[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lokaje zapalili Swiece w kandelabrach Sciennych,w Swiecznikach wisz¹cych i stoj¹cych.Krzysztof obróci³ siê do pantaleonu stoj¹cego w rogui zagra³ ulubion¹, widaæ prawie domow¹ piosenkê:La nuit tomboit dans la prairie,L Echos dormoit dans le vallon,Pres du ruisseau chantoit Amélie.Stary pan usiad³ w fotelu, przymkn¹³ oczy i z uSmiechem rozkoszy, z niewymown¹ radoSci¹w za³zawionych xrenicach oddycha³ t¹ melodi¹.Nogi jego, obute w p³ytkie pantofle i poñ-czochy, nieruchomo spoczywa³y na dywanie; splecione i zaciSniête rêce zdawa³y siê przytu-laæ do serca oddalone g³owy dzieci.Panna Mery, wsparta na ramieniu brata, z pocz¹tku nieSmia³o, a póxniej coraz wyraxniej,piêkniej zaczê³a nuciæ bez s³Ã³w.G³owa jej, otulona ob³okiem loków, nachylona by³a zrazuku bratu, ale stopniowo wznosi³a siê, zwraca³a ku ojcu, wreszcie ku niemu, ku goSciowi.Z piersi dziewiczej p³ynê³a coraz wy¿ej i wy¿ej, uroczySciej i piêkniej, bujna melodia piosen-ki.Wreszcie pop³ynê³y wyrazy:Au matin dans les prés de FloreLa rose a 1»instant de s ouvrirAttend que la vermeille AuroreSur son char amene Zéphir.Ale Krzysztof przerzuci³ siê wnet do innej melodii.Siostra z pocz¹tku nie mog³a jej znalexæw pamiêci.Zawo³a³ nie przerywaj¹c gry:- Air: ,,Dans un bois solitaire et sombre.- Aha, ju¿ wiem!.Zaczê³a Spiewaæ:Auprs d une féconde source,D ou coutent cent petits ruisseaux,L Amour fatigué de sa courseDormoit sur un lit de xoseaux.244 Stary pan nie móg³ udxwign¹æ powiek ani rozerwaæ uSmiechu le¿¹cego na ustach.Nie chcia³mo¿e sp³oszyæ chwili g³êbokiego, Spiewnego szczêScia, co nape³ni³o po brzegi zaciszne po-koje wiejskiego domu.245 DziwakTylko kilka dni m³odzi panowie zabawili w Olszynie.Krzysztof wyrywa³ siê do swoich Sto-k³osów, folwarku odleg³ego o dobre piêæ wiorst od Olszyny.Aczkolwiek niexle mu by³o w do-mu rodzicielskim, pragn¹³ przecie¿ pochwaliæ siê przed Rafa³em sw¹ w³asn¹ chudob¹ i uwol-niæ go od dosyæ ceremonialnego ¿ycia we dworze.Pojechali nareszcie.Folwark le¿a³ w lasach, miêdzy dwoma p³askowzgórzami, a w dolinie nie-wielkiej rzeczki wpadaj¹cej do Wis³oki.Trudno by³o wyobraziæ sobie coS piêkniejszego nadowe lasy.Ka¿dy parów nape³niony by³ ostêpami buków, dêbów, brzóz, grabów, klonów.Ka¿dypagórek by³ piêknym parkiem.Teraz, na jesieni, owe wzgórza i w¹wozy p³onê³y od ¿Ã³³tej i rdza-wej barwy.Jad¹cemu tamtêdy pierwszy raz serce bi³o ze wzruszenia.Zdawa³o siê, ¿e p³omie-nie i dymy k³êbi¹ siê, buchaj¹ z tych wynios³oSci i rozdo³Ã³w.W g³êbi kry³y siê zimne polanki,tym zieleñsze, im bardziej p³omienist¹ by³a barwa zwisaj¹cych liSci.Sam dwór w Stok³osachsta³ w lesie, miêdzy sosnami, na wysokim brzegu rzeki.Dach jego by³ ju¿ mocno zmursza³y,wielokroæ reparowany Swie¿ym gontem; a mocni tu i owdzie wygiêty.Modrzewiowe Scianyzasuwa³y siê w ziemiê.Dooko³a rozsiada³ siê ogród, przechodz¹cy w las.Tu¿ za oknami kwi-t³y, podobnie jak obok ch³opskich cha³up, wysokie malwy, ¿Ã³³te albo brunatne georginie, jasnenagietki i ogniste krzaki nasturcji.Gdy bryczka zatrzyma³a siê przed gankiem, na spotkanieprzybywaj¹cych wyszed³ jegomoSæ Sredniego wzrostu, zawiêd³y, w wieku, który trudno by by³ookreSliæ, gdy¿ móg³ wahaæ siê miêdzy czterdziestym a szeSædziesi¹tym rokiem ¿ycia.Twarzmia³ smag³¹, ciemn¹.Gêste jego w³osy zwi¹zane by³y staromodnie, z niemiecka, w tyle g³owy.Wystaj¹cy, cienki nos stercza³ nad ustami tak w¹skimi, ¿e stanowi³y niemal linijkê.Podobnie oczy znaæ by³o jakoby dwie szpary pod czarnymi i grubymi brwiami.JegomoSæ ów mia³ na sobie dosyæ dziwaczne ubranie, bo ¿akiet, niegdyS wykwintny, krojemfrancuskim, z jedwabnymi wy³ogami i kamizelk¹, a na nogach grube buty z cholewami dokolan, dobrze ³ojem smarowane dla uchronienia stóp od wilgoci.Zamiast ¿abotu, niezbêdne-go.przy francuskim surducie, mia³ szalik we³niany, obwi¹zuj¹cy ko³nierz koszuli najzupe³-niej sarmackiego kroju.- Upadam do nóg pana hrabiego!.- wo³a³ schodz¹c ze stopni ganku bez zbytniego poSpie-chu.- Nareszcie pan hrabia raczy³ sobie przypomnieæ dziedzinê swoj¹.cha, cha!.Pewnyju¿ by³em, ¿e pan.- Hrabia.- dorzuci³ Cedro.- ¯e pan.cha, cha! - nigdy do nas nie zjedzie.By³o rzecz¹ oczywist¹, ¿e podkreSla³ owe tytu³y i ¿e z nich w³aSnie Smia³ siê tak weso³o.Kuzdumieniu Rafa³a Krzysztof pocz¹³ Smiaæ siê równie¿, choæ nieszczerze i z przykroSci¹.- Witam i ja pana pos³a, dobrodzieja mojego, mentora.Jak¿e cenne zdrowie?.- krzycza³wyskakuj¹c z bryczki.246 - Pan hrabia ³askawoSæ swoj¹ roztaczaæ raczy jako to s³oñce.Mi³o mi jest ogrzaæ siê w pro-mieniach ³aski.- Pan pose³ siwiejesz nie na ¿arty.- Z trosków o dobro pañskie.cha, cha!.OSmielê siê zapytaæ nawzajem o zdrowie.choæ tood jednego rzutu oka widaæ, ¿e tyjemy na niemieckim chlebie.- Czy byæ mo¿e?- Prawdê mówiê.Zupe³ny butrym!- Cha, cha!.- Smia³ siê Krzysztof staj¹c naprzeciwko i bior¹c siê pod boki [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •