[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zamówiłem bekon, świeży chleb i.- George.- przerwała mu naglącym tonem Judith - idz za Anną i dowiedz się, co jądręczy.Jestem przekonana, że może jej być potrzebna twoja pomoc.George nie próbował sprzeczać się z żoną.Bez pośpiechu wyszedł na dziedziniecprzed stajniami i zdążył zobaczyć, jak Anna wyjeżdża na wielki trawnik przed pałacem.Postał chwilę na chłodnym wietrze, a potem wzruszył ramionami.Co tam, z Hamiltonem jestbezpieczna, pomyślał, gdy ujrzał znajomego siwego konia i dosiadającego go jezdzca.W połowie drogi do Maiden Court Anna była gotowa przyznać Jackowi rację, bojazda w taką pogodę dowodziła braku rozsądku.Posuwali się wolno i z wielkim trudem.- Bardzo mi przykro  powiedziała, gdy schronili się przy pniu wielkiego dębu przednagłym gradem.- To rzeczywiście pocieszające - odparł ironicznie Jack, zdjąwszy kapelusz, żebyotrzepać go z lodowych grudek.Do tej pory nie zaproponował postoju, chociaż kilka razymógł to zrobić.Do stolicy dotarło wprawdzie ocieplenie, ale im bardziej się oddalali, tymczęściej wpadali w śnieżne zaspy, a na otwartej przestrzeni hulał przenikliwy wiatr.Mimo że Anna ciepło się ubrała, podróż jej dokuczała, jednak nie pisnęła nawet słowaskargi.Co więcej, ze strachu, że Jack zarządzi powrót, starała się lekko traktować wszystkieprzeciwności losu.Gdy wreszcie poczuła bliskość Maiden Court, nagle doszła nawet downiosku, że jest to całkiem przyjemna droga.Naturalnie jechali dość wolno, mogli więc ze sobą rozmawiać.Anna porównywała tępodróż z ubiegłoroczną i była bardzo dumna, że przyjazń z Jackiem poczyniła takie postępy.Mimo że mówili o wielu sprawach, jednak Anna nie wspomniała ani słowem o swoimnajwiększym zmartwieniu.To dziwne.Mogłaby powiedzieć Jackowi, co ją dręczy, i nawetbyłaby ciekawa jego odpowiedzi, ale coś ją przed tym powstrzymywało.Obawiała się, żechoć nabrała dla niego wielkiego szacunku, to Jack wciąż widzi w niej głupią pannicę zlicznymi brakami i już zawsze będzie mierzyć ją miarą przeznaczoną dla swej zmarłej żony. Ostatnio znowu odnosił się do niej z większą rezerwą, nie wykluczała więc, że zaczyna gonużyć.W każdym razie Jack zgodził się jej towarzyszyć w drodze do domu, a ona próbowałaokazać mu wdzięczność, nie zwracając uwagi na kaprysy pogody i bawiąc go rozmową.Popatrzyła więc na zmrożone krople deszczu, odbijające się od kolein na drodze, i podsunęłaJackowi nowy temat:- Dlaczego zostałeś żołnierzem, panie?- Kiedy miałem siedem lat, moja guwernantka wyraznie powiedziała ojcu, że nieodniosę wybitnych sukcesów w nauce.Z tego powodu nie mogłem liczyć na karierę wkościele, jakiej pragnął dla mnie ojciec.Wysłał mnie więc jako pazia do pewnego lorda, napółnocy, z nadzieją, że postanowię zostać żołnierzem.Na szczęście - przez twarz przemknąłmu kwaśny uśmieszek - byłem dostatecznie twardy, by przetrwać wszystko, co niosło ze sobątakie życie.- I potem zostałeś paziem mojego ojca? Nie znam mniej skorego do waśni człowieka.- W tamtych czasach król Henryk, który twojego ojca miał za najlepszego przyjaciela,wysoko cenił sprawności, w których się wybijałem.Często przychodził na płac ćwiczeń iobserwował doskonalących się chłopców.To on przekazał mnie w ręce lorda Harry'ego, bodla swoich przyjaciół zawsze rezerwował to, co najlepsze.Naturalnie wcale nie byłemnajlepszy, w każdym razie na pewno nie umiałem dbać o zaspokajanie potrzeb takiegodżentelmena, jak twój ojciec, pani, jednak Harry okazał się dla mnie niezwykle życzliwy iprzymykał oko na zaniedbania w służbie.Zawsze popierał wszystkie moje starania.Uśmiechnęła się.- Domyślam się, że razem byliście jak niebo i ziemia.Ty, panie, zawsze ceniłeśsprawność fizyczną, mój ojciec jest zupełnie inny.- Mocniej przywarła do potężnego pnia,gdyż kurzawa się nasilała.- Według Ralpha mój ojciec kiedyś walczył w pojedynku.Nieuwierzyłam mu, ale Ralph upiera się, że to prawda.- I owszem  potwierdził Jack - ale już mu wtedy nie służyłem, chociaż wciążprzebywałem na dworze.- Jack wiedział, że w gniewie Harry potrafi być bardzo gwałtowny.- Och, opowiedz mi o tym, panie! - wykrzyknęła.- O co poszło i kim był ten człowiek,z którym ojciec walczył?Jack się zawahał, chociaż ta sprawa bynajmniej nie przynosiła ujmy jego byłemupanu. - O ile wiem, poszło o twoją matkę, pani.Pewien młody człowiek zakochał się w niej imyślał, że uda mu się ją zdobyć.Któregoś dnia za wiele sobie pozwolił w obecności ojca,pokłócili się i Harry został wyzwany.Anna zrobiła wielkie oczy.- Mój ojciec? Och, trudno mi w to uwierzyć.- To prawda.Gdy jednak przyszło co do czego, Harry upuścił przeciwnikowi trochękrwi i na tym się skończyło.- A co z nim się stało? Z tym rywalem ojca?- Nie mam pojęcia - odparł Jack.- To dawne dzieje.- Ale jakie romantyczne! - Anna westchnęła.- Ralph miał pięć pojedynków i wkażdym zabił przeciwnika.A to byli jeszcze chłopcy! - pomyślał ze złością Jack, Ledwie weszli w dorosłe życie,a już Monterey zmusił ich swoim ostrym językiem do rzucenia mu wyzwania, a jakowyzwany miał prawo wyboru broni i zawsze decydował się na pistolet, wciąż jeszcze rzadkoużywany w pojedynkach.Jack nie poważał zabijania na odległość, bo wołał patrzeć prosto w oczy wrogowi,którego wysyłał na tamten świat.Natomiast Monterey posługiwał się bronią ze swojej cenneji starannie doglądanej kolekcji, a strzelanie z pistoletu często ćwiczył.Czyżby Anna uważała,że to jest romantyczne?Tymczasem minęła burza gradowa i niebo odzyskało niebieski kolor.- Jedzmy dalej - powiedział szorstko.Podsadził Annę na grzbiet Jenny, wskoczył naZmigłego i oboje opuścili schronienie pod dębem.Ruszyła za nim w milczeniu.W rzeczywistości wcale nie podziwiała Ralpha za udziałw pojedynkach, przeciwnie, miała o to do niego duży żal.Jedną z jego ofiar byt brat jejprzyjaciółki z Greenwich, a chociaż kodeks zabraniał damom obwiniać dżentelmenów ojakikolwiek czyn dokonany w imię honoru, panna opowiadała o swoim młodszym bracie zełzami w oczach, zaś Anna czuła, jak wzbiera w niej oburzenie.Gdy przybyli do Maiden Court, Bess Latimar leżała już w łożu.Wciąż nie w pełniozdrawiała po chorobie, która zaatakowała ją poprzedniej jesieni, więc z chęcią udawała sięna wieczorny spoczynek wcześniej niż zwykłe, by sen pomógł jej odzyskać siły.HarryLatimar jeszcze siedział w wielkiej sali i mógł powitać dwoje nieoczekiwanych gościwprowadzonych przez Waltera.- Ojcze! - Dziewczyna zrzuciła z siebie pelerynę i padła mu w objęcia.- Anna! - Harry nie wierzył własnym oczom.- Co tutaj robisz? Co się stało? - Nic specjalnego, wszystko jest w najlepszym porządku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •