[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy dotarli do dżipa, Pug zapytał:- Jak daleko tutaj jesteśmy od Moskwy?- O, wystarczająco daleko.- Komisarz zapalił silnik wozu.- Mam nadzieję, że ujrzałpan wszystko, co chciał pan zobaczyć.- Zobaczyłem bardzo dużo.Komisarz zwrócił swą leninowską twarz w stronę Amerykanina, oceniając gopodejrzliwym spojrzeniem.- Niełatwo zrozumieć front tylko rzuciwszy nań okiem.- Zrozumiałem, że jest wam potrzebny drugi front.Komisarz mruknął gardłowo:- W takim razie zrozumiał pan to, co najważniejsze.Ale nawet bez drugiego frontu,kapitanie Genri, zupełnie sami zmiażdżymy tę zarazę germańskich karaluchów.Gdy dotarli do centralnego placu miasteczka, śnieg przestał padać, a wśród pędzącychpo niebie chmur ukazywały się na chwilę skrawki błękitu.Wiatr był przejmująco zimny.Plątanina ciężarówek, wozów konnych i żołnierzy była jeszcze większa niż poprzednio.Zewszystkich stron rozlegały się gwałtowne rosyjskie przekleństwa i kłótnie.Stare kobiety imłodzi chłopcy ze zmarszczonymi brwiami nadal przyglądali się bałaganowi szerokootwartymi, smutnymi oczami.Czarny samochód napotkali w samym sercu korka, któryutworzył się wokół przewróconego wozu amunicyjnego i dwóch leżących na ziemi koni.Tudsbury w znakomitym humorze stał przy grupie kilkudziesięciu wrzeszczących oficerów iżołnierzy, patrząc jak konie kopiąc próbują wywikłać się ze splątanej uprzęży, a żołnierzezbierają wysypane z rozbitych skrzyń i błyszczące na śniegu długie miedziane łuski armatnie.- Hej tam! Już wróciliście? Co za bałagan! To cud, że ten cały wóz nie wyleciał zhukiem w powietrze, co? Byłaby dziura w ziemi na jakieś sto stóp średnicy.- Gdzie Pamela?Tudsbury machnął kciukiem do tyłu.- A tam, w cerkwi.Na dzwonnicy jest stanowisko obserwatora artyleryjskiego.Podobno mają stamtąd wspaniały widok, ale ja nie jestem w stanie wlezć na tę cholerną wieżę.Ona tam robi notatki.A jak na froncie? Musisz mi o wszystkim dokładnieopowiedzieć.Brrr! Ależ mróz! Jak myślisz, czy Szkopy poczują go trochę w jajach? Ach,podnieśli już konie.Amfiteatrow oświadczył, że zabiera Tudsbury'ego na pobliskie pole, gdzie leżyzestrzelony Junkers 88.Pug odrzekł, że widział już mnóstwo tych samolotów, wobec tegodołączy do Pameli w cerkwi i tam na nich zaczekają.Amfiteatrow trochę się zaniepokoił, aleodrzekł:- Dobrze kapitanie, ale proszę tam pozostać.Wrócimy najdalej za dwadzieścia minut.Pug pożegnał się z brodatym komisarzem, który siedział za kierownicą dżipa,wrzeszcząc na chudego żołnierza, trzymającego żywą białą gęś.%7łołnierz krzyczał cośochryple, a gęś zwracała swój pomarańczowy dziób i małe oczka to na jednego, to nadrugiego jakby chcąc odgadnąć swój przyszły los.Obszedłszy korek uliczny, Pug podążył docerkwi po skrzypiącym, suchym śniegu.Uwolnienie się od eskorty, nawet na parę minut, byłomu dziwnie przyjemne.Wnętrze cerkwi wypełniała mocna, niekościelna woń lekarstw iśrodków dezynfekcyjnych.Z łuszczących się fresków wielkoocy święci w niebieskich szatachspoglądali z zakopconych ścian na leżących na słomianych matach obandażowanychżołnierzy, rozmawiających, palących papierosy lub smutnym wzrokiem spoglądających przedsiebie.Wąskie, kamienne, kręcone schody wewnątrz dzwonnicy nie miały poręczy.Pugpoczuł się nieswojo, ale szedł na górę, przyciskając się do szorstkich ścian, aż dotarł dodrewnianej platformy z zaśniedziałymi dzwonami, gdzie przez cztery otwarte ceglane arkadywpadał gwałtowny wiatr.Tu przystanął, by złapać oddech, po czym wdrapał się wyżej pochwiejnej drewnianej drabinie.Górna platforma była ceglana.Gdy się na niej pojawił, Pamela pomachała ręką,wołając: - Victor!Z bliska oglądana cebulasta kopuła okazała się prymitywną konstrukcją z blach,przybitych zardzewiałymi gwozdziami do wygiętych drewnianych ram.Pod nią kwadratowąplatformę otaczał parapet z żółtej cegły, a w kącie przycupnęła Pamela, osłonięta od wyjącegowiatru.Obserwator artyleryjski, z twarzą zakrytą goglami i zawiązanymi pod brodąnausznikami grubej czapki, w sięgającym kostek brązowym płaszczu i mitenkach, obsługiwałlornetę nożycową na trójnogu.Koło Pameli tłusty czarny kot przysiadł nad miską zupy,chłepcząc ją, potrząsając wielką głową z niesmakiem i znowu chłepcząc.Dziewczyna iobserwator śmieli się z niego.- Za dużo pieprzu, kotku?Figlarne spojrzenie Pameli jasno dowodziło, że świetnie się tutaj bawi.W dole naga płaszczyzna ciągnęła się daleko na wschód i na południe, aż po odległe bory, zaś na zachód ipółnoc ku czarnej, wijącej się rzece i rzadko rozsypanym laskom.W tym pustym, płaskimświecie tylko tuż pod nimi, w miasteczku, gromadka żywych istot wydawała słabo dolatująceodgłosy.- Wy amierikanskij oficer? - spytał obserwator, ukazując białe zęby w jedynymnieosłoniętym fragmencie twarzy.- Da.- Posmotritie? - Dłoń w mitence poklepała lornetę.- Widietie Niemcy? - spytał Pug.- Sliszkom mnogo.- Odin uże sliszkom mnogo - skomentował Pug.Z groznym gestem i zduszonym chichotem obserwator odstąpił od lornety.Oczy Pugałzawiły od wiatru, ale przytknął je do okularów lornety i nagle w polu widzenia pojawiły sięna drugim brzegu rzeki niewyrazne, małe sylwetki, ciągle zajętych tą samą robotą Niemców.- Czy to nie robi niesamowitego wrażenia - zauważyła Pamela głaszcząc kota - że onisą tacy spokojni?Victor Henry skierował się do rogu ceglanego parapetu, badając wzrokiem zaśnieżonypejzaż we wszystkie cztery strony świata, wsadziwszy ręce w kieszenie granatowegopłaszcza.%7łołnierz, obracając powoli lornetę z południa na północ, obserwował co się dziejenad rzeką, cały czas mówiąc do obdrapanego telefonu podłączonego do czarnego,zwisającego za parapet kabla.- Kotku, za uszami także - powiedziała Pamela.Kot zaczął się myć, dziewczynapogłaskała go po głowie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •