[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mur górników - Huttów, Whipidów, ludzi i robotów -stał w milczeniu za swoim przywódcą.Wszyscy byli uzbro-jeni i gotowi do walki.Oui-Gon doliczył się ponad trzy-dziestu miotaczy.Niektórzy nosili zbroje lub otaczali siępolem siłowym.Tak, najwidoczniej ludzie Jemby zdobyli coświęcej niż tylko arcoński daktylit.Zdobyli też większość broniznajdujqcej się na statku.Obi-Wan czuł się straszliwie upokorzony.Clat Ha była blada z wściekłości.Opuściła ręce, gotowa w każdej chwilisięgnąć po swój blaster.Ale niewiele by to pomogło.ResztaArconian nie miała broni.- To, co robisz, nie jest sprawiedliwe! - Oui-Gon raz je-szcze spróbował przemówić Jembie do rozsądku.- Zaspo-kajasz tylko własną pychę.Niczego w ten sposób nieosiągniesz.Odłóż broń!Rycerz wzywał Moc, gdyż czuł, że inaczej nie po-wstrzyma Jemby w jego szaleństwie.Ale był już na to zbytsłaby.Od czterech godzin walczył z bólem, potwornymwysiłkiem woli próbując przyspieszyć gojenie się ran.To gozupełnie wyczerpało.Jemba powachlował się dłonią, jakby chciał wzmocnićjakąś nikłą falę zapachu w powietrzu.- Czyżbym czuł sławetną Moc? - zapytał z ironią.- Zmieszą mnie te twoje sztuczki, Jedi.Myślałeś, że to zrobiwrażenie na Wielkim Jembie? Zresztą, spójrz na siebie.Parę godzin temu miałeś bliskie spotkanie z wibratorem.Każdy widzi, że teraz nawet dziecko dałoby ci radę.Niemasz żadnych szans, by mnie powstrzymać!W Obi-Wanie narastała furia.Wysunął się nagle przedQui-Gona i stanął na wprost Jemby.- Ale ja mam szansę! - krzyknął, dobywając miecza.Oczy Jemby zwęziły się z wściekłości.Bandyci nie za-mierzali ustępować.Nie zlękną się przecież zwykłegochłopca.No i co, Jedi? - Jemba spojrzał z pogardą na Qui--Gona.- Wysyłasz dzieciaka do walki? Próbujesz mnie obrazić?Spojrzał w lewo i w prawo, wznosząc swą ogromną pięść.Obi-Wan zrozumiał natychmiast, że to znak dlajego ludzi: bądzcie w pogotowiu.Opuszczenie rękibędzie sygnałem do otwarcia ognia.Chłopak wiedział, żew razie czego nie zdoła uniknąć więcej niż kilkumiotaczy.Oui-Gon chwycił go za ramię.- Odłóż miecz -powiedział cicho.- Nie wygrasz w ten sposób.Jeślizacznie się strzelanina, zginie wielu ludzi.Jedi musi znaćswoich prawdziwych wrogów.Te słowa wstrząsnęły Obi-Wanem.Nagle poczuł siębardzo zawstydzony.Co masz na myśli? - zapytał.Pot strumieniami płynąłmu po twarzy.- Kto jest tym prawdziwym wrogiem?Gniew - odrzekł rycerz.Rzucił spojrzenie na Jembę.- A także strach i pycha.Arconianie przez jakiś czas mogążyć bez daktylitu.Nie musisz walczyć od razu.Niecierpli-wość jest kolejnym wrogiem.Obi-Wan dostrzegł mądrość zawartą w jego słowach.Zgasił swój miecz i skłonił się przed Jemba, jakby uważał goza przeciwnika godnego szacunku, a potem cofnął się okrok.- Dobry ruch, mały - powiedział Jemba, l nagle wy-buchnął głośnym śmiechem, zwracając się do zbitychw kącie Arconian: - Potrzebuję robotników.Dobrzezapłacę!Jego słowa wywołały pewien oddzwięk wśród Arco-nian.Zaczęli szeptać, jakby się naradzali nad jego propo-zycją.Clat Ha nie panowała już nad sobą. - Korporacja nigdy dobrze nie płaci! - krzyknęłaz furią.Jemba uderzył się w piersi.Ich zapłatą będzie jedzenie i daktylit.Dzień życia zadzień pracy.To chyba uczciwe, prawda?Będziesz im płacić tym samym daktylitem, który imukradłeś? - Obi-Wan nie mógł uwierzyć własnym uszom.Jedyne, co można zrobić w takiej sytuacji, to chwycić Huttaza gardło i rozerwać na strzępy.Ale tego właśnie nie moż-na zrobić.Jemba gromko się roześmiał.- Jasne, że tak zrobię! Ci, którzy zdecydują się praco-wać dla mnie, będą żyć.Pozostali umrą.Czy może być lep-sza zapłata niż życie?Arconianie szeptali cicho miedzy sobą.Ku najwyższemuzdumieniu Obi-Wana większość z nich bezzwłocznieprzeszła na stronę Jemby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •