[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Następnie obrócił się i zobaczył, że Servan, Tad, Godfrey i Zane walczą zpół tuzinem kawalerzystów.Natychmiast ruszył im z odsieczą.Pędził jak szalony, zmuszając zgonionego wierzchowca do wdarcia sięmiędzy dwóch jezdzców.Zignorował tego po lewej, mając nadzieję, że niezapłaci za to głową, i zeskoczył z siodła, ciągnąc ze sobą jezdzca znajdującegosię z prawej.Przeturlał się po ziemi, kopiąc go, dzgając kolanem, gryząc i waląc naoślep rękojeścią miecza, ponieważ nie był w stanie zamierzyć się ostrzem.Spanikowane wierzchowce rżały nad nim i dreptały w miejscu, ale on niewypuszczał z uścisku przeciwnika, modląc się w duchu, by żadne ze zwierząt nietrafiło go kopytem.Wreszcie rąbnął rękojeścią w szczękę napastnika, sprawiając, że wzrok musię zamglił.Jommy poprawił z drugiej strony, przywołując na twarz przeciwnikatępy wyraz - ale tylko na moment.Miał do czynienia z twardym wojownikiem ichociaż sam był silny, podejrzewał, że trzeba by dwóch takich jak on, bypoważniej zagrozić kawalerzyście.Spieszony jezdziec potrząsnął głową, byustało dzwonienie w uszach, i właśnie unosił własną mocarną pięść, kiedy czyjś but trafił go prosto w skroń.Oczy momentalnieuciekły mu w głąb czaszki.Potężna łapa złapała Jommy'ego za ubranie na plecach i przywróciła dopionu.Kiedy stał już na własnych nogach, Zane powiedział:- Fajnie, że do nas dołączyłeś.Rudowłosy okręcił się w samą porę, by wymierzyć cios próbującemu uciecjezdzcowi.W końcu kawalerzyści przestali walczyć, wycofując się w kierunkupółnocnym, tak jak przewidział to Jommy.Krzyknął:- Dajcie im spokój!Zaraz wszakże sobie uświadomił, że nikt z jego małego oddziału nie jest wstanie wszcząć pościgu.Wypuścił z dłoni miecz i klapnął ciężko na ziemię,czując, że siły opuszczają go nagle jak woda wypływająca z pękniętego naczynia.Servan usiadł obok niego.- Mało brakowało.Jommy pokiwał głową.- Bardzo mało.Zwietnie się spisałeś.Wydając rozkazy i w ogóle.Jestempod wrażeniem.- Dzięki - bąknął kuzyn króla.Podbiegł do nich Tad.- Idę sprawdzić, czy Grandy'emu nic się nie stało.Jommy skinął głową, aGodfrey rzucił:- Pójdę razem z nim!Servan zwrócił się do Jommy'ego.- Widziałem, jak wjechałeś w sam środek walki.Nieomal straciłeś głowę,ściągając tamtego jezdzca z siodła.Ten z drugiej strony chybił zaledwie o włos.- Wiesz, jak to mówią:  W wirze walki włos jest równie długi jak jard".- Naprawdę tak się mówi? - zapytał Servan i nagle się roześmiał.- No ijeszcze to kłębowisko na ziemi.Gryzłeś, kopałeś i w ogóle.Czy mi sięwydawało, czy faktycznie ugryzłeś go w ucho?- Gryzłem, gdzie popadnie - przyznał Jommy.- Coś takiego przeszkadzadrugiej stronie zadać zabójczy cios.Servan ponownie się roześmiał.- Chyba zaczynam rozumieć.- Co takiego? - To, co powiedziałeś wtedy na dziedzińcu.Po tym, jak sprawiłeś mimanto.- A co takiego powiedziałem?- Ze nie zawsze jesteś taki delikatny - przypomniał Servan.- Szermierkachyba faktycznie nie przygotowuje zbyt dobrze do prawdziwej walki.- Nie widzę, żebyś był ranny, więc chyba niezle sobie poradziłeś -stwierdził Jommy.Servan wybuchnął śmiechem.- No tak, racja.Człowiek zawsze się tak czuje po walce? - zapytał nagle.-Jak?- No wiesz, chodzi mi o to uczucie.Jakby się było pijanym.Jommy skinąłgłową.- Czasami - odparł.- Masz wielkie szczęście, że wciąż dychasz.Wprzeciwieństwie do nich.- Pokazał na leżące wokół ciała.- Szał bitewny potrafibyć zgubny.- Aha - rzekł Servan krótko i oparł się o burtę przewróconego wozu.- Czasem po wszystkim serce boli tak, jakby chciało pęknąć - mówił dalejJommy, przypomniawszy sobie tortury pojmanego w niewolę NocnegoJastrzębia, Ketlamiego.Na moment opuścił głowę.- Kiedy indziej znówczłowiek jest tak zmęczony, że nawet nie może się ruszyć.Servan zaczerpnął głęboko tchu.- Lepiej zróbmy tu porządek - powiedział wstając.Wyciągnął rękę, aby pomóc Jommy'emu podnieść się na nogi.Chłopiecprzyjął pomoc, a kiedy już obaj stali twarzą w twarz, zapytał:- Jeszcze jedno.-Tak?- W związku z tą bójką na dziedzińcu.Zatem ja wtedy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •