[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sprowadziliśmy cię tutaj tylko po to, żebyśrozpoznała pewnego człowieka.- Co?- Tak, tego którego opisałaś w zeznaniu.Podejrzaną osobę, którą wi-działaś przez okno czytelni w klubie  Ulisses".Pamiętasz go?Czekał na odpowiedz.Ulga sprawiła, że zabrakło jej tchu.Kiwnęłagłową.- Więc chodzmy, popatrzymy na tych ludzi.Dobrze? Podszedł dodrzwi.Ku zaskoczeniu Lidii nieposłuszne dotąd nogisame poniosły ją za nim.*Pokój był pusty, miał pomalowane na zielono ściany i brązowe lino-leum na podłodze.Sześciu mężczyzn stało rzędem.Kiedy weszła, ma-jąc po bokach dwóch policjantów, wszyscy spojrzeli na nią wrogo.Po-licjanci byli krzepcy i wysocy, ale ludzie w szeregu byli więksi, ramio-na mieli szerokie jak atleci, a pięści ogromne jak połcie mięsa.Gdzieoni ich znalezli?- Niech się pani nie spieszy, panno Iwanowa.I proszę pamiętać, copani powiedziałem.- Razem z komisarzem stanęła na początku szere-gu.- Patrzeć przed siebie! - rozkazał ostro i dopiero po dobrej chwiliRLT zorientowała się, że polecenie skierowane było do tych sześciu męż-czyzn.Co jej powiedział? Spróbowała sobie przypomnieć, ale widok mil-czącego szeregu wielkoludów sprawił, że mózg jej się zaciął.Nie mo-gła od nich oderwać wzroku.Wszyscy tacy sami, a równocześnie każ-dy inny.Niektórzy wyżsi albo grubsi, albo starsi.Niektórzy butni i aro-ganccy, inni zgarbieni i załamani.Ale wszyscy mieli czarne skołtunio-ne brody i potargane włosy i ubrani byli w proste tuniki i wysokie buty.Dwóch miało ciemną skórzaną klapkę na oku, u innego dostrzegła zło-ty ząb, który połyskiwał jak oskarżycielskie oko.- Niech się pani nie denerwuje - zachęcał ją Lacock.- Proszę przejśćsię powoli przed szeregiem i przyjrzeć uważnie wszystkim twarzom.Tak, racja, teraz przypomniała sobie jego wskazówki.Przejść wzdłuższeregu, nic nie mówić, potem przejść wzdłuż szeregu jeszcze raz.Tak.Mogła to zrobić.A potem powie, że to żaden z nich.Aatwizna.Ode-tchnęła głęboko.Pierwsza twarz była okrutna.Twarde, zimne oczy, wykrzywioneusta.Druga i trzecia były smutne, kościste, osnute aurą beznadziei, jak-by ich właściciele nie oczekiwali niczego prócz śmierci.Czwarta byładumna.Mężczyzna miał klapkę na oku i stał wyprostowany, wypinającbeczułkowatą pierś, a pod tłustymi włosami na czole widać było długąbliznę.Spojrzał jej prosto w oczy, a wtedy go poznała - to był ten wiel-ki niedzwiedz, którego widziała pod domem w przeddzień koncertu.Ten z wyjącym wilkiem na butach.To jego opisała policji w nadziei, żeodwróci ich uwagę od siebie.Zachowała obojętny wyraz twarzy i po-deszła do ostatnich dwóch mężczyzn, ale prawie ich nie widziała.Do-strzegła tylko zwaliste ciało, górę mięśni i haczykowaty nos.Zauważy-ła, że numer szósty też ma klapkę na oku.Sztywnym krokiem wróciłana początek szeregu.- Proszę się nie spieszyć - ponownie szepnął jej w ucho Lacock.Szłaza szybko, więc zwolniła, zmusiła się, żeby patrzeć w każdąRLT twarz.Tym razem numer czwarty, ten z wilkami na butach, popatrzyłna nią i uniósł brew.Natychmiast pałka komisarza opadła ciężko na je-go ramię.- %7ładnych poufałości albo spędzisz noc w celi - zagroził Lacock to-nem przywykłym do rozkazywania.Akurat kiedy Lidia pomyślała, że to już koniec i że będzie mogłauciec z tego ponurego zielonego pokoju, zrobiło się jeszcze gorzej.Ostatni mężczyzna odezwał się.Był mniejszy niż reszta, ale i tak duży.I miał klapkę na oku.- Nie mówić, że to ja, panienka.Proszę, nie.Mam żonę i.Pałkasierżanta spadła na jego głowę.Z nosa trysnęła mu krew prosto na ra-mię Lidii, rękaw jej białej szkolnej bluzki zrobił się czerwony.Zostaławyprowadzona z pokoju, nim zdążyła otworzyć usta, ale kiedy znalazłasię z powrotem w biurze komisarza Lacocka, zaczęła protestować.- To było takie brutalne.Dlaczego.?- Proszę mi wierzyć, to konieczność - odparł Lacock uspokajająco.-Niech pani pozostawi pilnowanie porządku nam, policjantom.Jeśli dasię tym Ruskom - proszę wybaczyć wyrażenie - palec, urwą ci rękę.Kazano mu milczeć, a on nie posłuchał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •