[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadłem.Uświadomiłem sobie, że to la Gorda łaskocze mnie gałązką pod nosem.Nie czułem się wyczerpany ani nawet odrobinę zmęczony.Skoczyłem na równe nogi i dopierowtedy gwałtownie dotarło do mnie, że nie jesteśmy w domu.Znajdowaliśmy się na łysym, kamienistymwzgórzu.Zrobiłem krok naprzód i omal nie upadłem.Nadepnąłem na czyjeś ciało.Była to Josefina.Była bardzo gorąca, przyszło mi do głowy, że ma gorączkę.Spróbowałem ją posadzić, ale byłabezwładna.Obok niej leżała Rosa  ona była dla odmiany lodowata.Położyłem jedną na drugiej ipotrząsnąłem nimi.Odzyskały świadomość.La Gorda odnalazła Lidię i pomagała jej dojść do siebie.Po kilku minutach wszyscy staliśmy nawłasnych nogach.Znajdowaliśmy się jakieś pół mili na wschód od domu.Wiele lat wcześniej don Juan sprawił za pomocą roślin psychotropowych, że przeżyłem podobnedoświadczenie.Twierdził, że latałem i wylądowałem w znacznej odległości od jego domu.Wtedyusiłowałem wyjaśnić to zdarzenie w kategoriach racjonalnych, lecz trudno mi było tego dokonać.Daleki byłem od uznania, iż naprawdę latałem, więc musiałem zaakceptować jedno z dwóchmożliwych do przyjęcia wyjaśnień: mogłem przyjąć, że gdy byłem pod wpływem zawartych w roślinachpsychotropowych alkaloidów, don Juan przeniósł mnie do miejsca, gdzie się ocknąłem, albo że donJuan zmusił mnie, pod wpływem tychże alkaloidów, do uwierzenia, iż rzeczywiście latałem.Tym razem nie mogłem zanegować tego, że naprawdę latałem.Chciałem pofolgować sobiewątpliwościami i zacząłem rozważać możliwość przyniesienia mnie na to wzgórze przez czterykobiety.Roześmiałem się głośno, nie mogąc opanować uczucia nieokreślonej rozkoszy.Miałemnawrót swojej starej, a zarazem ulubionej choroby.Rozum, który został czasowo wyłączony, napowrót zaczął brać mnie w posiadanie.Chciałem go bronić.A może lepiej byłoby powiedzieć, że wświetle dziwacznych zajść, których byłem świadkiem, i czynów, których dokonywałem od chwiliprzyjazdu, rozum sam się bronił, niezależnie od bardziej złożonej całości mojego, nie znanego mi ,ja".Byłem świadkiem  niemal jako zainteresowany obserwator  jak mój rozum walczy o to, by znalezćjakieś racjonalne wytłumaczenia, podczas gdy większej części mojej osoby wyjaśnienia te były nadwyraz obojętne.La Gorda ustawiła siostrzyczki w rzędzie, po czym odciągnęła mnie na bok.Wszystkie zaplotłyręce na plecach.La Gorda kazała mi zrobić to samo.Pociągnęła moje ramiona najdalej, jak tylkomogła, a następnie kazała mi je zgiąć i złapać przedramiona możliwie najmocniej i jak najbliżej łokci.Kości niemal wyszły mi ze stawów, napięły się mięśnie pleców.La Gorda przechyliła mój tułów doprzodu tak głęboko, że niemal upadłem, po czym wydobyła z siebie specyficzny ptasi głos.Był toznak.Lidia ruszyła przed siebie.W ciemności wyglądała, jakby jechała na łyżwach.Poruszała sięzwinnie i bezgłośnie i po kilku minutach zniknęła mi z pola widzenia.La Gorda wykonała ten sam dzwięk jeszcze dwukrotnie, raz za razem, i Rosa oraz Josefina ruszyływ ten sam sposób w ślad za Lidią.W chwilę pózniej powiedziała, bym nie odstępował jej ani na krok.Ponownie wydała z siebie ptasi krzyk i oboje ruszyliśmy z miejsca.Zdumiała mnie łatwość, z jaką szliśmy.Ciężar mojego ciała rozłożył się na obie nogi.Zaplecionena plecach ręce, zamiast utrudniać marsz, pomagały utrzymać równowagę.Najbardziej jednakzaskoczyła mnie cichość naszych kroków.Gdy dotarliśmy do drogi, zaczęliśmy iść normalnie.Minęliśmy dwóch mężczyzn zdążających w przeciwnym kierunku.La Gorda pozdrowiła ich, a oniodpowiedzieli.Kiedy zbliżyliśmy się do domu, zastaliśmy siostrzyczki przed drzwiami  bały się wejśćdo środka.La Gorda powiedziała im, że co prawda nie potrafię zapanować nad sprzymierzeńcami, ale potrafię ich przywoływać i nakazać im odejście.Sprzymierzeńcy nie mieli już nas więcej niepokoić.Siostrzyczki, w odróżnieniu ode mnie, natychmiast jej uwierzyły.Weszliśmy do środka.Bardzo zwinnie i w kompletnej ciszy wszystkie rozebrały się, polały zimnąwodą i włożyły świeże ubrania.Zrobiłem to samo.Włożyłem stare ubranie, które dawniej zostawiałemw domu don Juana, a które teraz la Gorda przyniosła mi złożone w pudełku.Wszyscy byliśmy w świetnym nastroju.Poprosiłem la Gordę, aby wyjaśniła mi, co właśniezrobiliśmy. Pózniej o tym porozmawiamy  odparła zdecydowanym głosem.Przypomniałem sobie o prezentach, które ciągle leżały w samochodzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl


  • a od Dzieciatka Jezus
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • psdtutoriale.xlx.pl