[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Giu​lia zde​cy​do​wała się wyjść za Lucę, ak​to​ra z jej gru​py te​atral​nej, z którym spo​dzie​wała się dziec​ka.Gdy A gne​se usłyszała o tej de​cy​zji, po​czuła ukłucie w ser​cu.Chy​ba trochę jej za​zdrościła.Tego dnia wróciła do domu i spędziła całe popołudnie na smażeniu wszystkiego, co tylko miała pod ręką.Potemzajęła się ogląda​niem ostat​nie​go se​zo​nu Go​to​wych na wszyst​ko.Cie​szyła się, że przy​ja​ciółka była szczęśliwa, że zna​lazła wielką miłość, że wkrótce zo​sta​nie matką.Luca był po​zy​tyw​nie na​sta​wio​nym do życia młodym człowie​kiem, nie​co sza​lo​nym i bar​dzo za​ko​cha​nym w Giu​lii.Do tego wciąż popadał w tarapaty.Nawet kiedy stali już przed ołtarzem… Chwilę przed tym, gdy miał rozpocząć sięmarsz we​sel​ny, A gne​se zo​ba​czyła, że Luca wy​ko​nu​je ja​kieś de​spe​rac​kie ge​sty w jej stronę.Przeszła przez nawę kościoła, uśmie​chając się do wszyst​kich, i dys​kret​nie zbliżyła się do pana młode​go.— Co się dzie​je?Po​ka​zał jej obrączkę, którą przez pomyłkę włożył nie na ten pa​lec i te​raz nie mógł w żaden sposób jej zdjąć.A gnese spróbowała siłą, ale nic to nie dało.W końcu zmusiła go do zanurzenia ręki w wodzie święconej.Po chwiliudało się ściągnąć obrączkę z pal​ca.Ślub miał się roz​począć już za chwilę.A gne​se uśmie​chała się do sie​bie.• • •Tym, z czego naprawdę czerpał radość, od kiedy wrócił do Mediolanu, była szybka jazda na motorze.Mimo tego, żelekarze radzili mu nie przesadzać z szybkością podnoszącą poziom adrenaliny, ponieważ stan jego zdrowia wciąż niebył naj​lep​szy, nicze​go nie ko​chał bar​dziej, niż pędzićna swo​im mo​to​rze.Kiedy wsiadał na Monstera, będącego jedynym żywym wspomnieniem po związku z Lou, ogarniało go odurzającewrażenie, że znów mógł być kowalem swojego losu.Im bardziej oddalał się od miasta i zapuszczał w odległe zakątki,pędząc między rozciągającymi się fabrykami i pustkowiami Niziny Padańskiej, tym bardziej czuł się w zgodziez sa​mym sobą.Jego umysł uwalniał się, pamięcią sięgał do szczęśliwych minionych czasów, pojawiały mu się przed oczamiwyraźne wspomnienia, które kolorowały się nowymi emocjamii przelatywały mu przez głowę jednostajnymstru​mie​niem, aż do mo​men​tu, w którym de​cy​do​wał się zga​sić sil​nik.Teraz też zatrzymał motocykl na pustym poboczu, w miejscu, gdzie asfaltowa droga się kończyła.Wyjechałz mia​sta z prędkością światła i na​wet się nie zo​rien​to​wał, gdy minął ostat​nie za​bu​do​wa​nia.Zanieczyszczenia z fabryk sprawiały, że na niebie tworzyły się fioletowe chmury, które czaiły się na horyzoncie, natle pomarańczowego zachodu słońca.Lorenzo podniósł wzrok w kierunku stada ptaków przelatującego nad głową.Przez dłuższą chwilę wpatrywał się w ten prąd malutkich czarnych istotek, które poruszały się wszystkie razem tworzącdziwne kształty, jakby były jednym ciałem, jakby ich serca biły jednym rytmem.Przypomniał sobie o jaskółce zezłama​nym skrzydłem, którą zna​lazł któregoś ran​ka przy brze​gu ba​se​nu.Tęsknił za dzieciństwem, za willą, którą zwali Carlottą.To było miejsce, w którym spędził najlepszy okresw swoimżyciu.Wsiadł z po​wro​tem na mo​to​cykl i od​pa​lił sil​nik.Po​sta​no​wił prze​je​chać jesz​cze parę ki​lo​metrów.• • •Wycieraczka poruszała się z góry na dół, wydając przy tym piekielny zgrzyt.Powinna była doprowadzić samochóddo porządku przed wyruszeniem w podróż.Kiedy tak jechała po prawie pustej drodze, o siódmej nad ranem,ogarnęło ją dziw​ne uczu​cie deja-vù.To ciekawe, że za każdym razem, gdy wracała do Romanii, napotykała na swej drodze burzę.Deszcz uderzał o jejsa​mochód, jak​by chciał zrzu​cić go z mo​stu au​to​stra​dy.Tak jak ostatnim razem padał deszcz i tak jak ostatnim razem A gnese miała ochotę płakać.Tym razem jednakpo​wstrzy​my​wała łzy, była ich bar​dziej świa​do​ma.Jej walizka była rzucona od niechcenia na tylne siedzenie.Przy rączce przyczepiona była jeszcze naklejkaprzy​po​mi​nająca ostat​nią podróż do War​sza​wy.Na ślubie Giulii spotkała w zasadzie same pary– zgodne, szczęśliwe, z planami na wspólną przyszłość.Ta nagławi​zja miłości, którą – jak się oka​zy​wało – od​naj​dy​wa​li wszy​scy oprócz niej, wy​pro​wa​dziła ją z równo​wa​gi.Kie​dy w od​da​li zo​ba​czyła pro​fil sta​re​go domu, od razu po​czuła się le​piej.To miejsce zawsze potrafiło ją uspokoić i sprawić, że czuła się dobrze.Deszcz zamienił się teraz w grad, którybez​li​tośnie prze​ci​nał nie​bo.A gnese wbiegła do środka domu i od razu poczuła znajomy zapach stęchlizny i spalenizny.Już sam ten aromatdziałał na nią uspokajająco.Wrzuciła kilka drewien do starego kominka i zaniosła walizkę do swojego pokoju.Ro​zej​rzała się do​okoła, nie​co wy​stra​szo​na i jed​no​cześnie go​to​wa na to, by dać się opa​no​wać przez wspo​mnie​nia.Lubiła ten me​lan​cho​lij​ny nastrój, który ją opa​no​wy​wał, kie​dy tyl​ko prze​kra​czała próg domu.Zrobiła kilka kroków w dół po marmurowych stopniach i powoli zaczęło ją dochodzić dziwne echo szepczącychradośnie głosów.Weszła do kuchni i w rogu ujrzała swoją prababcię Lisę, ubraną na jasno, z tymi długimi siwymi włosami, siedzącąprzy ku​chen​ce i prze​wra​cającą pia​dinę na drugą stronę.Potem odwróciła głowę i zobaczyła, jak na starym filmie, ciotkę Claudię, A urorę i babcię A drianę, siedzące wokółdrew​nia​ne​go stołu, pogrążone w roz​mo​wie.Wszyst​kie były o wie​le młod​sze, a ich głosy roz​brzmie​wały radośnie.Obok nich siedziała jeszcze jedna kobieta o ciemnozielonych oczach, takich jak jej, i długich, opadającychnara​mio​na włosach.Miała na so​bie let​nią su​kienkęw małe, biało-nie​bie​skie kwiat​ki i ma​lo​wała so​bie pa​znok​cie la​kie​rem.Kobieta podniosła głowę i spojrzała na A gnese stojącą w progu kuchni.A gnese pomyślała, że jej matka za młodubyła na​prawdę piękna.Chy​ba była do niej po​dob​na.— Co tak sto​isz? Wejdź.Zro​biła krok do przo​du i wspo​mnie​nie, choć byłotak żywe, zniknęło.• • •Ulewa złapała go, gdy wyjeżdżał z autostrady w kierunku Rimini.Mimo tego, że miał zabudowany kaski osłonyprzeciwdeszczowe, bardzo zmókł.Postanowił skręcić w stronę oświetlonego szyldu stacji benzynowej, któraw tej mglebyła je​dy​nym przebłyskiem zba​wie​nia.Zdjął przemokniętą kurtkę i wszedł do środka, schronili się tam również inni motocykliści.Dziewczyna stojącazaba​rem podała mu menu i Lo​ren​zo usiadł przy wol​nym sto​li​ku na​prze​ciw​ko okna.Myślał o A gne​se.Pamiętał, że wczo​raj był ślub Giu​lii [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl
  •  

     

    6.php") ?>