[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przynajmniej tyle.- Dzięki za wszystko co zrobiłeś, żeby ją ochronić, Rus, ale nie rób tego więcej.- Nie obiecam ci tego.Jeśli będzie potrzebowała ochrony, a ciebie nie będzie, tozrobię to co uznam za słuszne.Wiesz jak to działa, Croft, nie będziesz miał już innej partnerki,więc czy tego chcesz czy nie, Isabelle weszła do rodziny.A my opiekujemy się swoją rodziną.Croft nie mógł się kłócić z takim stwierdzeniem, nawet gdyby chciał, bo dostawałskurczy na samą myśl o nich razem i to jeszcze nawet nie w seksualnym znaczeniu.W odwrotnej sytuacji pewnie zrobiłby to samo.Co prawda trudno sobie wyobrazić,żeby Rusty miał jedną, stałą partnerkę, ale gdyby tak się stało, byłaby dla Crofta bratową.Ichroniłby ją jak Sonię.- Po prostu nie zbliżaj się do niej  powiedział już trochę spokojniej. Potrzebujęświadomości, że jesteś od niej odpowiednio daleko.164 - W porządku, stary.Ale daję ci dobrą radę, przemyśl sprawę jeszcze raz.Naprawdęmogę zrozumieć, że można nie chcieć partnerki, ale skoro już się na nią trafiło& Rozumieszco mam na myśli?Niestety, zaczynał rozumieć.Wilki znajdują w życiu tylko jedną partnerkę i czy chciał,czy nie chciał, to znalazł swoją.Jeżeli nie wezmie tej, to nie będzie miał innej.I nie chodziłojuż tylko o seks, bo od kilkudziesięciu godzin nawet nie potrafił sobie wyobrazić seksu z inną.Chodziło bardziej o świadomość, że Izzy jest tuż obok i że należy do niego.Pomimo wszystko.Inne po prostu przestawały być do czegokolwiek potrzebne.I był w stanie, który nie wskazywał na to, żeby miało się to zmienić.- Rozumiem  mruknął.- Zwietnie!  teraz Rusty najwyrazniej był rozbawiony. To miej to na uwadze i nierób niczego głupiego.A teraz wybacz, stary, ale mam umówione spotkanie z pewnączarnowłosą samiczką, która jest bardzo zabawna po jednym kieliszku szampana, a właśniewypiła drugi.- Czemu mnie to nie dziwi?  mruknął do siebie Croft, ale się rozłączył.Fakt, że Rustybynajmniej nie porzucił swoich ulubionych kochanek był trochę uspokajający.Nie żeby podejrzewał, że będzie się dobierał do Izzy  no może przez chwilępodejrzewał  ale w gruncie rzeczy lubił swojego trojaczka i nie chciałby iść z nim na wojnę zpowodu kobiety.Problem w tym, że by poszedł, a nawet nie chciał jej przecież sparować.Dopiero kiedy dojechał pod dom rodziców, jakoś odzyskał równowagę.Może nie dokońca, ale przynajmniej już nad sobą panował.Zwłaszcza, że już od progu czuł jej zapach.Tobył balsam na jego obłąkańczą głowę.A teraz po prostu ją sobie zobaczy całą i zdrową, poczym wyjdzie jak człowiek cywilizowany, jakim kiedyś był.Blizniaków już nie było, na całe szczęście dla Harpera, a w domu panowała kojącacisza.To dobrze, może nie natknie się na&- Proszę, proszę, kogo my tu mamy.Nie pomyliły ci się godziny, braciszku? A może nazaproszeniu był błąd?& na Sonię.Miał ochotę zamknąć oczy i nie otwierać ich dopóki to całe szaleństwo nie minie.Problem w tym, że starsze wilki często powtarzały, że to nie mija, nie tak do końca.Uniósł głowę i zobaczył swoją siostrę w rozciągniętym podkoszulku z KubusiemPuchatkiem, siedzącą na schodach i najwyrazniej blokującą mu drogę.Może i była śliczna i165 słodka, ale kiedy przychodziło do walki, stawała się zaciekłą, wredną, nieczysto walczącąwilczycą.I wiedział o tym, bo sami ją tego nauczyli.- Nie mam ochoty na kłótnię  powiedział i zrobił krok do przodu, gotowy ją ominąć,ale odwróciła się na bok i wyciągnęła długie nogi na całą długość stopnia, a stopy wpuchowych kapciach oparła o ścianę.I najwyrazniej nie miała zamiaru się stąd ruszyć.- Gdzie się niby wybierasz?  spytała wyzywająco.- Powiedziałem, że nie chcę się kłócić  powtórzył i uznał, że jest tak cierpliwy, iżpowinien zostać za to błogosławionym. Po prostu mnie przepuść.Sonia niespiesznie, ale za to z gracją baletnicy wstała i stanęła dokładnie na środkustopnia.- Nie.Croft aż musiał potrząsnąć głową.Jego siostra najwyrazniej zamierzała z nim walczyć.Zwiat oszalał, tak samo jak on.- O co ci chodzi, do diabła?! Najpierw mnie wyzywasz od najgorszych wwiadomościach, za to, że nie przyszedłem, a kiedy już jestem, to nie chcesz mnie wpuścić?!- Izzy śpi.Wszyscy śpią.A ty, dupku  wskazała na niego palcem  jeśli chciałeś jązobaczyć, to trzeba to było zrobić kiedy był na to czas.Ale ty, w tej swojej chorej dumie, czyBóg jeden wie, co ty tam sobie myślałeś, postanowiłeś ją zostawić samą na pastwę tłumuwilków, które najpierw uważały ją za trędowatą, a potem zastanawiały się, czy to że jej nieoznaczyłeś może znaczyć, że mają pozwolenie startowania do jej majtek.Masz cholerneszczęście, że ona o niczym nie wie, bo inaczej powinna cię znienawidzić za takie upokorzenie.- Nie miałem zamiaru jej upokorzyć! I skąd wiesz, że nie przyszedłem jej oznaczyć?!Prychnęła.- Bo nadal wyglądasz jak kupa gówna.Gdybyś się zdecydował, czułabym twojepodniecenie, idioto.Ja doskonale wiem, po co tu przylazłeś.Shane, ten konfident, powiedziałci, że Lockwood się do niej dobierał i Rusty oznaczył ją śliną.Na samą myśl krew cię zalała iprzyszedłeś sprawdzić, czy porządnie zmyła z siebie jego zapach.Nie jesteś wilkiem, tylkopsem, Croft i to psem ogrodnika.Cholerna, wszystko wiedząca Sonia.Powinien ją udusić i tym sposobem usunąć sobie z drogi.- Gdzie jest matka? Ona by mnie do niej puściła ze swoim błogosławieństwem.166 - Bo naiwnie wierzy, że zrobisz to co powinieneś.Czy jeżeli teraz cię puszczę na górę,to oznaczysz ją?Tak, tak, tak!  powarkiwał wilk.- Nie  powiedział.Jeśli ją oznaczy, nie będzie już wyjścia.Problem w tym, że teraz też nie dostrzegał wyjścia.Sonia wymownie uniosła jedną brew.- Więc idz do siebie.Wzięła prysznic i nie ma już na niej zapachu żadnego samca.Twoja misja została spełniona jeszcze zanim się tu dowlokłeś.To była duża ulga, ale nie chciał jeszcze wychodzić.Chciał ją tylko przez chwilęzobaczyć.Może powdychać trochę jej zapachu.Czuł się strasznie stary, jakby od chwili, kiedywidział ją ostatnio minęło sto lat, a nie mniej niż dwie doby.- Jeszcze coś?  spytała niecierpliwie wilczyca.Croft nie chciał się przyznawać, że po prostu musi ją zobaczyć.Próbował wymyślićjakiś racjonalny powód swojego wejścia na górę, ale jakoś nic wiarygodnego nie przychodziłomu do głowy.Wtedy zobaczył na schodach nowy telefon komórkowy, na pewno nie należącydo Sonii, chyba że znowu zepsuła stary.- Kupiłaś jej telefon  powiedział niemal z ulgą.Zwietnie! Teraz po prostu w każdej chwili będzie mógł do niej zadzwonić, usłyszeć jejgłos i przestanie się wewnętrznie miotać jak wariat.To było tak doskonałe rozwiązanie, że ażpowinien Sonii za to podziękować!Ledwie sięgnął po komórkę, a wilczyca błyskawicznie poderwała ją ze schodów ischowała za plecami.Croft zmarszczył czoło [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •