[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bywało i innych wielu.Marcik, który jąznał jeszcze dziewczyną, a bardzo sobie upodobał, nie gorzej był widzianym odinnych, ale i nie lepiej.Stary, okrągły rzeznik, stryj Paweł i pierwszy jegoczeladnik Hans, i niezliczona młodzież rozmiłowaną była we wdowie.Po śmiercizabitego w jakiejś zwadzie jej męża, który był zuchwały i porywczy, nalegałarodzina, aby sobie drugiego wybrała.Greta ruszyła na to ramionami i rzadko nawetodpowiadać raczyła.Byliby ją zmusili może iść za mąż, gdyby nie stryj Paweł,który miłując dziewczę, choć mu wiek i pokrewieństwo myśleć o niej niedozwalało, rad był dłużej z praw opiekuna korzystać.Ona też, robiąc z nim, cochciała, nie spieszyła szukać sobie pana.Majątek wszelki w dworzyszczach,placach, domach i pieniądzach miała znaczny, wyprawę bogatą, co tym więcejprzywabiało ludzi, ale Greta nad wszystko przenosiła swobodę.Używała jej zaśtak, że choć wcale od ludzi nie stroniła, nikt na nią złego słowa powiedzieć niemógł.Kurcwurst, pół sługi, pół błazna, jak za swą królową chodził za nią wszędzie.Gdy Marcika ujrzeli siedzący za stołem, zajęci żywą rozmową, przerwali ją wsposób znaczący; on zaś, zbliżywszy się do Grety, siadł przy niej na ławie i pocichu, śmiejąc się poufale, rozmawiać z nią zaczął.Czechowi i Niemcowi był zarówno niemiłym gościem.Oba oni dosiadywali tu,chcąc jeden drugiego przetrwać i zostać sam na sam z wdową, bo Kurcwurst,siedzący w kącie, za nic się nie liczył.Tymczasem Marcik szyki im i rachubępomieszał.Wiedzieli, że go się nie zbędą tak łatwo, zwłaszcza że najpózniejprzybył.Pochmurniały im twarze.Mikosz musiał dla służby na zamek, Niemiec zaśz Polakiem razem siedzieć nie lubił.Stało się tedy, że oba z jedną myślą wstali iżegnać się poczęli.Wdowa ich nie zatrzymywała.Kurcwurst wstał i zabawne robiąc miny pozdrawiał ich, długimi rękami machając.Marcik, patrząc na drzwi zanimi, gdy wychodzili, taką twarz ułożył, że Greta się uśmiechnęła z niego.Radbardzo się ich pozbywał.Lecz radość ta krótko trwała, gdyż ledwie zwróciwszy się do gospodyni, zwykłą znią zawiązał rozmowę, gdy już w progu posłyszał kroki i Paweł z Brzegu sięokazał.Zasępiony był i spotniały mimo chłodu.Naprzód więc okrągłą i świecącątwarz ocierać zaczął, potem, skłoniwszy się Grecie, siadł co rychlej. A co nowego?  zapytał Suła rajcy. Co dzień ani świeżego mięsa, ani nowin mieć nie można  odezwał się Paweł. Nowego nie ma nic.Wiemy tylko, że Czechy się krzepko trzymać myślą, asłychać, że z Pragi Paweł z Paulsztynu36 jedzie tu na wielkorządy.Mówią o nim,że człowiek być ma rozumny, a nie tak, jak Boskowicz, gwałtowny i srogi. No, no! Czechy! Czechy!  rozśmiał się Marcik lekceważąco. Pókiż tychCzechów będzie? Jam myślał, że bodaj pan Wierzbięta albo pan ze %7łmigrodazamek obejmie.Spojrzał na Pawła, okazującego mu rękami, że do tego bardzo jeszcze było daleko.Greta słuchała z uwagą, spoglądając to na stryja, to na Marcika. E!  rzekła żartobliwie. Do wiosny się to wszystko przecie skończy, zbocianami Polacy przylecą. Ja bym wolał  zaśmiał się Marcik  żeby sobie Czechy z gęśmi terazodleciały.Paweł milczał, patrzał na synowicę, która w rączkach chustkę kręciła, a bystrymioczyma strzelając, obu ich trzymała na uwięzi. Niech no śliczna Greta  ozwał się Marcik  powie panu Pawłowi, że naszmały książę wart, aby mu się tak nie opierano.Mieszczanom nagrodzi sowicie, gdymu powolność okażą.Drażnić znowu go i jątrzyć nie radziłbym nikomu.Greta w istocie zdawała się brać stronę Marcika, ząbki białe pokazała i rzekła: Tych małych człowieczków zawsze się najwięcej bać potrzeba.Nie wiedzieć, coto jest, ale Pan Bóg im siły i rozumu więcej niż dużym daje.Z siłą i rozumem tobodaj jak z piwem: póki miarka go jest, mocne, wody podlawszy, zrobi się półtorejlub dwie, ale cienkuszu.Paweł dziwował się i cieszył porównaniu i rozumowi. Różnie bywa  dodał  są i olbrzymy silne. No, a ja karłów się gorzej boję  mówiła Greta. Ten Aoktek to czarodziej.Gdy mu się już udało, nie mając ani ludzi, ni pieniędzy, tyle kraju zdobyć, dostaniesię i do Krakowa.Rzeznik spojrzał na synowicę, czy istotnie myślała tak, jak mówiła, czy sobie zMarcika żarty stroiła.Wdówka powtórzyła raz jeszcze swoje.Marcik zbliżył musię do ucha i spytał:  Cóż więc? Co? A nic.To jest, com mówił  odpowiedział Paweł. Pierwsi być nie chcemy.Pochylił się do ucha Suły. Tak starszyzna uradziła.Suła mu nawzajem szepnął do ucha:  Starszyznie, wiecie, kto to doradził z wielkiej mądrości swej? Ksiądz biskupMuskata.Ho, ho! Znamy go i wiemy, z kim trzyma.Ale choć mitrę ma na głowie,niech się dobrze zawaruje, aby mu ona nie spadła i żeby jak Paweł nie siedział wwięzieniu.Z naszym panem w kości grać niezdrowo.Paweł chciał biskupa uniewinniać, ale Marcik go z lekka po ramieniu uderzył. Chodziliście przecie o świcie do niego z Albertem na radę.Rzeznik spuścił głowę.Greta odgadując, o co szło, uśmiechała się.Suła parękroków odstąpił, nadrabiając miną, choć widać było, że koniec rozmowy kwaśnoprzyjął.Siadł bliżej Grety i rzekł żartobliwie: Choć mi wszystko na przekór się składa, tyle mojego, że choć wam w oczypopatrzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • blondiii.htw.pl