[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Z obrzydzenia wyrwał go brzęk wybitej szyby.- Zaczęło się - mruknął Maksym Birkut i wyjął zza pazuchy wymięty parciany worek.Porucznik skinął głową, po czym spojrzał na południowy wylot zaułka, gdzie czekałchłopski wóz obładowany sianem.Na ławie woznicy siedział Hańcza; w chłopskich łachachwyglądał jak jeden z tysięcy anonimowych wozaków na co dzień powożących w stolicy.Również sam wóz, jak i przewożony na nim ładunek nie mogły wzbudzić niczyjejpodejrzliwości.Podczas trwania sejmu ulice Warszawy każdego dnia przemierzały bowiem setkipodobnych pojazdów.Wszystkie wyładowane po brzegi suszoną paszą.Dziesiątki tysięcywierzchowców i koni pociągowych należących do panów braci musiało przecież coś żreć, adziko rosnącej zieleniny brakło o tej porze roku.Powóz, choćby najbardziej skromny, zawszezwraca uwagę.Kto zaś zapamięta chłopską furę ciągniętą przez wychudzoną szkapę?Z tej przyczyny od lat stosowali ten fortel z niezmiennym powodzeniem.Porucznik dał znak Maksymowi, by ten zajął pozycję przy tylnym wyjściu.Sam nasunąłkapelusz na czoło i naciągnął na twarz czarną chustę.Nie minęło wiele czasu, a drzwi rozwarły się z hukiem i ze środka wypadł Madziar,wypchnięty w uliczkę przez stojącą za nim Martę.Dziewka wydała z siebie całkiem udanyokrzyk zaskoczenia i uciekła w głąb sieni.Poseł znieruchomiał na dwa oddechy, widzączamaskowanego porucznika, co wystarczyło, aby Birkut zarzucił mu worek na łeb, a potem odniechcenia grzmotnął ofiarę w tył głowy.Poseł kwiknął cicho, zwiotczał i znieruchomiał w wielkich ramionach.Rozległ się trzask bata i turkot kół.Iwan podjechał, zatrzymał wóz przy drzwiach,wychylił się z kozła i podniósł okrytą sianem płachtę, odsłaniając drewnianą skrzynię.Birkut, niesiląc się na delikatność, wcisnął porwanego do skrytki.Hańcza opuścił płótno na dawne miejsce ipoprawił siano.Wszystko trwało nie więcej niż trzy zdrowaśki.Gdy tylko Birkut wdrapał się na tył wozu, Iwan trzasnął z bata i szkapa pociągnęła furę wkierunku zjazdu nad Wisłę przy klasztorze Bernardynów.Hirsz omiótł spojrzeniem ciemny zaułek.%7ładnych świadków, doskonale.Zdjął z twarzychustę i odetchnął z ulgą.Zgodnie z planem ruszył szybkim krokiem do Krakowskiego Przedmieścia, lecz ledwieminął róg budynku na końcu zaułka, zatrzymało go ostrze przytknięte do grdyki.- Nie drgnij nawet, psubracie - przestrzegł porucznika twardy, mocny głos.To ostrzeżenie było akurat zbędne.Hirsz wykrzywił wściekle usta.Dał się zaskoczyć jak nowicjusz.- Gadaj, dokąd go wzięliście?Joachim uniósł głowę, czując nacisk zimnej, wilgotnej stali.- Jestem szlachcicem, zarżniesz mnie tak na ulicy?- Odpowiadaj, kurwi synu, bo łeb obetneee.- ostatnie słowo stłumił trudny dopomylenia odgłos uderzenia w czaszkę.Hirsz obrócił się i ujrzał Mroczka stojącego nad leżącym w błocie szlachcicem.- Wiedziałem, do cholery, że coś pójdzie nie tak -mruknął pod nosem wachmistrz, nieodrywając wzroku od nieprzytomnego mężczyzny.Ciemne oczy Mroczka wbiły się w twarz porucznika.- Trzeba go dorżnąć - dorzucił bezbarwnym tonem.Joachim zmarszczył czoło.Tomasz miał rację.Niemniej myśl o zabiciu nieprzytomnegoczłowieka wciąż wywoływała w nim sprzeciw.Szczęśliwie z dylematu wybawiło go pojawieniesię w uliczce kilku szlachciców z pochodniami.Na widok dwóch mężczyzn stojących nadleżącym na ziemi człowiekiem grupka zatrzymała się niepewnie.- Zostaw go - polecił porucznik i nie dając nieznajomym czasu na zebranie odwagi,uskoczył za róg budynku.Wachmistrz podążył w ślad za nim.Szybkim krokiem ruszyli w stronęKolumny Zygmunta, tam skręcili w Podwale, by ominąć Starą Warszawę.Maszerując przymiejskiej fosie, dotarli do zawartego na noc barbakanu.Przekroczyli opustoszały o tej porze plactargowy i Mostową zeszli na nadwiślańskie Rybaki.Birkut i Hańcza powinni dotrzeć na wyznaczone miejsce przed nimi.Porucznik spojrzał na księżyc.Noc była jeszcze młoda.Nie wiedzieć czemu pomyślał o Katarzynie; gdyby tylko była tej nocy w domu.Szybkoodrzucił gorzką myśl.Nie mógł sobie pozwolić na słabość.Jeśli uwiną się szybko z Madziarem,zdrzemnie się trochę przed poranną wizytą u jego wielmożności.Dobre i to.Pocieszony tą myślą przyśpieszył kroku.Gdzieś w mroku ujadał pies.Katarzyna odwróciła wzrok od okna, odgarnęła włosy wystudiowanym gestem i spojrzałana kochanka.Hieronim Radziejowski leżał rozparty pod baldachimem, tak jak go Bóg stworzył,zaspokojony i ospały po gwałtownej miłości.Spojrzenie starosty przesuwało się leniwie po cielemetresy, która obdarzyła go pięknym uśmiechem.Aomża posłał jej całusa, podniósł muskularne ciało z poduszek, schylił się ze stęknięciemi wyciągnął spod łoża złoty nocnik.Katarzyna odwróciła wzrok.Podeszła do stolika i sięgnęła pokielich z winem.Słodki trunek spłukał z jej ust słony smak.Dudnienie ustało, usłyszaławestchnienie ulgi.Aomża zbliżył się do niej i stanął za plecami, przywarł lędzwiami do pośladków.Szerokiemęskie dłonie objęły sterczące dumnie piersi.- Jak ci było?- Wspaniale, jak zwykle - odparła zgodnie z prawdą.Radziejowskiemu przeważnie nie musiała kłamać, kiedy robił to na trzezwo, był dobrym,choć nieco egoistycznym kochankiem.Cóż, płacisz, to wymagasz.Odchyliła głowę i pocałowałago w usta.Męska dłoń zsunęła się w dół płaskiego brzucha, sięgając ku wilgotnym kręconymwłosom.Dalszą pieszczotę przerwało natarczywe pukanie do drzwi.Starosta zmarszczył czoło.- Okryj się - polecił poirytowanym tonem.Katarzyna posłusznie podniosła leżącą na kobiercu koszulę z muślinu i zakryła nagość.Radziejowski narzucił na siebie szlafrok, nim podszedł do drzwi.Uchylił je lekko, wyjrzał nakorytarz i dopiero wówczas otworzył szerzej.W progu stanął niski, chudy szlachcic o obwisłych wąsikach.Chytre, czujne oczy omiotłyalkowę.Spojrzenie wąsacza zatrzymało się na kobiecie, oświetlonej przez blask ognia płonącegow kominku.Katarzyna wiedziała, że w jasnym świetle musi widzieć szczegóły jej ciała.Mimo to niezmieniła pozycji, udając, że nie dostrzega pożądliwego błysku w oczach mężczyzny.- Co tam ważnego? - warknął Radziejowski.Szlachcic oderwał wzrok od jej cycków i spojrzał na starostę.- Przybyli, wasza miłość - oznajmił cicho.- Umieściłem ich tam gdzie zwykle.- Dobrze, panie Kobylański, bardzo dobrze.Listy mają?Konus nie odpowiedział.Miast tego rzucił wymowne spojrzenie w kierunku metresy.- Ach tak - mruknął Radziejowski.- Zaraz przyjdę.Kobylański skinął głową.Rzucił ostatnie spojrzenie na podbrzusze Katarzyny i zamknąłza sobą drzwi.Tarska podniosła kielich do warg, zastanawiając się, kto też po nocy odwiedza wtajemnicy Aomżę.Starosta sprawiał wrażenie podekscytowanego.Podszedł do stolika izaczerpnął kilka łyków wina wprost z karafki.Otarł usta wierzchem dłoni.- To nie zajmie mi wiele czasu - oznajmił.- Wygrzeję ci pościel - zażartowała.Starosta nawet się nie uśmiechnął, widać był już myślami przy czekającej go rozmowie,złożył tylko na jej ustach szorstki pocałunek, po czym opuścił alkowę.Katarzyna odczekała, aż odgłos kroków ucichnie.Jako że nie wiedziała, ile ma czasu,postanowiła nie zwlekać, podeszła do kuferka, jak zwykle stojącego na komodzie, otworzyłaschowek i wyjęła klucz.Po chwili zastanowienia zdjęła z kandelabru jedną ze świec.Podkradła się do drzwi,nacisnęła klamkę i wyjrzała na sień: była ciemna i pusta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tematy
IndexRoberts Nora Więzy krwi (Prawo krwi)
Bogaty Ojciec Biedny Ojciec dla młodzieży Robert Kiyosaki i Sharon L. Lechter full
Roberts Nora Bracia MacKade 03 i 04 Więzy krwi tom1 Serce Devina tom2 Miłoœć Shane'a
Roberts Nora Kwartet Weselny 02 Posłanie z róż (Automatyczny spis treœci)
008. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz2 Ten, Który Przychodzi Ze Œwitem
010. Robert Jordan Koło Czasu t5 cz2 Spustoszone Ziemie
Roberts John Maddox Nova Roma 01 Operacja Marka Scypiona (2)
07. Robert Jordan Koło Czasu t4 cz1 Wschodzšcy Cień
Simms Suzanne Sen na jawie
Brooke Lauren Heartland 02 Po burzy