[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie miałam pojęcia co dalej.Spojrzałam na zegarek.W pół do pierwszej.Jasmine w ka\dej chwili mogła wrócić z lunchu.Wstałam, modląc się, by nie ugięły się pode mną nogi.Nie ugięły się, co uznałam zadobry znak.Szybko wyszłam z gabinetu, pokonałam korytarz i wpadłam do recepcji.- I jak, znalazłaś to, czego szukałaś? - zawołała Althea do moich pleców.- Tak.Dzięki! - Machnęłam anemicznie ręką i wyszłam przez zewnętrzne drzwi.Wcisnęłam guzik pierwszej windy z brzegu i zaczęłam nerwowo stukać stopą o podłogę.-Szybciej, szybciej.Dokładnie w chwili, kiedy wbiegałam do kabiny, drzwi windy po mojej lewejrozsunęły się i wyszła z nich Jasmine.Spuściłam głowę, modląc się, \eby nie obejrzała się wmoją stronę.Nie obejrzała się, tylko kręcąc idealnym tyłkiem w rozmiarze trzydzieści sześć,wróciła do recepcji.Drzwi windy zasunęły się za mną.Uff.Niewiele brakowało.Dwie minuty pózniej przecięłam biegiem ulicę i schroniłam się w moim małymczerwonym d\ipie.Zablokowałam drzwi, włączyłam radio, by rozproszyć przytłaczającąciszę (puszczali akurat piosenkę Blink 182) i za pomocą specjalnej techniki oddychaniapoznanej na zajęciach jogi spróbowałam się uspokoić.Choć wiedziałam, \e Greenway niemo\e mnie dopaść i udusić przez łącze telefoniczne, nadal miałam gęsią skórkę po rozmowiez nim.Do niedawna mój największy lęk budziły pająki z włochatymi odnó\ami.A dziśrozmawiałam przez telefon z mordercą - nic dziwnego, \e na zmianę pociłam się i dygotałam.Próbowałam się pocieszyć, \e Greenway wie o miejscu pobytu Richarda tyle co ja,czyli nic.To oznaczało, \e szanse na znalezienie Richarda pływającego twarzą w dół wbasenie były raczej znikome.(Cieszyło mnie to, bo im więcej myślałam o opakowaniu poprezerwatywie, znalezionym na jego biurku, tym większą miałam ochotę własnoręcznie goudusić).No dobrze, ale co dalej?Ponownie zerknęłam na drugą stronę ulicy, odszukując okna gabinetu Richarda napiątym piętrze.Nie zauwa\yłam \adnych złowieszczych cieni gliniarzy, których mogłabymśledzić ani podejrzanych typów w czerni.Potrzebowałam wsparcia.Złapałam komórkę i wybrałam numer Dany.Odpowiedziała niewyraznym  Halo? poczwartym sygnale.- To ja - powiedziałam.- Jesteś zajęta? Zachichotała.W tle usłyszałam stłumionymęski głos.Przewróciłam oczami.- Mo\e powinnam raczej zapytać, czy jesteś sama? Dana znowu zachichotała. - Niezupełnie.A co się dzieje?- Mam mały kryzys.- Znowu? Niestety.- Niewa\ne, słyszę, \e jesteś zajęta.- Nie, nie.Sasza właśnie wychodzi.Musi ćwiczyć piramidę.- Ponownie zachichotała,a ja pomyślałam, \e zaraz puszczę pawia.- Słuchaj, po południu mam casting, ale mo\espotkamy się za jakieś dwadzieścia minut w Fernando's? Przydałby mi się pedikiur.Mnie te\.- Będę tam za dziesięć minut.Salon Fernando's znajdował się w środku złotego trójkąta Beverly Hills, na roguBrighton i Beverly Boulevard, zaledwie przecznicę na północ od Rodeo Drive.PodrabianyTatuś vel Fernando rozpoczął karierę w niedu\ym centrum handlowym w Chatsworth, aledzięki poczcie pantoflowej i kilku nader pochlebnym wzmiankom w  LA Timesie szybkoobrósł w nowe piórka i przeniósł się do królestwa bogatych i zbotoksowanych.Oprócz tego, \e jest prawdziwym czarodziejem, jeśli chodzi o włosy, PodrabianyTatuś ma równie\ wrodzony talent do dekorowania wnętrz.(Okay, powiedzmy, \e mamsiedemdziesiąt pięć procent pewności, \e nie jest gejem).Wnętrza Fernando's co rokuprzechodziły metamorfozę, zgodnie z najnowszymi trendami.W tym roku na topie był stylindustrialny.Zciany salonu pokrywała metaliczna glazura z rdzawymi akcentami, połyskującaw świetle wpadającym przez całkowicie przeszkloną ścianę frontową.Stylizacji dopełniaływyeksponowane pod sufitem miedziane rury, współczesne malowidła bez ram i betonowapodłoga.Mo\e i wystrój przypominał trochę magazyn, ale w tej części miasta był synonimemszyku.- Maddie, skarbeńku! - Marco, recepcjonista, wyszedł do mnie i cmoknął powietrzeprzy obu moich policzkach.Był szczupłym Latynosem, który u\ywał więcej eyelinera ni\tancerka rewiowa.- Jak się masz?- Bywało lepiej - odparłam szczerze.- Jest Ralph?- Fernando - poprawił mnie Marco.- Przedłu\a właśnie włosy pani Spears.- Ju\szeptem dodał: - Matce Britney.- Och - odszepnęłam, udając stosowne zainteresowanie.Spojrzałam w głąb salonu,gdzie Podrabiany Tatuś dosztukowywał rude pasma pięćdziesięciolatce w ciuchach odChanel.Zauwa\ył mnie i pomachał.- Słuchaj - powiedziałam, zwracając się do Marco.- Mam naprawdę kiepski dzień.Czy mógłbyś mnie jakoś wcisnąć na pedikiur? - Dla ciebie wszystko, skarbie.- Marco złapał wielką czarną księgę z biurka, którewyglądało, jakby zostało zrobione z aluminiowej okładziny ścian domów.Przerzucił parękartek.- Myślisz, \e dałbyś radę wcisnąć jeszcze Danę? Marco zmarszczył brwi.- Zlicznie cię proszę.- Maddie, musisz z tym skończyć, skarbeńku.Robisz mi chaos w grafiku.Zatrzepotałam rzęsami.- Och, ślicznie, ślicznie proszę.- Grasz nie fair.No dobrze.Chia zajmie się wami za piętnaście minut.Mo\esz iśćmoczyć stópki.- Jesteś aniołem, Marco.Marco posłał mi w powietrzu buziaka.- Wiem!Podeszłam do ściany w głębi salonu, gdzie znajdowały się stanowiska do pedikiuru,znalazłam pusty fotel, ściągnęłam buty i zanurzyłam stopy w ciepłej wodzie z bąbelkami.Poczułam przyjemne odprę\enie.Zamknęłam oczy, próbując uspokoić rozhuśtane emocje.Prawie mi się udało, kiedy nasąsiedni fotel klapnęła zasapana Dana.- Sorry za spóznienie.Był straszny tłok na stodziesiątce.Otworzyłam oczy izamrugałam.Dwa razy.Obok mnie siedziała Morticia Adams.A dokładniej skrzy\owanie Morticii Adams zKróliczkiem Playboya.Dana miała na sobie czarny winylowy kostium z olbrzymim dekoltem,ledwie zakrywający tyłek.Jej włosy były schowane pod czarną peruką, która była bardziejnatapirowana ni\ moje włosy w 1985.Blady podkład, czarny eyeliner i burgundowakonturówka dopełniały wizerunek rodem z halloweenowej imprezy.Tyle \e mieliśmy dopierolipiec.- A\ boję się zapytać, co jest grane - powiedziałam.- Chodzi ci o to? - Dana spojrzała po sobie.- Mówiłam ci, \e mam casting.Nasobowtóra Elwiry, Władczyni Ciemności.A co, rzucam się w oczy?Rozejrzałam się po salonie.Właściwie to nie odstawała specjalnie od ogółu.W końcuto Los Angeles.- No dobra - powiedziała - mów, co to znowu za kryzys? Najszybciej jak się dało,streściłam jej wydarzenia dwóch ostatnich dni.Opowiedziałam o wizycie Ramireza wmieszkaniu Richarda, pływającej twarzą w dół rudowłosej kobiecie, wreszcie o mojej improwizowanej pogawędce z Greenwayem.Kiedy skończyłam, nasze paznokcie u nógzdą\yły się ju\ namoczyć, zostały nawil\one i opiłowane, a Dana siedziała z rozdziawionąbuzią.- To lepsze od Rodziny Soprano! Naprawdę rozmawiałaś z mordercą? Jaki miał głos?- Prawdę mówiąc, był wkurzony.- Bo\e.Mogłaś stracić \ycie!Czy wspominałam ju\, \e Dana ma skłonność do dramatyzowania?- To była tylko rozmowa telefoniczna.- Postanowiłam nie mówić, jak bardzo samadramatyzowałam z powodu tej rozmowy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •