidocznie coś się od niego o przeszłości dowiedzieć, którą ten właśnie pragnąłjak najmocniej utaić.Nie nalegał wszakże spotkawszy się z wahaniem i oporem,jak gdyby ufał, że obudzi ufność większą i że to samo przyjść musi.Wgodzinach tych sam hetman mało się pokazywał, będąc zajęty kancelarią swą,muzyką i interesami.Natomiast do kawalera Georges'a płynęli goście, z którychkażdy nowy wprawiał w niepokój pana Dobka, wystawionego na wejrzenia ipytania.Nadeszli tu jeden po drugim l'abbe Mourion, Pobożanin, Cipriani ijeden z aktorów francuskich, człek bardzo dowcipny i wesoły.Rozmowa, choć nader przyzwoita, nacechowana była jednak pewną swobodąmęską, nieustannie rumieńce wywołującą na twarz Dobka, który w końcuunikając i słuchania jej, i mieszania się do niej, a znalazłszy kilka dzieł opodróżach ze sztychami na stoliku, udawał niezmiernie ciekawego.Ranek tennauczył go, że w towarzystwie zmieszanym, złożonym z mężczyzn i kobiet,daleko było znośniej; przeciwnie, z samymi mężczyznami wytrwać nierównietrudniej.Georges jednak, ilekroć widział miłego towarzysza zakłopotanym,przychodził mu w pomoc, a nawet zmieniać się starał tok rozmowy.W ogóle nie była ona nauczającą.Z płochością wielką prawił Francuz, a nawet Mourion, oróżnych awanturkach i intryżkach miłosnych już to na dworze hetmańskim, jużw Warszawie głośnych.To, co by powinno było oburzać, wzbudzało tylko żartyi szyderstwa.Dobek zdawał się tonem przerażony, jakby na inny świat siędostał.Szczęściem kawaler, który potrafił to poznać, rozmowę skierował na sztukę,muzykę, na przedmioty mniej drażliwe.Dobek w ogóle był milczący; dopierogdy po przesunięciu się tych wszystkich gości zostali sami, nieco się ożywił.Georges zapytał go, czy mu ta paplanina przykrości nie zrobiła, gdyż uważał ponim pewne zakłopotanie.- Rzeczywiście - rzekł Wawrek - byłem wychowany w domu poważnym,surowym, z troskliwością wielką, aby mi się płochy wyraz nie obił nawet ouszy, możecie się miarkować, jak teraz razi mnie każda śmielsza mowa.Kawaler, który w różnym wcale świecie i otoczeniu się wychował i dla któregonie miało już życie tajemnic, zdziwił się, ale poszanować umiał skrupułyprzyjaciela.Poszli potem oglądać piękny park i wszystkie osobliwości pałacu,obfitującego w zbiory wszelkiego rodzaju, a na ostatek oddać uszanowaniehetmanowi, który powitał młodego swego gościa z wielką uprzejmością, zczułością prawie, dopytując, czy mu tu dobrze, czy na niczym nie zbywa.Wkrótce nastąpiła uroczysta godzina obiadu z całą obrzędowością swą, gdyżuczty emilopolskie, jak niegdy rzymskie, miały swe formy, porządki iceremoniał stały.Dobek musiał być bardzo ostrożnym, ażeby go nie upojono, aznudził się niezmiernie przedłużonym siedzeniem u stołu, nawykłym będąc i doinnej kuchni, i do krótszego obiadu.Tego dnia zamiast koncertu hetmannaznaczył teatr i grać miano parę wodewilów francuskich, w których gospodarzsmakował wielce.Chciał się trochę też popisać przed przybyłym, dla któregobyło to nowością.Występowały na scenie: w roli matki pani St.-Georges, co jejnader rzadko się trafiało, obie Francuzki jako kochanki, a nawet dla małej Ninonrola się znalazła.Sztuczki wybrano zabawne, dowcipne, wesołe; a że teatr byłna wpół amatorski, więc i kawaler Georges w liczbie artystów się pomieścił.Hetman kazał gościowi usiąść przy sobie.Korzystając ze zbliżenia, miałnadzieję coś z niego wybadać, gdyż wiedział przez wychowańca, że temu się niezwierzył wcale.W międzyaktach bardzo zręcznie rozpoczęła się rozmowa,której cel łatwo odgadnąć było, i Dobek miał się na ostrożności.- Kochany przyjacielu - odezwał się hetman - szanuję twe incognito, anibymchciał ci się narzucać za powiernika, lecz zdaje mi się, że lżej by ci było może, amnie łatwiej służyć ci, gdybym cokolwiek wiedział lepiej, jaki szczęśliwy dlamnie, a dla was dziwny pewnie, wypadek wyrzucił tu na emilopolskie brzegi?- Niezmiernie trudno mi odpowiedzieć na to pytanie - odezwał się Dobek.- Totylko o moim życiu przeszłym powiedzieć mogę, iż byłem jedynym dziecięciemu ojca, że z domu rodzicielskiego nieszczęśliwy skład okoliczności ujść mniezmusił. Osoba obca rodzinie naszej weszła do niej.Nie chciałem się poddać jej iwolałem narazić na dobrowolne wygnanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •