[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Znikłabym, zakopałabym się, zestarzałabym i umarłabym na folwarku,jak wieśniaczka!.LRT Ale wkrótce prawda tego niewolniczego życia w zbytkownem otoczeniuoprzytomniła ją, i zawahawszy się z wstąpieniem w ślady Małgorzaty, któ-ra nie chciała pojechać na uroczystość Wielkiej Nagrody, znalazła się naLongchamps, wpół leżąc w powozie, lornetowana, podziwiana, witanaukłonami, a wielki książę zbliżył się piechotą pomiędzy ekwipażami, byporozmawiać z tą piękną Noris, która przy promieniach słonecznych wy-dawała się jeszcze piękniejszą.Tylko była rozdrażnioną i ponurą, myśląc o wszystkiem, z wyjątkiem ościgających się koniach.Nic jej nie zajmowało.Tłum ją drażnił, a od słońca dostała migreny.Uczuła potrzebę spokoju, wypoczynku, chciała pozbyć się widoku tegotłumu, tych okrzyków i tych biegów końskich; i im bardziej wielki książę,zdziwiony jej smutkiem, pytał się jej, czy cierpi i dlaczego spogląda na to-ry, na jockey'ów, na stroje, na powozy, wzrokiem tak obojętnym, jakbymiała przed sobą jakiś nieudolny obraz, albo aktorów nudnej operetty, imbardziej pragnął ją rozerwać w jej raptownej niedyspozycyi, tem bardziejNoris czuła się w tym hałasie tłumu samotną i zgubioną, doznając stopnio-wo wzrastającego wrażenia ruiny i ponurej samotności.Byłoby jej tak dobrze w jej bibliotece przy ulicy Jouffroy, po za roleta-mi z różowego jedwabiu, gdy czytała marzyła, albo leżała w cieniu w ogro-dzie swego pałacu, w lubym spoczynku jak po kąpieli.Tam, z wpółprzymkniętemi oczyma, sama jedna, w obawie, ażeby nieusłyszała odgłosu dzwonka, któryby ją zbudził z tego zapomnienia, spędza-ła nieraz chwile marzeń, w ciągu których rozbierała całą rozkosz i smutekLRT swojego życia; i właśnie dzisiaj była usposobioną do spędzenia całego dniawśród smutnych wspomnień i marzeń o przeszłości.Wasyl uważał to za śmieszne.Dlaczego pragnął koniecznie, ażeby poje-chać na Longchamps? Była to uroczystość wielkoświatowców.Trzeba byłoodegrać komedyę; w dzień zdobywania Wielkiej Nagrody nie wypada byćw domu, i sądząc, że ją rozerwie, wielki książę zapragnął, ażeby Noris po-większyła liczbę figurantek w panoramie światowej Longchamps'u.Ale właśnie ogłuszający gwar tłumu powiększył jeszcze rozdrażnienieNoris, pogrążając ją niejako w mgłę smutku.Nawet jego wysokość, wielki książę, nudził ją.Ale nie więcej jak wszy-scy, nie więcej, jak ci żokeje, jak całe towarzystwo.Wszystko ja, nudziło.Od czasu do czasu doznawała gorączki nerwowej,co widząc wielki książę, odzywał się z akcentem rossyjskim: Noris jest najdziwaczniejszą ze wszystkich stworzeń!.Tak, wiedziała o tem dobrze.Miała poczucie nie być podobną do innychkobiet.Wistocie, różniła się od tych pięknych dziewcząt, które spoglądały nanią z zazdrością i z nienawiścią zarazem, zwłaszcza przeszywał ją wzrokjednej kobiety, o postawie wyniosłej, dumnej i okazałej, kobiety prześlicz-nej, siedzącej w trybunie w sukni pąsowej na tle koloru słoniowej kości, aktórą była Jacquelina de Montpreux.Noris czuła na swej twarzy wzrok hrabiny, palący jak szkło wypukłe nasłońcu.Ta biedna pani de Montpreux nie spuszczała z niej lornety, ani oczu.Musiała ją bardzo nienawidzić.LRT  Biedna kobieta!  pomyślała Noris  gdybyż wiedziała.A gdzież był Chantenay? Wszakże Wielka Nagroda nie mogła być zdo-bytą bez księcia de Chantenay?Gdzie książę? Noris szukała księcia.Kwiat szyku znajdował się przywadze.Nie spostrzegła go.Ale był! Przed chwilą ktoś wymienił jego nazwisko.Ludzie przechodzili, a dwóch dziennikarzy mówiło: Chantenay zawsze w aureoli szyku! Zawsze!  odparł drugi.Chciała go zobaczyć, ciekawa, jakby się zachował pomiędzy nią i hra-biną, wobec tych dwóch kobiet, którym jednakowo nakłamał.Jakby się zachował? Ależ poprawnie, arcy poprawnie.To już jego taki zwyczaj Chantenay zawsze bez zarzutu!Tego rodzaju spotkania nie krępują go bynajmniej.Był do nich przy-zwyczajony.Ale przy tem wszystkiem cóż Ren obchodził Noris? Co ją obchodziłapani de Montpreux? I całe to towarzystwo!Czuła nie dającą się pohamować chęć odjechania, tak była rozdrażnio-ną.Nagle uderzyła wachlarzem po dłoni i rzekła: Odjeżdżam!Wielki książę spojrzał na nią. Jakto? Na seryo? Odjeżdżasz? Byłażbyś chorą? Nie, nie jestem chorą.Jestem nie w usposobieniu.Nerwy.Prze-praszam waszą wysokość!.LRT  Och, ja przebaczam!.Ale Wielka Nagroda?. Wielka Nagroda! Zostawię ją sobie na rok przyszły!.Ruszaj! rzekła do woznicy, który z niezadowoleniem wyjechał z pośród stojącychw szeregu powozów.Noris była już daleko, szczęśliwa, że może uciec.Zdawało jej się, że głos, pełen niekłamanego szacunku z akcentem ros-syjskim, powtarzał po kilkakroć to imię: Noris!.Ale jedno imię powstrzymałoby ją tylko.A tego imienia nie znał wielki książę, jeden tylko Rajmund znał je, mia-nowicie: Zuzanna!Przytem istotnie cierpiała w tym tłumie.Pragnęła znalezć się w samot-ności, ażeby pomarzyć trochę.Już uniknęła tłumu, już woznica przebywa most, zatłoczony powozami,podczas gdy Noris z bezmyślnym uśmiechem spoglądała na siną wodę,płynącą tam z szybkością iskry.Niebawem znalazła się w wiosce.Przyszła jej fantazya przyjrzeć siętym ludziom, dążącym od strony Suresnes ku murawie, którą opuściłaprzed chwilą. Jedz wybrzeżem!  rzekła do zdziwionego woznicy. Ale, proszę pani, koń. Jedz!Bawiło ją teraz patrzeć na te wązkie uliczki Suresnes, gdzie ludzie pły-nęli tłumem jak potok [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl