[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zmusił się, bysię trochę uspokoić, zapanować nad sobą.W powietrzu czuć było silną woń pleśni, dokołapanowały iście egipskie ciemności.Powietrze było chłodne i wilgotne.Ból w czaszce nasiliłsię.Smithback uniósł rękę do czoła i nagle poczuł szarpnięcie, jego przegub opasywałaobręcz metalowych kajdan.Smithback usłyszał szczęk łańcucha.Co to miało znaczyć, ulicha?Jego serce zaczęło bić coraz szybciej, w miarę jak jedna po drugiej zapełniały się lukiw jego pamięci: przypomniał sobie pomieszczenie rozbrzmiewające nie cichnącym echem,głos płynący z ciemności, mę\czyznę wyłaniającego się spomiędzy cieni.błysk skalpela.OBo\e, czy to naprawdę był Leng? Po stu trzydziestu latach? Leng? Ogarnięty paniką, odruchowo spróbował wstać, ale zaraz znów runął na wznak, przywtórze głośnego szczęku i chrzęstu metalowych ogniw.Był całkiem nagi, przykuty dopodło\a za ręce i nogi, a usta zaklejono mu kawałkiem szerokiej taśmy klejącej.To nie mogło dziać się naprawdę.O Jezu, to było szaleństwo.Nie powiedział nikomu,\e się tu wybiera.Nikt nie wiedział, gdzie się znajdował.Nikt nie wiedział o jego zaginięciu.Gdyby tylko wspomniał o tym komuś, sekretarce z pracy, O Shaughnessy emu, swemupradziadkowi, przyrodniej siostrze, komukolwiek.Poło\ył się na ziemi i znów zaczął hiperwentylować, serce zachowywało się tak, jakbychciało wyrwać się z jego klatki piersiowej.Został odurzony i skuty łańcuchami przez mę\czyznę w czerni, człowieka wmeloniku.To nie ulegało wątpliwości.Była to bez wątpienia robota tego samego mę\czyzny,który usiłował zabić Pendergasta i zapewne to właśnie on zabił Pucka i pozostałe osoby.On -Chirurg.Trafił do lochu, sekretnej kryjówki Chirurga.Chirurga.A raczej profesora Enocha Lenga.Usłyszawszy odgłos kroków, w jednej chwili o\ywił się i stał się czujny.Rozległo sięszuranie, a zaraz potem w ścianie mroku na wprost niego pojawił się oślepiający do bóluprostokąt jasnego światła.W jego odbitym blasku Smithback zorientował się, \e zamkniętogo w niedu\ym piwnicznym pomieszczeniu z betonową podłogą, kamiennymi ścianami imasywnymi, \elaznymi drzwiami.Poczuł nagły przypływ nadziei, a mo\e nawetwdzięczności.W otworze w \elaznych drzwiach pojawiły się wilgotne, ró\owe usta.Wargiporuszyły się.- Proszę się nie przemęczać - rozległ się głos.- To wszystko ju\ wkrótce się skończy.Szamotanie się nic panu nie da.W głosie tym było coś znajomego, a zarazem niewymownie dziwnego iprzera\ającego, jak szept niosący w sobie zapowiedz najgorszego koszmaru.Zasuwka w wąskiej szczelinie w drzwiach została przesunięta i Smithback na nowopogrą\ył się w ciemnościach.WSZYSTKIE TE MAAE, STRASZNE CICIAJEDENOlbrzymi rolls-royce sunął gładko wzdłu\ jednopasmowej drogi przecinającej LittleGovernors Island.Pośród jarów i mokradeł zalegała gęsta mgła, przesłaniając brzegi East River i le\ące za nią obwałowania Manhattanu.Zwiatła reflektorów omiotły rząd starych,dawno uschłych kasztanowców, po czym skupiły się na masywnej bramie z kutego \elaza.Kiedy samochód stanął, w kręgu świateł dostrzec mo\na było spi\ową tablicę z napisem: Mount Mercey Szpital Psychiatryczny dla Umysłowo Chorych Przestępców.Stra\nik wyszedł z budki, stanął w kręgu światła i podszedł do samochodu.Byłwysoki, mocno zbudowany i miał przyjazne oblicze.Pendergast opuścił tylną szybę, amę\czyzna nachylił się ku niemu.- Jest ju\ po godzinach wizyt - powiedział.Pendergast sięgnął do kieszeni marynarki,wyjął portfel z legitymacją i odznaką, po czym okazał go stra\nikowi.Mę\czyzna przez dłu\szą chwilę oglądał legitymację, a\ wreszcie wolno pokiwałgłową, jakby takie sytuacje zdarzały mu się na co dzień.- W czym mo\emy panu pomóc, agencie specjalny Pendergast?- Przyjechałem, aby zobaczyć się z pacjentką.- Jak ona się nazywa?- Pendergast.Panna Cornelia Delamarc Pendergast.Zapadła krótka, nieprzyjemnacisza.- Czy chodzi o oficjalną sprawę słu\bową? - Stra\nik nie wyglądał ju\ przyjaznie.- Tak.- W porządku.Zadzwonię do gmachu głównego.Dziś dy\ur ma doktor Ostrom.Mo\epan zostawić wóz na parkingu słu\bowym na lewo od bramy.W recepcji będą ju\ na panaczekać.W kilka minut pózniej Pendergast szedł za gładko ogolonym, eleganckim i schludnymdoktorem Ostromem przez długi, pełen ech korytarz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    ce
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • gosiasopot.htw.pl
  •