[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Carla uśmiechnęła się szeroko.W jednym z jej kłów zalśnił maleńki rubin.- O tak, bardzo dobrzy - odparła.- Najlepsi.Cyngiel Salon Tatuażu „Kleks”, śródmieście ChicagoŁapeć McGuire kazał sobie zrobić tatuaż.Sam wymyślił wzór - trupią czaszkę w kształcie asa pik - z którego był bardzo dumny, tak dumny, że zażądał, by zrobiono mu go na szyi.Jednak Tusz Burton, tatuażysta, zdołał skłonić Łapcia, aby odstąpił od tego zamiaru.Dla gliniarzy szukających podejrzanego, tłumaczył, tatuaż jest lepszym znakiem rozpoznawczym niż tabliczka z nazwiskiem.Łapeć ustąpił.- Okej - powiedział.- Umieść go na przedramieniu.Po każdej robocie przybywał mu jeden tatuaż i zostało mu już niewiele skóry w naturalnym kolorze.Łapeć McGuire był naprawdę dobrym fachowcem.Pochodził z irlandzkiego miasta Kilkenny, a jego prawdziwe imię brzmiało Alojzy.Ksywkę Łapeć sam sobie wymyślił, uważał bowiem, że brzmi ona bardziej mafijnie.Przez całe życie chciał być mafiosem, takim jak w kinie, lecz gdy jego próby założenia mafii celtyckiej spełzły na niczym, postanowił przyjechać do Chicago.Mafia chicagowska przyjęła go z otwartymi ramionami: prawdę mówiąc, jeden z goryli po prostu zmiażdżył go w niedźwiedzim uścisku.Kiedy jednak Łapciowi udało się wysłać owego faceta i sześciu jego kumpli do Szpitala Matki Miłosierdzia, osiem godzin po wyjściu z samolotu znalazł się na mafijnej liście płac.Nieźle, jak na kogoś, kto ma 152 cm wzrostu.Dwa lata i kilkanaście robót później uchodził za czołowego cyngla organizacji.Specjalizował się w napadach i odzyskiwaniu długów - niezwykłe zajęcie dla korniszonów, mierzących półtora metra.Ale też Łapeć nie był zwykłym korniszonem.Teraz wyciągnął się wygodnie w fotelu tatuażysty.- Podobają ci się moje buty, co, Tusz?Tusz zamrugał; pot zalewał mu oczy.Z Łapciem trzeba było uważać.Za najniewinniejszym pytaniem mogła się kryć pułapka.Jedna niewłaściwa odpowiedź i człowiek musiał się tłumaczyć przed świętym Piotrem.- Tak, bardzo ładne.Jak się nazywają?- Łapcie! - wykrzyknął maleńki gangster.- Łapcie, idioto.To mój znak firmowy.- Aa, łapcie.Zapomniałem.Masz znak firmowy, super.Łapeć sprawdził, jak się posuwa praca nad jego ramieniem.- Weźmiesz się wreszcie do roboty?- Już, już - odparł Tusz.- Skończyłem właśnie nanosić kontury.Muszę tylko zmienić igłę.- Ale nie będzie bolało?Pewnie, że będzie, kretynie, pomyślał Tusz.Przecież wbiję ci igłę w rękę.- Nie bardzo - rzekł uspokajająco.- Posmarowałem skórę środkiem znieczulającym.- Lepiej, żeby nie bolało - ostrzegł go Łapeć.- Bo inaczej zaraz ciebie coś zaboli.Nikt z wyjątkiem Łapcia McGuire nie ośmieliłby się grozić Tuszowi.Tusz wykonywał wszystkie mafijne tatuaże.Był najlepszy w całym stanie.Nagle drzwi otworzyły się i stanęła w nich Carla Frazetti.Elegancka, czarno ubrana, stanowczo nie pasowała do obskurnego lokalu.- Czołem, chłopaki.- Czołem, panno Carlo - odparł Tusz, rumieniąc się głęboko.W „Kleksie” rzadko widywało się panie.Łapeć poderwał się na nogi.Nawet on szanował chrześniaczkę szefa.- Panna Frazetti? Mogła mnie pani wywołać przez pager.Niepotrzebnie przychodziła pani do tej dziury.- Nie ma na to czasu.Sprawa jest pilna.Wyjeżdżasz natychmiast.- Wyjeżdżam? A dokąd?- Do Irlandii.Twój wuj Pat się rozchorował.- Wuj Pat? Nie mam żadnego wuja Pata.Carla niecierpliwie tupnęła nogą, obutą w szpilkę.- Łapeć, twój wuj jest poważnie chory, kojarzysz? Łapeć skojarzył.- A, rozumiem.Muszę go odwiedzić.- Właśnie.Taki jest chory.Łapeć starł tusz ścierką z ramienia.- Dobra, jestem gotowy.Jedziemy prosto na lotnisko?- Zaraz, zaraz, Łapeć - powstrzymała Carla małego gangstera.- Musimy najpierw wstąpić po twojego brata.- Ale ja nie mam brata - zaprotestował Łapeć.- Jasne, że masz.To ten, który ma klucze do domu wuja Pata.Prawdziwa małpa z niego.- Aa - pojął Łapeć.- Ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl